Na ważny temat

Neuroanatomia agresji

Rozmawiała Magda Szrejner

O tym, jak tłumaczyć zachowania agresywne i co dzieje się wówczas w mózgu, rozmawiamy z prof. dr. hab. med. Jerzym Vetulanim, neurobiologiem i psychofarmakologiem

Small 4763

PpD: Skąd się bierze zło? Czy człowiek jest z gruntu zły?

PROF. JERZY VETULANI: Po pierwsze, trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czym jest zło, bo to, co dla jednego jest złem, dla innego jest dobrem. My najczęściej złem nazywamy agresję, którą traktujemy jako świadome wyrządzanie szkody. W społeczeństwach prymitywnych agresja miała charakter przystosowawczy, redukujący konkurencję. Zawsze mieliśmy nadmiar chętnych do ograniczonej ilości dóbr, więc wciąż trwała o nie walka, w której ktoś był zwycięzcą, a ktoś przegranym. Agresja zatem, jako konieczna do przeżycia, była przez pokolenia zachowaniem nagradzanym. Nic zatem dziwnego, że mamy w swojej naturze zakodowaną skłonność do agresji oraz że lubimy agresję, a czynienie zła sprawia nam przyjemność. Dobrze to widać u małych dzieci. Ja na przykład jako dziecko miałem ulubioną zabawę: chodziłem w słoneczny dzień z lupą po Plantach i w zogniskowanych promieniach słońca paliłem mrówki. Najbardziej mnie jednak bawiło nie to, że one się skręcały pod wpływem temperatury, tylko że przechodzące obok panie krzyczały: „Chłopczyku, tak nie wolno!”. Bycie złym dzieckiem sprawiało mi ogromną satysfakcję.

Ale o wielu osobach mówimy, że są złośliwe, czy że robienie złośliwości sprawia im przyjemność. W naszych strukturach mózgowych mamy bowiem zakodowane, że agresja jest przyjemna. Oczywiście w sensownym społeczeństwie to musi być ograniczone, tak żeby agresja nie była destruktywna. Zresztą w tej chwili obserwujemy ogromne złagodzenie kulturowe zachowań agresywnych. Najpierw zniesiono kwalifikowaną karę śmierci, potem zlikwidowano egzekucje publiczne. W USA ostatnia miała miejsce w 1936 roku, w Polsce w 1946 roku w Poznaniu. Radość tłumu z wieszania gauleitera Greisera była tak wielka, że rząd stwierdził, iż już nigdy nie będzie urządzał tego typu wydarzeń. Potem zaczęto się wycofywać z kary śmierci. Obecnie dużą wagę przywiązuje się również do ochrony życia zwierząt. W społeczeństwach zachowania agresywne straciły walor przystosowawczy i stały się przeciwpożyteczne, destrukcyjne. Wrodzone skłonności do agresji jednak pozostały i trzeba dać im ujście w sposób najmniej szkodliwy. Ludzie lubią uczestniczyć w aktach agresji, ale raczej biernie. Stąd istotna rola sportów, nawet tych bardzo brutalnych, które gromadzą miliony kibiców. Kolejnym dowodem na to, że lubimy agresję, jest fakt, iż chętnie oglądamy kłócących się polityków.

Ale ekspresja agresji jest uwarunkowana nie tylko biologicznie, lecz również kulturowo, i można się jej wyuczyć. Odpowiednie wychowanie może agresję bardzo zmniejszyć. Przykład to malajskie plemię Semangów, u których agresywności w zasadzie nie było. W ich języku nie ma słowa „zabić”. Jednak uwarunkowania biologiczne pozostają i zachowania agresywne można bardzo łatwo przywrócić. Przedstawiciele tego plemienia wcieleni do armii brytyjskiej okazali się wyjątkowo krwiożerczymi żołnierzami.

PpD: Czynnikiem, który hamuje agresję, jest też empatia.

J.V.: Tak się wydaje. Ona też jest wrodzona, wywodzi się z naszych głębokich, biologicznie uwarunkowanych zachowań, i służy przetrwaniu gatunku. Człowiek ma wbudowaną wiarę w wartość życia ludzkiego i wydaje mi się, że ona się ukształtowała po górnym oligocenie, kiedy ludzie żyli na granicy możliwości przetrwania. Wówczas mieliśmy do czynienia z najwyższym poziomem inteligencji – bo ona dawała możliwość selekcji i przetrwania najlepszych. Potem, kiedy w wyniku postępu możliwe stało się gromadzenie zapasów i stworzyły się większe szanse przeżycia jednostek słabszych, wykształciło się przekonanie, że ludzkie życie ma wartość i że tych mniej sprawnych należy chronić. Najpierw tylko czasowo słabszych, np. rannych, którzy mogli wyzdrowieć i wrócić do pełni sił, ale stopniowo takie postępowanie zostało rozszerzone na ludzi starszych, niepełnosprawnych itp. Empatia jest też bardzo często generalizowana na inne gatunki. Edward Wilson postawił hipotezę, że ludzie są biofilami, czyli kochają rzeczy żywe i odczuwają przykrość, kiedy widzą, że ktoś ścina drzewo czy zabija bez powodu zwierzę. Małe dzieci są z jednej strony agresywne, ale z drugiej bardzo współczują skrzywdzonym zwierzętom. Empatia nie jest, podobnie jak agresja, cechą czysto ludzką – wykazują ją również zwierzęta i rozszerzają na inne gatunki. Widzimy często, jak pies próbuje pocieszyć właściciela, mamy też klasyczne przykłady empatii u małp. Delfiny, słonie – one wyrażają empatię również w stosunku do człowieka. Empatia z jednej strony hamuje agresję, zwłaszcza jeśli dana osoba demonstruje bezbronność. Nie strzelamy do żołnierza z podniesionymi rękami, nie bijemy leżącego. Gesty pokory hamują naturalną agresywność – to samo widzimy u zwierząt. Z drugiej strony wykazujemy ogromną empatię w stosunku do własnego potomstwa, powodującą ogromną agresywność w jego obronie. I to się dzieje zarówno w świecie zwierząt, jak i ludzi. Kto próbował włożyć rękę do koszyka, w którym okociła się kotka, wie, o czym mówię. Myślę też, że nasz system karny jest mieszaniną empatii i agresji. My tak bardzo współczujemy ofierze, że chcemy możliwie jak najwięcej agresji wywrzeć na sprawcy. Nasz system karny mówi, że sprawca musi ponieść zasłużoną karę, choć racjonalnie rzecz biorąc, kara powinna tylko uniemożliwić mu popełnienie w przyszłości czynu zabronionego. My jednak chcemy, żeby taka osoba cierpiała. Klasyczny przykład to stosunek Polaków do Andersa Breivika. Norwedzy uważali, że trzeba go odseparować, a Polacy byli nieszczęśliwi, że nie został powieszony.

PpD: Jak neurobiologicznie wygląda hamowanie agresji empatią?

J.V.: Najstarsze ewolucyjnie części mózgu, pień i rdzeń przedłużony, tworzące archipallium współczesnego mózgu, sterowały zachowaniami niezbędnymi do przeżycia, wśród których znajduje się agresja. Filogenetycznie młodszy układ limbiczny (paleopallium), sterujący emocjami, oraz najnowszy układ kory mózgowej (neopallium), sterujący myśleniem racjonalnym, hamują agresywne reakcje z archipallium. Działania z kory hamują agresję, a ta z kolei jest aktywowana w obszarze jądra migdałowatego. U trzyletniego dziecka kora nie jest na tyle rozwinięta, aby hamować odruchy agresywne z pnia mózgu, zatem sfrustrowany trzylatek rzuca się na ziemię, kopie, bije. Sfrustrowany ośmiolatek ma ochotę na podobne zachowanie, ale potrafi się pohamować. Bardzo duże znaczenie dla reakcji agresywnych mają również bodźce słuchowe. Prof. Janusz Heitzman opisał, że wiele zbrodni domowych dzieje się przy akompaniamencie natężonych głosów, często wrzasków. Część bodźców słuchowych, zamiast iść prosto do kory, odbija od tego szlaku i dochodzi do zespołu jąder migdałowatych, gdzie są aktywowane zachowania agresywne. Z kolei jądra migdałowate są hamowane przez korę czołową. Jeśli zatem korę słuchową uruchomimy tak, że pobudzi korę czołową (bodźce słuchowe pobudzą ośrodki rozumowania), to kora czołowa przyhamuje aktywację jąder migdałowatych.

Już starożytni Rzymianie wiedzieli, że trzeba policzyć do dziesięciu po usłyszeniu nieprzychylnych informacji, aby reakcji nie podejmować emocjonalnie, w gniewie, tylko choć trochę ochłonąć. A liczenie to nic innego jak uruchomienie kory czołowej.

Z drugiej strony, jeśli coś hamuje działania kory, będziemy mieć do czynienia z większą agresją. Dobrym przykładem jest alkohol, który blokuje neurony korowe, wywierające hamujący wpływ na podkorowy układ limbiczny – alkohol działa jak hamowanie hamulca, czyli znosi jego efekt. Mamy też przykład osób po udarach, wylewach czy chorujących na chorobę Alzheimera, u których często zahamowana jest aktywność kory. Znamy też przykład człowieka skazanego za pedofilię, któremu po incydencie utraty przytomności zrobiono tomografię mózgu. Badanie wykazało, że miał bardzo duży nowotwór uciskający na korę orbitofrontalną. Po wycięciu guza wszystkie jego pedofilskie zapędy ustały.

PpD: A jak wygląda biochemia agresji w mózgu?

J.V.: Zależy przede wszystkim od dwóch hormonów: serotoniny i testosteronu. Niski poziom serotoniny oraz wysoki poziom testosteronu uruchamiają agresję. Gdy poziom serotoniny spada, człowiek zaczyna być bardzo impulsywny. Wysoki poziom testosteronu z kolei uruchamia agresywność typu dominującego, czyli chłodną. Powinniśmy bowiem rozróżniać agresję chłodną od emocjonalnej. Ta pierwsza wychodzi z kory – człowiek spokojnie planuje morderstwo czy inny atak. Dobrym przykładem jest snajper, który żeby odnieść sukces i zastrzelić ofiarę, musi być bardzo opanowany. Natomiast jeśli ktoś działa w emocjach i jest wściekły, to nie myśli i nie działa precyzyjnie. Bardzo ciekawa jest też różnica między agresją męską i kobiecą, skierowaną na rywala czy rywalkę. Męska to działanie z dużym ładunkiem emocjonalnym, ale krótkotrwałe. Mężczyźni potrafią się pobić, a na końcu podać sobie rękę i nadal się przyjaźnić. Natomiast w przypadku kobiet działanie agresywne nie polega na tym, żeby chwilowo zdobyć przewagę fizyczną, tylko żeby trwale obniżyć pozycję społeczną rywalki – np. przez obmawianie i intrygi. Agresją chłodną jest np. samcza agresja homoseksualna, która służy zapewnieniu pozycji dominacyjnej w stadzie. Zgwałcony więzień od razu spada na dno w hierarchii. Podobnie jest u psów. Natomiast drugi typ to agresja emocjonalna, impulsywna, którą obserwujemy przy obniżonym poziomie serotoniny. Służy ona głównie rozładowaniu napięcia u agresora.

PpD: Od typu agresji będzie zapewne zależeć farmakoterapia?

J.V.: Tak. Niektóre agresje są związane z padaczkami i leki przeciwpadaczkowe doskonale je hamują. Dobrze działa m.in. karbamazepina czy hydantoiny. Niewskazane są zaś neuroleptyki. Ważne, że większość agresji nie jest hamowana przez benzodiazepiny, bo one, tak samo jak alkohol, będą działały hamująco na aktywność kory. Na łagodzenie agresji emocjonalnej korzystnie wpływa lit, serotonergica czy leki przeciwdrgawkowe. Z kolei na agresję chłodną zadziałają neuroleptyki i β-adrenolityki. Przy agresjach tzw. organicznych, zwykle tam gdzie mamy uszkodzenie kory, występujących po wylewach, po udarach lub u osób z chorobą Alzheimera, przeważnie stosowane są leki cholinergiczne. Przyznam się też, co ja praktycznie stosuję, chociaż nie jest to metoda do końca uznana w świecie lekarskim. Jest to propranolol – β-adrenolityk, który fantastycznie znosi zwłaszcza taką agresję, która kolokwialnie określana jest jako wkurzenie się na samego siebie. Podobnie znosi on tremę, lęk przedegzaminacyjny, i – w odróżnieniu od benzodiazepin – zupełnie nie uszkadza funkcji pamięciowych i kognitywnych. W prewencji zawału stosuje się zwykle 40 mg propranololu. Żeby znieść agresję czy stres, wystarczy 10 mg.

Ale podsumowując, niezwykle ważne jest, żeby lekarze dokladnie rozpoznawali, z jakim typem agresji mają do czynienia, bo w każdym przypadku farmakoterapia jest inna.

Do góry