BLACK CYBER WEEK! Publikacje i multimedia nawet do 80% taniej i darmowa dostawa od 350 zł! Sprawdź >
Za te zaświadczenia lekarze powinni wystawiać rachunki
Oburzającej praktyce czas powiedzieć: „dość”!
– Żądanie zaświadczeń lekarskich o braku przeciwwskazań do udziału w zajęciach po nieobecności dziecka w szkole nie tylko nie ma żadnej podstawy prawnej, ale jest też narażaniem zdrowia malucha – przekonuje ekspert Porozumienia Zielonogórskiego Joanna Szeląg.
Mimo wieloletnich działań edukacyjnych, jakie prowadzi Porozumienie Zielonogórskie, i walki ze zbędnymi, a także bezprawnymi zaświadczeniami, wciąż z całej Polski napływają sygnały od lekarzy rodzinnych o takich praktykach. Prym wiodą tu placówki niepubliczne, które zapisy o zaświadczeniach umieszczają w swoich regulaminach i umowach z rodzicami. Rodzice uważają, że skoro podpisali umowę, w której powrót dziecka do placówki po chorobie wymaga zaświadczenia lekarskiego, to muszą jej przestrzegać.
– Podpisując umowę, warto zadać pytanie o podstawę prawną danego zapisu – tłumaczy Joanna Szeląg, lekarka i ekspert Porozumienia Zielonogórskiego. – W tym przypadku taka podstawa nie istnieje, a punkty dotyczące zaświadczeń wykraczają poza kompetencje placówki, chyba że ma ona także odpowiednią umowę z lekarzem, a tak w większości sytuacji nie jest. Lekarz nie jest stroną umowy między placówką a rodzicem, więc nie ma podstaw, by umieszczać w takim dokumencie jego obowiązków. Pracę lekarza regulują konkretne przepisy i to one określają jej zakres. Wystawianie zaświadczeń, że dziecko może chodzić do placówki, nie jest świadczeniem gwarantowanym, a to oznacza, że lekarz nie ma takiego obowiązku. Niektórym tworzącym regulaminy i umowy przydałaby się lektura stosownych przepisów.
Porozumienie Zielonogórskie otrzymuje także sygnały o nadużywaniu owych kontrowersyjnych zapisów. Zdarza się, że opiekunowie w przedszkolach i żłobkach nie zgadzają się na przyjęcie dziecka do placówki lub żądają odebrania go w ciągu dnia z powodu domniemanej choroby. Z licznych doświadczeń lekarzy wynika, że dziecko jest zdrowe, nie stanowi zagrożenia dla innych, a np. tylko ma katar, który w wieku przedszkolnym sam w sobie nie jest objawem choroby, jeśli nie towarzyszą mu inne objawy (gorączka, złe samopoczucie, brak apetytu, itp.).
– Takie praktyki są oburzające zwłaszcza w sezonie grypowym, gdy przychodnie pękają w szwach, a w poczekalni spotkamy dzieci z infekcjami – dodaje Joanna Szeląg. – Wysyłanie zdrowego dziecka po zaświadczenie do przedszkola czy żłobka w takiej sytuacji to narażanie jego zdrowia. Tam rzeczywiście może się zakazić i naprawdę zachorować. Jest to tak nieodpowiedzialne, że pozostaje się tylko dziwić rodzicom, którzy się na to zgadzają. W dodatku taka wizyta wcale nie musi zaowocować uzyskaniem zaświadczenia. Lekarz przecież nie ma obowiązku go wystawiać, a wręcz zachęcamy naszych kolegów, by tego nie robili. Szefowie placówek opiekuńczych powinni mieć też świadomość, że lekarz może wystawić im za takie usługi rachunek. Są to bowiem usługi, których nie obejmuje umowa między przychodnią POZ a NFZ, a wykonywane są jedynie na rzecz danej placówki. Istnieje zatem podstawa, by domagać się za nie wynagrodzenia od zleceniodawcy. Jestem przekonana, że gdy lekarze POZ masowo zaczną wystawiać rachunki, problem się skończy.