Nie stać nas na koronerów?
Rzecznik praw obywatelskich ponagla Ministerstwo Zdrowia w kwestii zgonów.
Po kolejnych przypadkach związanych z oczekiwaniem na stwierdzenie zgonu, rzecznik praw obywatelskich apeluje do władz miast o powołanie koronerów.
Mężczyzna ranny w wypadku drogowym na S1 na terenie województwa śląskiego zmarł w karetce, ratownicy odwieźli zwłoki na miejsce wypadku i zostawili na poboczu. Sprawa zbulwersowała opinię, jednak ratownicy nie mają prawa orzekać zgonu. Może to zrobić lekarz, ale w karetce go nie było, co staje się już normą.
Media opisywały więcej oburzających historii jak ta, kiedy w Zielonej Górze tłumu gapiów czekał wraz z rodziną na przybycie lekarza, który miał potwierdzić samobójstwo.
Do zgonów mogliby jeździć koronerzy, ale miasta nie chcą ich zatrudniać. To dla nich dodatkowy wydatek, na który stać niewiele samorządów. Włodarze tłumaczą się więc, na razie nie mają podstaw prawnych.
Postulowany od lat przez środowisko lekarskie projekt ustawy o stwierdzeniu, dokumentowaniu i rejestracji zgonów, znajduje się wciąż na etapie konsultacji wewnętrznych. Czy interwencja rzecznika praw obywatelskich przyspieszy jego procedowanie? Nie wiadomo, szczególnie że odpowiedzialny za ustawę wiceminister zdrowia Zbigniew Król w sierpniu podał się do dymisji. Obecnie obowiązują wciąż archaiczne przepisy z początku lat 60 nieprzystające do współczesnych realiów. Kartę zgonu powinien wystawić lekarz, u którego chory leczył się w ostatnich 30 dniach. Ale część chorych w tym czasie się nie leczyła albo zgon nastąpił w innym mieście. Są też osoby, które nigdzie nie były zapisane albo lekarz nie miał z nimi kontaktu.
Zajęci wezwaniami do ratowania życia lekarze pogotowia nie chcą przyjeżdżać do zmarłych i odsyłają do lekarzy rodzinnych. Im z kolei trudno opuścić przychodnię w godzinach przyjęć pacjentów, nie mogą też wydawać kart zgonu w nocy, bo pracują od 8 do 18.
Ministerstwo chce, żeby możliwość potwierdzania zgonu mieli także ratownicy oraz pielęgniarki po przeszkoleniu. Teraz takiej możliwości nie mają, choć często się zdarza, że to przy nich dochodzi do śmierci.