Sieć szpitali wywindowała stawki pediatrów?

Zarobki wciąż rosną, a chętnych brak.

W szpitalu w Żurominie bez zmian. Nadal brakuje pediatrów. Choć problem został nagłośniony w prasie, a na zainteresowanych czekają zarobki na poziomie 30 tys. zł (wraz z dyżurami nawet 40 tys. plus mieszkanie służbowe), nikt się nie zgłosił. Jak przyznaje w lokalnej „Gazecie Wyborczej” dyrektor placówki Zbigniew Białczak, suma nie jest zawrotna, bo w większych ośrodkach lekarze na kontraktach zarabiają więcej. A w Żurominie praca jest w czasie nienormowanym zarówno na oddziale, w przychodni, jak i na dyżurach.

Przykład Żuromina nie jest jedyny. – Podobne kłopoty mają szpitale w Mławie czy Sierpcu. Pediatrów jest mało na rynku, a poza tym nie chcą podejmować pracy w szpitalach, szczególnie jeśli trzeba dojechać więcej niż 20 km. Obecnie szpitale oferują im 150 zł za godzinę, a w gabinecie można przyjąć w tym czasie czterech pacjentów i przy stawce 100 zł za wizytę zarobić więcej – tłumaczy Anna Wrzostek, rzecznik prasowy szpitala w Żurominie.

Co się stało, że pediatrzy, którzy jeszcze niedawno zarabiali znacznie mniej w porównaniu z np. chirurgami czy ginekologami, obecnie szybko ich doganiają pod względem finansowym? Zadziało się tak za sprawą szpitalnej sieci. – Każdy szpital, aby utrzymać się w sieci, musi dysponować czterema podstawowymi oddziałami: chirurgii, wewnętrznym, ginekologii i pediatrii. Nie może sobie pozwolić, aby z powodu braków kadrowych zrezygnować z pediatrii. Dlatego pediatrzy są obecnie tak bardzo rozchwytywani, a ich stawki poszybowały w górę i wciąż rosną – dodaje rzecznik Anna Wrzostek.

Niewykluczone więc, że wkrótce padną kolejne rekordy, które obecnie należą do innych specjalności, np. anestezjologów. Kiedy w Gostyninie zabrakło anestezjologa i nie mogły odbywać się operacje, znaleziono zastępstwo. Wynagrodzenie za pracę od czwartku do poniedziałku wyniosło 25 tys. zł.


ID