ŚWIĄTECZNA DARMOWA DOSTAWA od 20 grudnia do 8 stycznia! Zamówienia złożone w tym okresie wyślemy od 2 stycznia 2025. Sprawdź >
Uczestnictwo chorych we wspomnianych turnusach pokazało, że pacjenci z MM powinni mieć prowadzone zabiegi rehabilitacyjne i w związku z tym mogą być uwzględniani przy kwalifikacjach do pobytów sanatoryjnych refundowanych przez NFZ.
MT: Co uważa pan za sukces swojej kliniki oraz fundacji?
A.J.: Jestem dumny z działalności naszej Kliniki Hematologii Szpitala Uniwersyteckiego, stale rozwijanej m.in. dzięki wsparciu Fundacji Centrum Leczenia Szpiczaka w Polsce, która jest organizacją pożytku publicznego od chwili powstania. Za pozyskane przez fundację pieniądze kupiliśmy w 2018 i w 2019 r. na potrzeby kliniki sprzęt (pierwszy w Polsce na oddziale hematologii) do nieinwazyjnej tlenoterapii. Ten sprzęt szczególnie się sprawdził w czasach pandemii, ale nie tylko. Czasem u pacjentów ze szpiczakiem pogarsza się stan płuc, cierpią na niewydolność oddechową. Nie czekając na dalsze pogorszenie się ich stanu i konieczność podłączenia do respiratora, można skorzystać z urządzeń, o których mowa, i wielu pacjentów zostało dzięki temu uratowanych.
MT: Jest pan niezwykle zaangażowany w działania kliniki i fundacji. Co panu to daje?
A.J.: Jestem lekarzem praktykującym nieustannie od 26 lat, specjalizuję się w dosyć wąskiej dziedzinie medycyny − hematologii. Od niedawna coraz bardziej angażuję się w jeszcze węższą działkę, jaką są dyskrazje plazmocytowe, obserwuję potrzeby pacjentów. Dzięki temu mam szansę niejako od razu na nie reagować, m.in. za pośrednictwem fundacji. Pomagamy także innym placówkom – wsparliśmy szpitale w Nowym Sączu i w Warszawie, dla których kupiliśmy sprzęt medyczny oraz pomogliśmy im w remoncie oddziału. Jesteśmy otwarci na pomoc innym ośrodkom, na tyle, na ile możemy. Fundacja jest mała, zatrudniamy tylko kilka osób, żeby zminimalizować koszty, budżet jest niewielki, ale na tyle, na ile możemy, wspieramy różne inicjatywy.
Jeśli chodzi o sprawy aktualne, to pochwalę się trzema z nich. Niedługo, bo 1 lipca, odbędzie się w Krakowie promocja książki wydanej z inicjatywy fundacji −„Sztuka Jana Bukowskiego”, opowiadająca o znanym krakowskim artyście i ujawniająca unikalną wartość jego sztuki. Bukowski tworzył w cieniu Stanisława Wyspiańskiego, był wybitnym artystą, a niewiele osób wie o jego twórczości. Wydanie tej książki jest zgodne z celami statutowymi fundacji, o których mówiłem wcześniej. Z kolei 1 października w Londynie będzie miało miejsce uroczyste odsłonięcie tablicy poświęconej generałowi Józefowi Hallerowi. Tablica zostanie umieszczona na ścianie polskiego kościoła na Ealingu, w którym w 1960 r. odbył się pogrzeb generała.
I przede wszystkim, z czego jestem szczególnie dumny, właśnie oddajemy do druku książkę „Profesor Tadeusz Tempka – pionier polskiej hematologii”. Przedstawiona jest w niej postać wielkiego lekarza, który był pierwszym polskim hematologiem, zanim hematologia stała się specjalizacją lekarską. Prof. Tempka wykształcił wielu znanych lekarzy, takich jak internista, hematolog i filozof medycyny prof. Julian Aleksandrowicz, nefrolog prof. Zygmunt Hanicki, internista i hematolog prof. Józef Japa, hematolog prof. Ignacy Urasiński i wielu innych wspaniałych specjalistów. Poprzez wydanie książki chcemy upamiętnić dokonania profesora Tempki, wybitnego lekarza i człowieka.
MT: Jest pan lekarzem, jednocześnie bardzo aktywnie działa pan na rzecz pacjentów, będąc prezesem zarządu fundacji. Bierze pan udział w konferencjach naukowych, pisze książki i angażuje się w rozwój kultury. Czy łatwo jest łączyć tak liczne obowiązki? Po co panu to wszystko?
A.J.: Czasem też zadaję sobie to pytanie: czy warto robić to wszystko? Patrząc na pacjentów, na ich potrzeby, oczekiwania i widząc, jaka jest sytuacja w naszym kraju, staram się troszeczkę pomóc polskiemu systemowi ochrony zdrowia. Mam poczucie, że dokładam cegiełkę, żeby było lepiej. Moje zaangażowanie wynika najprawdopodobniej z mojego charakteru i osobowości – lubię być aktywny, dynamiczny i robić rzeczy dodatkowe, poza pracą. Nie uważam, że wszystko mi się należy. O pewne rzeczy staram się zadbać sam. Cieszę się, że mogę pomagać pacjentom. Mam nadzieję, że moje powołanie lekarskie wypełniam w ten sposób jeszcze lepiej. Lekarz to więcej niż zawód. To misja. Tak to rozumiem. Cieszę się, że zostałem lekarzem. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym robić w życiu coś innego. To, co robię dodatkowo, robię dla pacjentów, po to, żeby było im lepiej.
MT: Jak pan doładowuje baterie i skąd czerpie siły na te wszystkie aktywności? Ma pan rodzinę – żonę i córkę. Jak udaje się panu utrzymać równowagę pomiędzy pracą a życiem osobistym?
A.J.: Faktycznie mam sporo aktywności. W 2019 r., przed pandemią, uczestniczyłem w ogromnej liczbie konferencji, wykładów, zjazdów − nie było miesiąca, w którym 2-3 razy nie wyjechałbym w tym celu za granicę. Relaksuję się np., czytając książki, ale przede wszystkim lubię aktywny tryb życia: narty, ostatnio zainteresował mnie skitouring. Lubię muzykę jazzową, zwłaszcza Krzysztofa Komedy, którego postać chcemy upamiętnić za pośrednictwem fundacji. Kiedy w zeszłym roku byłem na festiwalu muzyki Komedy, poznałem pasierba muzyka – Tomasza Lacha. Dowiedziałem się wtedy od niego, że Komeda jako artysta jest upamiętniony w Warszawie, Ostrowie Wielkopolskim, Poznaniu i Wałbrzychu. Natomiast w Krakowie, gdzie słynny jazzman spędził 3 lata, w ogóle nie jest upamiętniony. Jako fundacja podjęliśmy inicjatywę, żeby to zmienić i prawdopodobnie nazwiskiem Komedy zostanie nazwany jeden z krakowskich parków. Komeda, z wykształcenia lekarz laryngolog, jest najwybitniejszą postacią w polskim jazzie, przebił się do światowej kultury m.in. poprzez kompozycje do wielu filmów. Uważam, że taka postać powinna być upamiętniona i mam nadzieję, że uda nam się to zrobić w Krakowie
Oprócz działalności lekarskiej pasjonuje mnie historia i historia sztuki. Swego czasu podczas studiów medycznych miałem trudny okres, chciałem je przerwać i zmienić na wydział historii sztuki. Rodzice wtedy zaingerowali i zmusili mnie, żebym skończył medycynę. Jestem im za to bardzo wdzięczny. Zainteresowania historyczne rozwijam jako hobby.
MT: Córka Anna poszła w pana ślady i studiuje medycynę w Krakowie.
A.J.: Tak, jestem z niej bardzo dumny, idzie jej całkiem dobrze. Nie wiem, jaką dziedziną zajmie się w przyszłości, ale cieszę się, że mam następcę. Zarówno córka, jak i żona Basia uczestniczą charytatywnie w działalności fundacji, organizowanych przez nią wydarzeniach, m.in. górskich piknikach z pacjentami. Obie cieszą się, że możemy wspólnie robić coś dodatkowego dla pacjentów. Żona i córka mnie wspierają, staramy się wspólnie to ciągnąć − myślę, że jeszcze wiele przed nami, jeśli chodzi o działania fundacji.
MT: Plany na najbliższe lata to…
A.J.: Stworzenie pierwszego w Polsce profesjonalnego interdyscyplinarnego Centrum Leczenia Szpiaczaka oferującego kompleksową i koordynowaną pomoc hematologa, ortopedy, rehabilitanta, nefrologa, psychologa, radioterapeuty i specjalisty od chirurgii kręgosłupa. Wiem, że takie ośrodki będą powstawały w ramach programu rządowego KOS-HEM.