Prawo
Przyczyny śmierci – jak nie pomagać w ukryciu przestępstwa
Lek. Wojciech Golema
Stwierdzenie zgonu zakłócone strachem
● Stwierdzanie zgonu należy do jednych z prostszych czynności medycznych z punktu widzenia techniki ich wykonania. Obecnie dokonują tego wyłącznie lekarze, szczególnie pracujący w podstawowej opiece zdrowotnej lub pogotowiu ratunkowym.
● Osoba zmarła budzi jednak w kolegach klinicystach w najlepszym wypadku lekki niepokój, w skrajnych zaś paniczny strach. W tej sytuacji samo badanie zwłok jest często zaniedbywane lub przynajmniej wykonywane pobieżnie, bez należytej staranności.
● Dodatkowo przepisy regulujące te czynności powstały w innym systemie opieki zdrowotnej i są, łagodnie rzecz ujmując, trochę przestarzałe. Dają one również możliwość spychania obowiązku stwierdzenia zgonu na innego lekarza, który często wypełnia kartę zgonu, nie widząc zmarłego na oczy.
Przypadek I, czyli zabójstwo niemal doskonałe
Lekarz rodzinny został poproszony o stwierdzenie zgonu 80-letniej kobiety, którą rodzina znalazła martwą, we własnym łóżku. Staruszka mieszkała sama, ale była bardzo często, zwykle kilka razy dziennie, odwiedzana przez różnych członków rodziny.
Z uwagi na okres letni i wysokie temperatury oraz fakt, że zwłoki były przykryte kołdrą po szyję, rozpoczął się już proces gnilny, a ciało było zielonkawe i wydzielało charakterystyczny, nieprzyjemny zapach. Okoliczności nie sprzyjały zatem dokładnym oględzinom i lekarz ograniczył się wyłącznie do zajrzenia do pokoju, bardzo pobieżnego obejrzenia zwłok (bez odkrycia kołdry) oraz wypisania niezbędnych dokumentów.
Jako przyczynę śmierci przyjął rozsiany proces miażdżycowy, powikłany chorobą niedokrwienną serca oraz ostrą niewydolnością krążeniowo-oddechową. Na podstawie przedłożonej przez bliskich dokumentacji medycznej oraz danych z przychodni ustalił, że zmarła faktycznie leczyła się z tego powodu, jednak rodzina nie wiedziała, czy w ostatnim czasie gorzej się czuła lub na coś skarżyła.
Ciało zmarłej pozostawiono pod opieką bliskich. Rodzina wybrała zakład pogrzebowy, który załatwił wszystkie formalności, wyznaczono termin kremacji. Tuż przed pochówkiem prokuratura rejonowa została jednak poinformowana, że zgon ten nie wynikał ze zmian chorobowych, lecz był skutkiem kilkukrotnego ciosu nożem w klatkę piersiową.
Do zabójstwa przyznał się syn, chorujący na schizofrenię. Natychmiastowa interwencja policji pozwoliła na zabezpieczenie zwłok i ich transport do zakładu medycyny sądowej. Już w trakcie oględzin zewnętrznych, po uniesieniu koszuli nocnej, obducentowi ukazało się kilkanaście ran kłutych klatki piersiowej, które stanowiły przyczynę śmierci.