Bez mojej zgody
Ratowanie człowieka jest ważniejsze niż paragrafy
Opracowała: Iwona Dudzik
O tym, jak szpital ratował życie, ale znaleziono na niego paragrafy, mówi Dorota Gałczyńska-Zych, dyrektor warszawskiego Szpitala Bielańskiego.
Kończy się nasze dwumiesięczne zmaganie z bakterią New Delhi, ognisko choroby jest teraz wygaszane. Pojawiło się ono pod koniec lipca na II Oddziale Chorób Wewnętrznych i wywołało ogromny kryzys w całym szpitalu, który praktycznie stał się terenem walki z bakterią.
W tej chwili wyciągamy wnioski i szykujemy się na wypadek kolejnych przypadków zakażeń bakterią New Delhi. Nie mam wątpliwości, że następni zakażeni będą do nas trafiać, ponieważ bakteria rozprzestrzenia się, a nasz SOR jest największy w mieście.
Zgodnie z opracowaną przez nas wcześniej procedurą, zawsze w przypadku New Delhi musimy zlikwidować łóżka dla pacjentów na korytarzach, kohortować zakażonych i ograniczyć przyjęcia nowych. To wymaga wysiłku nie tylko od nas, ale też współpracy ze strony systemu przedszpitalnego, w tym głównie stacji pogotowia ratunkowego.
Poprosiłam: Nie przywoźcie na SOR
Kiedy ognisko choroby pojawiło się w szpitalu, wdrożyliśmy odpowiednią procedurę. Uważałam, że do problemu powinniśmy podejść profesjonalnie i jako przedstawiciele ochrony zdrowia sprawnie go rozwiązać. Informowanie społeczeństwa mijało się z celem, ze względu na strach, jaki taka informacja by wywołała.
Jednocześnie zwróciłam się do instytucji takich jak pogotowie i wojewoda, by mi pomogły i przez określony czas chorzy internistyczni nie byli przywożeni na nasz SOR.
Współpraca z tymi instytucjami okazała się najsłabszym ogniwem.
Przez pierwsze dwa dni faktycznie zaprzestano przywożenia chorych. Prawdopodobnie jednak informacji o ognisku zakażenia nie przekazano kolejnym zmianom pracowników stacji pogotowia. Tymczasem po wyłączeniu naszego oddziału interny, nadzorowany przez służby wojewody system informacji o szpitalach monitorujący liczbę wolnych łóżek zaczął pokazywać, że takie łóżka posiadamy.
Skutek był odwrotny do zamierzonego! Karetki znowu zaczęły wozić chorych do nas. Nie mogliśmy temu zapobiec, ponieważ zgodnie z przepisami karetka transportuje chorego do najbliższego szpitala, a kiedy go przywiezie, szpital nie może odmówić przyjęcia. Grozi to karą, która jest tym większa, im większy szpital ma kontrakt na SOR. Paradoksalnie więc największy SOR, który może mieć najwięcej takich sytuacji, płaci karę wyższą niż inne szpitale – rzędu kilkuset tysięcy złotych.
SOR kompletnie niewydolny
A nasze obowiązki? Przywiezionego karetką chorego trzeba zbadać i udzielić mu pomocy. Jeśli nie ma dla niego miejsca, należy znaleźć je w innym szpitalu i zapewnić mu transport. Dla nas było to ogromnym obciążeniem. Szukaniem miejsc zajmowały się ...