Słowo wstępne

Kiedy boli ząb…

dr hab. n. med., dr n. hum. Sebastian Kłosek, prof. UM w Łodzi

Small klosek sebastian opt

dr hab. n. med., dr n. hum. Sebastian Kłosek, prof. UM w Łodzi

Jedno z porzekadeł mówi, że „nie ma większej niedoli, jak ząb długo boli” i faktycznie wielu pacjentów wie, że ból zęba to jeden z tych problemów zdrowotnych, które potrafią zmienić nawet największego optymistę w zgaszonego człowieka. Na szczęście żyjemy w czasach, w których mimo wszystko wizyta w gabinecie stomatologicznym może być nawet przyjemna, a już na pewno przynieść ukojenie dzięki działalności lekarza. Obecnie już wiemy, że optymalnym postępowaniem przeciwbólowym w stomatologii jest jak najszybsze zastosowanie strategii zindywidualizowanej, uwzględniającej natężenie, lokalizację, patomechanizm powstawania bólu oraz choroby współistniejące. Jednak nie zawsze tak było.

Egipcjanie na przykład, jak przystało na cywilizację, która mumifikowała zwłoki z chirurgiczną precyzją, mieli swoje sposoby na ból zęba. Używali m.in. mieszanek cebuli, czosnku i miodu − choć brzmi to jak przepis na sałatkę, a nie na środek przeciwbólowy. W starożytnej Grecji Hipokrates, ojciec medycyny, zalecał płukanki ziołowe i ziołowe pasty do zębów. Wierzono też w magiczne zaklęcia i amulety.

W Chinach akupunktura była stosowana do łagodzenia bólu zęba, co do dziś ma zwolenników. Prawdziwa rewolucja w znoszeniu bólu zaczęła się wraz z pojawieniem się substancji bardziej „konkretnych”, takich jak na przykład opium, które było wykorzystywane w tym celu w starożytnym Rzymie i Grecji.

W średniowieczu wciąż wierzono w złe duchy i demony, bądź zębowe robaki, które zamieszkiwały zęby. Stąd popularność amuletów i modlitw. Ale były też bardziej „naukowe” podejścia. Na przykład upusty krwi i przystawianie pijawek.

Wciąż popularne były zioła, takie jak goździki, które do dziś są cenione w stomatologii, ale już nie jako małe brązowe obiekty, ale ze względu na eugenol, mający właściwości znieczulające. Często bezpośrednio do bolącego miejsca przykładano również czosnek i imbir.

XIX wiek to czas, kiedy nauka zaczęła naprawdę przyspieszać i dotyczyło to także stomatologii. Wprowadzenie podtlenku azotu, czyli gazu rozweselającego, przez Horacego Wellsa w 1844 roku było przełomem w znieczulaniu pacjentów do zabiegów.

Pojawiły się też inne ciekawe substancje. Na przykład… kokaina. W XIX wieku była stosowana jako środek znieczulający miejscowo w stomatologii. Odkryto jej właściwości znieczulające w latach 80. XIX wieku. Szybko jednak okazało się, że ma ona poważne skutki uboczne i jest silnie uzależniająca.

W tym samym czasie zaczęto eksperymentować z innymi substancjami, takimi jak chloroform czy eter. Były one stosowane jako ogólne znieczulenie, co pozwalało na bardziej skomplikowane zabiegi przy utrzymaniu komfortu zarówno pacjenta, jak i lekarza. Jednak ich stosowanie było obarczone ryzykiem i wymagało dużej ostrożności.

Prawdziwa rewolucja w znieczuleniu miejscowym nastąpiła w XX wieku. W latach 40. szwedzki chemik Nils Löfgren zsyntetyzował lidokainę, która była bezpieczniejsza, skuteczniejsza i miała mniej skutków ubocznych niż wcześniejsze środki. To właśnie lidokaina i jej pochodne (jak artykaina) są dziś podstawą znieczulenia miejscowego w stomatologii.

Pacjenci jednak wciąż uwielbiają domowe sposoby, zwłaszcza kiedy ból zęba zaskoczy, ale nie wszyscy rozumieją, że domowe sposoby to tylko tymczasowa pomoc, a nie leczenie!

Klasyka gatunku to płukanka z ciepłej wody z solą, bo sól ma właściwości antyseptyczne i może pomóc w redukcji obrzęku. Inny domowy sposób to wspomniane już wcześniej goździki. Pacjenci chętnie je delikatnie żują lub przykładają całe do bolącego miejsca, ponieważ eugenol, olejek zawarty w goździkach, działa miejscowo znieczulająco i przeciwzapalnie. Niestety nie uwzględniają często faktu, że dłuższy kontakt substancji chemicznej zawartej w tego typu środkach może prowadzić do maceracji i uszkodzenia błony śluzowej jamy ustnej.

I w końcu leki, które mają działanie przeciwzapalne – niesteroidowe leki przeciwzapalne (NLPZ). Działają one poprzez hamowanie produkcji prostaglandyn, czyli substancji odpowiedzialnych za ból i stan zapalny. Są skuteczne w łagodzeniu bólu zęba, zwłaszcza tego o umiarkowanym nasileniu. Jednak dają one jedynie czas na umówienie się do lekarza. I właśnie w tym kontekście pojawia się artykuł w najnowszym numerze „Stomatologii po Dyplomie” poświęcony tym lekom: „Zapalny ból zęba – dlaczego to leki z grupy NLPZ, a nie paracetamol, powinny być stosowane w praktyce lekarza dentysty?”. Publikacja ta pokazuje, jak dużo już wiemy o zapalnym bólu w jamie ustnej i jego mechanizmach, a jednocześnie pokazuje znaczenie wyboru leku przeciwbólowego i przeciwzapalnego w kontekście sytuacji konkretnego pacjenta. Problem bólu zęba przeszedł ewolucję: od szamańskich zaklęć, przez opiumowe odloty, aż po precyzyjne iniekcje lidokainy i leki wygaszające proces zapalny. Wspomniany artykuł pokazuje jeszcze inny aspekt – powinniśmy umieć również spojrzeć na pacjenta całościowo, tj. uwzględnić podłoże toczącego się procesu chorobowego związanego z bólem, ale również wziąć pod uwagę jego stan ogólny, choroby współistniejące, a także przyjmowane przez niego leki, co pozwoli na dobór odpowiedniego środka do ograniczenia stanu zapalnego i tym samym bólu. Polecam Państwu ten artykuł właśnie z uwagi na interdyscyplinarne i całościowe spojrzenie, które powinno nam towarzyszyć w codziennej pracy z pacjentem.

Jednocześnie, wraz z nadejściem lata, życzę Państwu wspaniałych wakacji i odpoczynku przy lekturze najnowszego numeru „Stomatologii po Dyplomie”.

Do góry