Felieton

Co gryzie profesora Wciórkę?

Prof. dr hab. med. Jacek Wciórka

W konwencji raczej żartobliwej można powiedzieć, że drukowany w tym numerze tekst dr. Silczuka „Hazard patologiczny w populacji osób w wieku podeszłym” analizuje niektóre konsekwencje gier, jakie konstruktorzy wpływowych klasyfikacji międzynarodowych prowadzą z wyobrażeniami i tradycjami społeczności ludzkich. Wyliczmy przykładowo kilka z nich.

Small dsc 3448 kopia opt

Prof. dr hab. med. Jacek Wciórka

Gra w „my chcemy lepiej” – bo stoją za nią tabelki i analizy, dyskusje i głosowania ekspertów, ale… Jednym z nowych osiągnięć (zgadnij, czytelniku: odkryć czy olśnień?) w tej grze jest przeniesienie zachowań hazardowych z sekcji zaburzeń kontroli impulsów do sekcji zaburzeń używania substancji. Dyskusja nad słusznością tego przemieszczenia pewnie mogłaby się toczyć dalej, ale pomyślmy, czy ruch odwrotny – przemieszczenie zaburzeń związanych z substancjami do zaburzeń kontroli impulsów – nie mógłby być co najmniej równie zasadny? A może nawet bardziej, bo uzasadniony argumentem patogenetycznym, a nie tylko podobieństwem zachowań?

Gra w „my chcemy inaczej” uzasadnia, że co kilka, kilkanaście lat trzeba zmieniać rzeczywistość klasyfikacyjną, choć wcześniejsze rozwiązania witano z równie mocnym przekonaniem o ich słuszności i praktyczności. Żegnamy więc (w DSM-5) uzależnienie, a zaczynamy szacować stopień zaburzonego używania substancji. Dla utrudnienia w ICD-11 takiej zmiany się nie przewiduje. Zostały więc proklamowane dwie różne rzeczywistości diagnostyczne. Czy to tylko niekompatybilność, czy już reductio ad absurdum?

Gra w „słuchajcie tylko nas” – bo w ślad za ruchami proponowanymi w kwalifikacyjnej grze mogą albo nawet powinny iść zmiany w różnych dziedzinach życia społecznego: w obyczajach, regulacjach prawnych, polityce zdrowotnej, porywach ideologicznych, aktywności gospodarczej. O różnych skutkach.

Te gry mają jednak wiele innych jeszcze odsłon, haseł, etapów i celów – a jedyne, co wydaje się je łączyć, to przekonanie, że medykalizacja problemowych zachowań ludzkich jest warunkiem postępu w ich skutecznym rozwiązywaniu. Spór o ustanowienie sensownej granicy między medykalizacją a demedykalizacją problemowych zachowań będzie się toczył długo, a może i nieskończenie. Można zaryzykować twierdzenie, że dopóty, dopóki zaradcze (terapeutyczne) propozycje psychiatrii nie staną się dostatecznie skuteczne lub dopóki nie pojawi się dostatecznie przekonująca alternatywa wobec jej propozycji. Ani jedno, ani drugie tymczasem nie następuje. Propozycje terapeutyczne psychiatrii są wciąż obciążone sporym marginesem niepewności, jak czytamy choćby w tym numerze w odniesieniu do depresji, terapii psychodynamicznej lub w nieco nostalgicznych odwołaniach do roli ćwiczeń fizycznych i diety, czy wreszcie, jak w postulatach zmiany polityki wychowawczej i społecznej, jako metod ograniczających uprawianie hazardu przez ludzi starych. Z kolei szukanie alternatyw dla psychiatrii wydaje się dziś cokolwiek szalone, choć, na przykład, wprowadzaniu DSM-5 towarzyszyła w USA niemała porcja takiej mocno szalonej krytyki ze strony środowisk zarówno laickich, jak i profesjonalnych.

W czym tkwi żądło nieustannie odnawiające wspomniany spór? Patrząc na historię psychiatrii, można odnieść wrażenie, że wyposażona w autorytet medycyny nader często nie radziła sobie z przypisywanymi medycynie przywilejami, odpowiedzialnością i władzą. Działa wszak w dużo wrażliwszym aksjologicznie obszarze problemowym niż patologia narządów i tkanek właściwa medycynie somatycznej. I ciągle ulegała pokusie zapomnienia o aksjologicznym ryzyku działania w polu nabrzmiałych, często konfliktowych wartości towarzyszących ludzkiemu życiu, że jest dziedziną działań pomocowych, a nie normatywnych. Standardy, zalecenia, procedury, dowody EBM tego ryzyka nie znoszą, choć łagodzą. Pewnie każdy psychiatra doświadczył, że jego pomoc była skuteczniejsza, gdy umiał wyjść poza zalecane schematy.

Bo jak wytyczyć granicę między pasją a zaburzonym uprawianiem hazardu? Drżyjcie, kolekcjonerzy, pasjonaci, zapaleńcy, entuzjaści...

Do góry