BLACK CYBER WEEK! Publikacje i multimedia nawet do 80% taniej i darmowa dostawa od 350 zł! Sprawdź >
Dążymy do celu
Kiedy radioterapia przynosi najlepsze efekty?
Z prof. dr. hab. med. Bogusławem Maciejewskim rozmawia Wojciech Skowroński
O najnowszych metodach radioterapii rozmawiamy z prof. dr. hab. med. Bogusławem Maciejewskim – dyrektorem Centrum Onkologii-Instytutu im. M.Skłodowskiej-Curie, Oddział w Gliwicach
OpD: Radio- czy chemioterapia? Jak można, posługując się przykładem, próbować rozstrzygnąć ten spór?
PROF. BOGUSŁAW MACIEJEWSKI: Amerykańskie badania kliniczne dotyczące np. zaawansowanego raka płuca, przeprowadzone na grupie 2 tys. pacjentów, wyraźnie wskazują, że użycie radioterapii protonowej do leczenia tego nowotworu przynosi zdecydowanie większe korzyści, w postaci oszczędzenia dużej liczby zdrowych tkanek, zmniejszenia powikłań i znaczącej redukcji ryzyka wtórnych nowotworów. Natomiast zastosowanie chemioterapii niestandardowej z wykorzystaniem modyfikatorów molekularnych w ramach leczenia tego nowotworu przynosi zerowy skutek i jest droższe. Oczywiście nie oznacza to, że radioterapia jest metodą najlepszą, jedyną i wiodącą, ale jej skojarzenie w sensowny sposób z jednoczasową chemioterapią przynosi bardzo dobre efekty. Stosowanie zaś na ślepo tylko niestandardowej chemioterapii, np. na specjalną prośbę rodziny chorego, nie ma sensu i przyczynia się do marnotrawienia środków finansowych. Nie ma alternatywy radio- czy chemioterapia. Słowo „czy” zastępuje spójnik „i”. Coraz częściej mówimy o jednoczasowej radio-chemioterapii, której skuteczność jest znacznie większa niż stosowanie tych dwóch metod w różnej kolejności.
OpD: Czy w zakresie radioterapii nie odstajemy od światowych norm?
B.M.: W krakowskim Instytucie Fizyki Jądrowej, który ściśle współpracuje z gliwickim Instytutem, ośrodek terapii protonowej jest już prawie gotowy. Liczba pacjentów kierowanych do leczenia tą metodą nie przekracza 500 rocznie. Mimo przeszkód finansowych, radioterapia rozwija się w Polsce imponująco. Przed 20 laty w czasie napromieniania pacjenta promienie składające się z dwóch-trzech wiązek rozchodziły się niczym światło w pokoju, dziś możemy zastosować promieniowanie ołówkowe z zastosowaniem kilkudziesięciu, a nawet – w przypadku nowoczesnych metod terapii protonowej – 1800 pól. W zakresie radioterapii fotonowej stosujemy w polskich ośrodkach wszystkie uznane w świecie metody leczenia i nie odstajemy od standardów światowych technologicznie, metodycznie i pod względem skuteczności.
OpD: Jakich nowotworów nie można leczyć z zastosowaniem radioterapii?
B.M.: To trudne pytanie, ponieważ generalnie większość chorób nowotworowych można leczyć z zastosowaniem radioterapii, choć nie zawsze może ona być pierwszą, wstępną metodą; np. u chorych z rozpoznanym chłoniakiem najpierw trzeba zastosować chemioterapię, choć proces leczenia na dalszym etapie nie wyklucza radioterapii. Coraz krótsza jest lista nowotworów, dla których radioterapia jest wyłączną metodą leczenia. Coraz powszechniejsza staje się zasada leczenia skojarzonego, w którym radioterapia ma indywidualne miejsce w wybranej sekwencji metod terapeutycznych.
OpD: Oczywiście, zainteresowanie nowoczesnymi metodami leczenia jest duże.
B.M.: Działający od ponad 10 lat w Polsce program zwalczania chorób nowotworowych, jakby go nie krytykować, przyniósł wymierne korzyści w postaci środków finansowych przeznaczonych na implementację aparatury terapeutycznej i automatycznie przyczynił się do zwiększenia liczby chorych leczonych promieniami z 35 do 80 tys. rocznie. Wzrosła także z 16 do 33 liczba ośrodków. Obecnie w 11 publicznych, wielospecjalistycznych centrach onkologii promieniami jest leczonych 75 proc. chorych. Pozostałych pacjentów leczą 22 ośrodki. Co więcej, jakość i zasięg radioterapii uległy znaczącej poprawie i dorównują poziomowi światowemu.
OpD: Gdyby współpraca i logistyka wszystkich działających ośrodków w kraju były lepsze, kolejki byłyby mniejsze?
B.M.: Chory zgłaszający się do ośrodka powinien być poddany ocenie konsylium składającego się z radiologa, patologa, chirurga, onkologa klinicznego, psychologa czy psychoterapeuty. Ten zespół powinien ustalić strategię, czyli wyznaczyć metody, sekwencje, i znaleźć ośrodek, w którym pacjent może być leczony. Jeśli np. w danym szpitalu może być zoperowany już za pięć dni, dzwonimy do tego ośrodka, przekazujemy dokumentację i prosimy, by pacjenta po zabiegu odesłać do nas na zaplanowaną radioterapię. Musimy nauczyć lekarzy wzajemnego szacunku, który obowiązuje w krajach europejskich, np. w Wielkiej Brytanii. Bardzo istotna jest także współpraca z lekarzami pierwszego kontaktu. Jeśli nie posiadają oni wiedzy onkologicznej, to dlatego, że w tym zakresie nie zostali przeszkoleni. To także trzeba zmienić. W Polsce obciążenie roczne przyspieszaczy liniowych jest około dwukrotnie większe niż w ośrodkach zagranicznych, a czas ich eksploatacji jest znacznie dłuższy niż 10 lat – jak to przewidują limity europejskie. Oznacza to, że nowoczesna aparatura jest w pełni wykorzystana dla potrzeb chorych. Dłuższe kolejki, zresztą nie we wszystkich ośrodkach, wynikają m.in. z niedostatecznej liczby specjalistów. Z badań publikowanych przez Unię Europejską wynika, że jesteśmy pod tym względem na przedostatnim, 25. miejscu.
OpD: Jak można to zmienić?
B.M.: Z naszego punktu widzenia najistotniejszą sprawą jest zwiększenie miejsc rezydenckich dla specjalizacji z zakresu radioterapii, chirurgii onkologicznej czy fizyki medycznej. Poprawy tej sytuacji możemy spodziewać się dopiero za pięć lat, kiedy zostaną wyszkolone kadry. Drugą ważną sprawą jest konieczność wprowadzenia na wzór krajów europejskich pewnej formy promesy i certyfikowania powstających ośrodków w zależności od potrzeb regionu, danych epidemiologicznych, liczby wyszkolonych specjalistów na danym obszarze. Moim zdaniem taka promesa, poparta opiniami konsultanta krajowego w dziedzinie onkologii i towarzystwa onkologicznego, powinna być w gestii ministra zdrowia. To ważne, ponieważ w Polsce, przy nadmiernej liczbie ośrodków w niektórych regionach, mamy jeszcze białe plamy i tam właśnie powinny powstawać pełnoprofilowe ośrodki onkologiczne, które spełniałyby warunki leczenia prostymi metodami. Zwiększenie liczby ośrodków wiąże się także z poprawą profilaktyki. Z narodowego programu leczenia chorób nowotworowych desygnowane są olbrzymie środki na wczesną wykrywalność nowotworów, ale wskaźnik wykonywanych badań profilaktycznych np. w przypadku mammografii jest gorszy niż oczekiwano, nie wspominając o badaniu PSA u mężczyzn, kolonoskopii w diagnostyce raka odbytnicy czy zdjęciach obrazowych klatki piersiowej. Zwiększenia szans wyleczenia i zmniejszenia kosztów leczenia wcześnie rozpoznanego nowotworu można by oczekiwać po wprowadzeniu obowiązkowości wykonywania takich badań.