Edytorial
Edytorial
prof. dr hab. med. Waldemar Banasiak1
prof. dr hab. med. Tomasz Pasierski2
Sympozjum: zaburzenia rytmu
prof. dr hab. med. Waldemar Banasiak
Większość lekarzy, którzy na co dzień nie zajmują się leczeniem zaburzeń rytmu serca, ma wiele wątpliwości, jak postępować skutecznie, a zarazem bezpiecznie dla pacjenta w sytuacji zarejestrowania symptomatycznych lub asymptomatycznych zaburzeń rytmu serca. Zdecydowanie mniej problemów decyzyjnych istnieje w sytuacji, gdy nad- czy komorowym zaburzeniom rytmu towarzyszą mniej lub bardziej nasilone dolegliwości subiektywne albo zaburzenia hemodynamiczne. Wówczas z mniejszym oporem decydujemy się na farmakologiczne czy inwazyjne leczenie arytmii. Znacznie więcej problemów mamy, gdy do naszego gabinetu zgłasza się pacjent z bezobjawowymi zaburzeniami rytmu zarejestrowanymi w standardowym zapisie EKG lub w trakcie wielogodzinnego monitorowania elektrokardiograficznego metodą Holtera. W tej sytuacji rodzi się zasadne pytanie: leczyć czy nie leczyć? Przed podjęciem ostatecznej decyzji terapeutycznej zawsze trzeba wziąć pod uwagę, że zaburzenie rytmu bardzo rzadko jest chorobą samą w sobie, zatem należy je traktować jako objaw choroby serca lub innej pozasercowej patologii. Takie rozumowanie wymusza na lekarzu zastanowienie się i rozpoznanie choroby odpowiedzialnej za ujawnienie się arytmii. Skupienie uwagi tylko na arytmii i jej objawowym leczeniu za pomocą leków antyarytmicznych jest błędem, który może dużo kosztować zarówno pacjenta, jak i lekarza. Przez wiele lat zajmowałem się różnorodnymi aspektami naukowymi i praktycznymi związanymi z zaburzeniami rytmu i moje obserwacje podsumowałbym w następujący sposób: im więcej mam doświadczenia w postępowaniu z pacjentami z zaburzeniami rytmu serca, tym rzadziej stosuję leki antyarytmiczne.
Tak naprawdę w Polsce w powszechnym użyciu są tylko trzy leki antyarytmiczne: amiodaron, sotalol i propafenon. Jak zatem respektować obowiązujące nas standardy dotyczące farmakologicznego leczenia zaburzeń rytmu? Na to pytanie bardzo trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź. Lekarz podejmujący decyzję o wdrożeniu leczenia antyarytmicznego musi zdawać sobie sprawę z konsekwencji ich długotrwałego stosowania. Okazuje się, że w kilkunastu procentach przypadków może dojść do wystąpienia zjawiska proarytmii, tj. zaburzeń rytmu zdecydowanie groźniejszych od tych, które były powodem wdrożenia leczenia antyarytmicznego. Jak długo zatem stosować leki antyarytmiczne, skoro brak prospektywnych badań, które dałyby jednoznaczną odpowiedź? Jak zdefiniować skuteczność terapeutyczną leków tej grupy, skoro nie można utożsamiać eliminacji zaburzeń rytmu z wydłużaniem życia leczonych? Czy w ogóle zasadne jest jeszcze stosowanie leków antyarytmicznych w pewnych populacjach pacjentów, np. po zawale serca czy z niewydolnością serca, w których szczególnie często występują różnorodne zaburzenia rytmu, czasami zagrażające życiu, skoro w wielu badaniach przeprowadzonych z randomizacją siła ich skuteczności była na poziomie placebo? W obliczu tych informacji wydaje się, że powinniśmy stawiać zdecydowanie bardziej wymagające cele terapeutyczne dla nowych leków antyarytmicznych, jak np. redukcja śmiertelności, zawałów serca czy udarów mózgu w obserwacji długoterminowej, wobec nieklarownych celów terapeutycznych, do których obecnie się dąży.
W ostatnich dwóch dekadach zaobserwowano, że wiele nowych leków antyarytmicznych nie jest skuteczniejszych w porównaniu z dotychczas stosowanymi. Część z nich okazała się nawet niebezpieczna dla leczonych, co wpłynęło na ich wycofanie. Należy również pamiętać, że dwie ostatnie dekady były okresem triumfalnego wdrażania inwazyjnych metod leczenia zaburzeń rytmu serca, które nieoczekiwanie przyszły z odsieczą w walce z groźnymi komorowymi zaburzeniami rytmu. Metody inwazyjnego leczenia, m.in. implantacja kardiowertera-defibrylatora, zabiegi ablacji prądem o częstotliwości radiowej czy izolacja żył płucnych, w ostatnich latach weszły na stałe do standardów leczenia antyarytmicznego. Wyniki wielu prospektywnych badań potwierdziły ich wyższość nad lekami antyarytmicznymi w realizacji różnorodnych celów terapeutycznych, w tym redukcji umieralności.
Wprowadzając do praktyki metody inwazyjnego leczenia zaburzeń rytmu, należy liczyć się z tym, że pojawią się nowe problemy, które musi rozwiązywać współczesna kardiologia. Po pierwsze, chodzi tu o aspekt ekonomiczny tych form terapii w obliczu masowości występowania różnorodnych zaburzeń rytmu. Po drugie – względność i ułomność kryteriów kwalifikacyjnych do poszczególnych form terapii inwazyjnej. Po trzecie – o znikomą liczbę kompetentnych lekarzy elektrofizjologów, którzy skutecznie, a zarazem bezpiecznie mogą wykonywać te zabiegi. Po czwarte – narastająca liczba powikłań zapalnych i krwotocznych wraz ze wzrostem liczby wykonywanych zabiegów. Po piąte – pojawiła się konieczność zorganizowania wydolnego i sprawnego systemu kontroli oraz umożliwienia łatwego dostępu do ośrodków wysokospecjalistycznych dla pacjentów po tych zabiegach. Po szóste – niewystarczający poziom edukacji lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej w zakresie radzenia sobie z problemami wiążącymi się z tymi zabiegami. Po siódme – narastająca liczba badań metodą rezonansu magnetycznego i tomografii komputerowej u pacjentów po implantacji urządzeń antyarytmicznych.
Podsumowując, wydaje się, że artykuły prezentowane wraz z komentarzami ekspertów w sympozjum „Zaburzenia rytmu” pozwolą Państwu na przypomnienie informacji i ugruntowanie wiedzy z tego zakresu lub odkrycie różnorodnych aspektów skutecznego postępowania u osób z zaburzeniami rytmu serca w codziennej praktyce klinicznej.
Zapraszam do lektury Sympozjum
Być lekarzem
prof. dr hab. med. Tomasz Pasierski
Artykuł „Problem uzależnień psychofizycznych wśród lekarzy” dotyczy bardzo poważnego i niestety zbyt często niedostrzeganego tematu. Ofiarami uzależnień padają przede wszystkim młodzi lekarze, którzy nie są w stanie sprostać napięciu emocjonalnemu towarzyszącemu początkom pracy zawodowej. Jedną z przyczyn tego zjawiska jest brak strategii przygotowania emocjonalnego młodych ludzi do pełnienia zawodu lekarza. Przed rokiem 1989 na wielu oddziałach podczas dyżurów panowały pijackie obyczaje, teraz na szczęście słyszy się o nich dużo mniej. Problem lekarza uzależnionego od substancji psychoaktywnych jest w równej mierze problemem jego kolegów, którzy w imię fałszywej solidarności długi czas przymykają oczy na jego poczynania. Dopiero gdy nietrzeźwy lekarz popełni błąd w sztuce lub jego stan zwróci uwagę pacjenta, okazuje się, że wszyscy z jego otoczenia od dawna wiedzieli, że nadużywa on alkoholu. Artykuł, mimo że osadzony w amerykańskich realiach, zawiera wiele uniwersalnych obserwacji.
Zapraszam do lektury artykułu Problem uzależnień psychofizycznych wśród lekarzy