Czy elektorat chce być zdrowy?

Co rząd musi zrobić, by Polacy odczuli poprawę w ochronie zdrowia?

Zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia, podwyżki dla rezydentów i specjalistów, utworzenie sieci szpitali – wszystkie reformy rządu dotyczące ochrony zdrowia w oczach obywateli okazały się nieskuteczne. Polacy w dalszym ciągu uważają, że ochrona zdrowia działa tak samo źle, jak działała (64 proc.), 23 proc. uważa, że się pogorszyła, a tylko 5 proc. dostrzega poprawę. Pozostali badani nie mieli zdania.
Takie są wyniki badania opinii Polaków o dostępie do usług zdrowotnych w minionym roku opublikowane przez „Rzeczpospolitą”.
Dlaczego ludzie nie odczuli poprawy? Czy rząd, którego premier w exposé obiecywał, że zdrowie będzie „pierwszym arcyważnym zadaniem”, przed wyborami będzie musiał obiecać jeszcze więcej?
Zdaniem dr. Jerzego Gryglewicza, eksperta z Uczelni Łazarskiego, nic dziwnego, że nastroje wśród pacjentów są wciąż złe. W dalszym ciągu nakłady na ochronę zdrowia w Polsce należą do najniższych w Europie. Ponadto zgodnie z ustawą nakłady będą rosnąć krocząco i dopiero w 2019 roku, kiedy do systemu trafi dodatkowo 20 mld zł, będzie można odczuć tego efekty. W br. będzie to tylko dodatkowo 1 mld zł, czyli niewiele.
Jerzy Gryglewicz zwraca uwagę, że Polacy oceniają dostęp do opieki medycznej głównie przez pryzmat dostępu do lekarzy specjalistów. A do nich wciąż są długie kolejki. To, że do lekarza rodzinnego można dostać się tego samego dnia, a także nie ma problemu z leczeniem szpitalnym – ma drugorzędne znaczenie dla ocen pacjentów.
W jego opinii odczucia pacjentów można poprawić najprościej, zwiększając finansowanie poradni specjalistycznych i zmniejszając w nich kolejki. Pieniędzy na ten cel radzi szukać w opiece szpitalnej, a konkretnie – w zmniejszeniu liczby hospitalizacji. Ekspert przypomina, że jest to możliwe bo dzięki rozwojowi technologii wiele procedur wykonuje się obecnie w warunkach ambulatoryjnych, co jest tańsze.
Jako porażkę ekspert ocenia reformę sieci szpitali. – Spodziewaliśmy się, że do sieci wejdą szpitale najważniejsze z punktu widzenia zabezpieczenia potrzeb zdrowotnych, natomiast weszły wszystkie – przypomina.
Mapy potrzeb zdrowotnych pokazały konieczność redukcji łóżek szpitalnych – tych w przeciwieństwie do lekarzy mamy pod dostatkiem. NFZ doskonale wie, np. na którym oddziale nefrologii 70 proc. procedur to procedury niezabiegowe, a na którym położnictwie rodzi się 150 dzieci w roku.
– Niektóre szpitale powinny być zamykane nie tylko dlatego, że nie zarabiają, ale dlatego, że tworzą niebezpieczeństwo dla pacjentów – mówi Gryglewicz.
Przewiduje on, że w najbliższym czasie decydenci będą stawiać właśnie na specjalistykę, o czym może świadczyć zapowiedź zlikwidowania limitów dla pacjentów pierwszorazowych u specjalistów. Skrócenie kolejek dla pacjentów pierwszorazowych będzie zmianą w dobrym kierunku. Pozwoli z jednej strony szybko skierować do szpitala pacjenta, który tego wymaga, lub uspokoić go, jeśli objawy nie są tak groźne, jak się pacjentowi wydawało po lekturze internetu. – Obecnie pacjenci odnoszą znalezione w sieci informacje do siebie i poszukują pomocy lekarskiej przede wszystkim w diagnostyce. Lekarz rodzinny nie spełnił pokładanych nadziei. Pacjenci chcą się leczyć u specjalistów, aby mieć większą pewność trafnej diagnozy – podsumowuje ekspert.
ID