Felieton
Kontrowersje wokół sieci onkologicznej
Prof. dr hab. med. Andrzej Kawecki
Realizowany projekt utworzenia Krajowej Sieci Onkologicznej, jak prawie każda nowa inicjatywa, budzi kontrowersje i duże emocje w środowisku lekarskim. Co ważne, wszyscy zgadzają się z koniecznością zmian systemowych w opiece onkologicznej, ponieważ jest ona daleka od doskonałości. Wątpliwości nie dotyczą więc czy, ale jak i na jakich zasadach nowy system należy wprowadzić.
Koncepcja Krajowej Sieci Onkologicznej, której inicjatorem było Ogólnopolskie Zrzeszenie Publicznych Centrów i Instytutów Onkologicznych, w założeniu stanowi odpowiedź na część istotnych problemów związanych z procesem diagnostyczno-terapeutycznym u chorych na nowotwory złośliwe. A konkretnie, na stanowczo zbyt często występujące zjawisko fragmentacji świadczeń oraz braku ich koordynacji, co w nieakceptowalny sposób wydłuża krytycznie ważny czas diagnostyki i leczenia, negatywnie przekłada się na jakość całości procesu, a w efekcie niekorzystnie wpływa na wyniki. Taka jest niestety rzeczywistość. Właściwą koordynację leczenia zapewniają jedynie ośrodki pełnoprofilowe, w których chory ma dostęp zarówno do leczenia operacyjnego, jak i radioterapii oraz leczenia systemowego, co gwarantuje prawidłową realizację ustalonego planu postępowania. Alternatywny wariant to operacja w jednym szpitalu, radioterapia w innym, a chemioterapia niejednokrotnie w kolejnym. Może nie byłoby w tym nic złego (tym bardziej że wykonywanie większości zabiegów chirurgicznych w innych niż onkologiczne szpitalach jest nieuchronne), gdyby plan i poszczególne etapy leczenia były wyjściowo ustalone, z zapewnieniem ich terminowego wdrażania. A tak w wielu przypadkach nie jest. Dodatkowym problemem jest wybiórcze wykonywanie świadczeń, z koncentrowaniem się na tych najbardziej opłacalnych. A jeśli występują kosztochłonne powikłania, to niech zajmie się nimi ktoś inny. Taki brak kompleksowości opieki to także, niestety, nierzadkie zjawisko. Wprowadzenie systemu mającego na celu koordynowanie świadczeń onkologicznych, przy uwzględnieniu stopnia referencyjności ośrodków oraz wsparciu centrami doskonałości i kompetencji, jest próbą wyeliminowania wymienionych niekorzystnych zjawisk oraz zapewnienia każdemu pacjentowi kompleksowej opieki i optymalnej realizacji wyjściowo przyjętego planu leczenia, zwykle skojarzonego. Efektem powinna być lepsza jakość postępowania przekładająca się na poprawę wyleczalności.
Krytycy projektu zarzucają mu dążenie do centralizacji systemu opieki onkologicznej. Tylko czy wprowadzenie referencyjności ośrodków, co jest postulatem większości środowiska onkologicznego od wielu lat, oraz koordynacji świadczeń na poziomie regionalnym i ogólnokrajowym to centralizacja systemu? Chodzi raczej o jego uporządkowanie, optymalne wykorzystanie potencjału i współpracę pomiędzy ośrodkami. Centralizacja owszem, ale tylko w zakresie niektórych, najbardziej wysokospecjalistycznych procedur, wymagających zaangażowania unikalnych, wielodyscyplinarnych zespołów lekarskich oraz odpowiedniej aparatury. Klasycznie dotyczy to leczenia chorych na nowotwory rzadkie. Przykładowo, tworzenie oddziału leczenia chorych na te nowotwory w szpitalu o profilu ogólnym, bez odpowiedniego zaplecza aparaturowego i potencjału kadrowego, jest absurdem, który w ramach sieci onkologicznej nie może mieć miejsca. Tak więc nie chodzi tu o centralizację w negatywnym tego słowa znaczeniu.
Nie mam wątpliwości, że krytykom i zwolennikom Krajowej Sieci Onkologicznej leży na sercu dobro pacjentów i stworzenie racjonalnego systemu opieki. Każda wymiana poglądów jest cenna, jeśli prowadzi do konstruktywnych wniosków. Może warto poczekać na wyniki zaczynającego się pilotażu systemu, który wniesie praktyczny aspekt do tworzonej koncepcji. A zmiany są konieczne.