Powitanie
Każdy widzi
Iwona Konarska
Nie warto grać zdrowiem – taki wniosek bezcenny płynie z wyborów do Parlamentu Europejskiego. Na pewno się przyda przed kolejną kampanią.
Nikt nie straszył, że przeciwnik popsuje misterny system. Raczej rywalizujące ugrupowania dążyły do tego, by Polacy nie zastanawiali się, co ich partia zrobiła dla zdrowia ogólnego. Spektakularnych sukcesów brak. Ciągle opieramy się bardziej na wspaniałych lekarzach niż na świetnym systemie. Tak jest od dziesięcioleci.
Z dawnych kampanijnych straszaków przypominam sobie rozpaczliwy dźwięk karetki na sygnale i płaską linię bez życia, bo pomoc nie zdążyła. Straszono też sprywatyzowaniem ochrony zdrowia, co spowoduje, że stan zdrowia będzie zależał od stanu konta.
Dzisiaj nikogo nie poruszą takie argumenty, gdyż publiczna i prywatna ochrona zdrowia żyją własnymi problemami, a podział na płatne i „na Fundusz” jest dla Polaków czytelny. Dzisiaj największym wrogiem jest kolejka.
„Skrócimy kolejki” – najdłużej o ochronie zdrowia mówił Robert Biedroń. Tych czekających w nieskończoność chciał przekierować do prywatnych gabinetów, a kosztami obciążyć NFZ, czyli nas wszystkich. Elektoratowi wydało się to zbyt abstrakcyjne, a eksperci kpili, że to nierealne.
Koalicja Europejska sięgnęła po wyeksploatowaną kampanijnie onkologię. W jak bojowych warunkach leczą się Polacy – to wiadomo. Obietnice na przyszłość były enigmatyczne tak jak rokowania w chorobach nowotworowych. Poza tym Koalicja w ogóle nie wiedziała, co wypisać sobie na sztandarach, więc i zdrowie nie utrzymało się na nich zbyt długo.
PiS wyszło z założenia, że „koń jaki jest, każdy widzi”. Nie ma co obiecywać złotych gór ani twierdzić, że na polskich SOR-ach jest kameralnie.
Jaki z tego wniosek? Zdrowie nie trafi na listę niespełnionych obietnic wyborczych, bo nie będzie obietnicą. Żeby mądrze obiecać, trzeba znać temat, a sądząc po wypowiedziach polityków, specjalistów od ochrony zdrowia nie ma w ich sztabach wyborczych.