Specjalizacje ultradeficytowe? Zdziwienia nie będzie.
Podział na specjalizacje gorzej i lepiej płatne ma sens – twierdzą rezydenci.
Jak pisało podyplomie.pl, prof. Joanna Narbutt w swoim stanowisku zamieszczonym na stronie internetowej Polskiego Towarzystwa Dermatologicznego zwróciła uwagę na to, że o wyborze specjalizacji powinny decydować zainteresowania i predyspozycje lekarzy, a nie przewidywane korzyści finansowe. Zauważa także, że dermatologię i wenerologię (specjalizacja nie-deficytowa) wybierają często najlepsi absolwenci wydziałów lekarskich, którzy uzyskali najlepsze wyniki LEK, ale choć są najlepsi – mają niższe płace.
Sami rezydenci jednak nie podzielają tej opinii. Ich zdaniem zróżnicowanie kwot wynagrodzenia dla specjalizacji deficytowych i nie-deficytowych ma sens. – Jest zrozumiałe, że Ministerstwo Zdrowia chce zapewnić lekarzy tam, gdzie ich najbardziej brakuje. Nie mamy więc uwag do podziału na specjalizacje deficytowe i nie-deficytowe. Zdajemy sobie sprawę z tego, że w przypadku chirurgii czy onkologii poziom stresu, jak również komfort pracy będzie zupełnie inny niż na dermatologii czy radiologii i z tego powodu niektóre specjalizacje podobają się bardziej, inne mniej. Może się zdarzyć, że przyszłemu rezydentowi podobają się dwie specjalizacje: deficytowa i nie-deficytowa. I właśnie dzięki bodźcom ekonomicznym wybierze właśnie tę deficytową – mówi Jakub Kosikowski, szef Porozumienia Rezydentów.
Jak podkreśla Jakub Kosikowski, skuteczności takiego zróżnicowania specjalizacji dowodzi ostatni nabór na medycynę rodzinną. Przeprowadzony został z sukcesem w wielu województwach, choć wcześniej z obsadą był permanentny problem. Stało się tak za sprawą tego, że jest to specjalizacja deficytowa, lepiej finansowana.
Wręcz – jak sugeruje Jakub Kosikowski – młodzi lekarze nie zdziwią się, jeśli Ministerstwo Zdrowia spośród specjalizacji deficytowych wyodrębni jeszcze te ultradeficytowe, których brakuje najbardziej, np.: histopatomorfologię, neonatologię czy psychiatrię dziecięcą. – Przypuszczamy że prędzej czy później pojawi się jakaś forma dotowania tych specjalności, w których sytuacja jest najbardziej dramatyczna – tłumaczy.
Zauważa także, że wysokie wymogi odnośnie do przyszłych dermatologów wynikają z dużego zainteresowania dziedziną, w której rynek usług prywatnych jest bardzo dobrze rozwinięty. – Z jednej strony dermatologia zapewnia pożądaną pracę, z drugiej – liczbę miejsc rezydenckich ograniczają konsultanci wojewódzcy. Dlatego faktycznie trzeba mieć elitarne wyniki LEK, aby na tę specjalizację się dostać – podsumowuje Jakub Kosikowski. – Z tego powodu wiele osób decyduje się nawet na wolontariat.