Teleporady wymagają od nas zwiększonej ostrożności

Lekarz rodzinny Agata Sławin o zaletach i wadach telekonsultacji

Iwona Dudzik: Jak zmieniła się pani praca podczas epidemii?
Dr. n med. Agata Sławin*: Do tej pory pacjenci stawiali się na wizyty osobiście, konsultacje telefoniczne były rzadkością. Epidemia wszystko zmieniła. Pacjenci nie są przyjmowani z marszu. Najpierw dzwonią i informują, z jakiego powodu chcą się skontaktować z lekarzem. Rejestracja zbiera wstępny wywiad, lekarz oddzwania zazwyczaj w ciągu godziny. Pacjent jest uprzedzony, żeby przygotował kartkę, długopis, nr PESEL, informację o przyjmowanych lekach. Często kiedy dzwonię, od razu rozpoznaję moich pacjentów po głosie. Jeśli nie – weryfikuję poprzez PESEL.

W jakich sytuacjach korzysta pani z połączenia wideo?
Kiedy trzeba ocenić zmiany skórne, nasilenie zmian atopowych u dzieci, do rozpoznania ospy wietrznej, oceny postępu gojenia się ran, owrzodzeń. Pacjenci zgłaszają też najróżniejsze obrzęki palca, kostki, zmiany na paznokciu, na śluzówkach lub oku. Czasem wideoporada wystarczy, by rozpoznać proste śluzówkowo-ropne zapalenie spojówek. Można też poprosić o otwarcie jamy ustnej i obejrzeć zmiany na języku, policzku czy aftę.

Jakie narzędzia są najbardziej przydatne?
Wykorzystujemy WhatsApp, Skype, FaceTime. Młodsi członkowie rodziny często pomagają starszym w organizowaniu im konferencji wideo z lekarzem albo wykonaniu i przesłaniu zdjęcia zmiany.
Bywa jednak, że decydujemy się zobaczyć pacjenta osobiście, szczególnie w przypadku niepokojących objawów u dzieci, albo jedziemy na wizytę domową, ale takich wyjazdów jest teraz mniej.

Czego lekarz nie jest w stanie zrobić zdalnie?
Zajrzeć do ucha, ocenić węzły chłonne, zbadać brzuch, osłuchać. Wyciągnąć wnioski, jeśli  objawy są niespójne. Wtedy nie ryzykujemy. Nie forsujemy teleporad za wszelką cenę.

Porady na miejscu w poradni także są inne niż do tej pory?
Pacjent jest zapraszany na konkretną godzinę. Przyjmowany w wyizolowanym gabinecie. Wizytę organizujemy tak, aby trwała możliwie krótko.

Czy taki system pracy jest łatwiejszy?
Tak się może wydawać, że tylko siedzimy i rozmawiamy. Ale ja i koledzy czujemy ogromne obciążenie psychiczne. Bo pracujemy inaczej, niż byliśmy przyzwyczajeni przez długie lata. Dotknięcie, zapach, sposób poruszania się, mowa ciała to elementy, które nas naprowadzały i ułatwiały postawienie diagnozy. Teraz bezpośredniego kontaktu z pacjentem brak. Musimy być bardzo ostrożni. Dlatego czasem teleporady trwają nawet dłużej niż gdyby ta sama porada odbywała się w gabinecie.

Emocje nie są mniejsze?
Często są większe. Musimy cały czas myśleć, czy niczego nie zaniedbaliśmy, czy o wszystko  zapytaliśmy. To nowy rodzaj obciążenia, do którego powoli się przyzwyczajamy. Po takim dniu wielu lekarzy mówi o wielkim wyczerpaniu. Nie byliśmy tego uczeni, uczymy się i udoskonalamy sami.

Co jest najtrudniejsze?
Trudnością jest to, że niektórzy próbują wykorzystać okazję i naciągnąć nas np. na zwolnienie. Wiele telefonów jest od rodziców, którzy oczekują zwolnienia na opiekę nad dzieckiem tylko dlatego, że zostali z nim w domu, choć ono jest zdrowe. Ludzie dzwonią i próbują brać nas na litość, przerzucić odpowiedzialność: „Jeśli pani mi nie pomoże, to stracę pracę, bo nie poszłam do firmy, a nie mogę zostawić dziecka samego”. „Co pani szkodzi?”. „Proszę mi powiedzieć, co ja mam teraz zrobić?”.
Ja ich rozumiem, bo sama też nie miałabym odwagi zostawić dziewięciolatka w domu na wiele godzin. Nie można nas na jednak obarczać tym problemem. Tu potrzeba rozwiązań systemowych.
Dlatego odpowiadam: „Rozumiem, ale nie jestem właściwym adresatem pani pytań”.
Kolejną trudnością jest zakończenie rozmowy, która się przedłuża. Oddzwaniając, zastaję pacjenta w domu, w trakcie pracy zdalnej lub odpoczynku. Jeśli on jest wyluzowany, to czasem traktuje rozmowę jako rozrywkę. A jeśli jest zdenerwowany sytuacją izolacji lub brakiem pracy, to te emocje też przekładają się na rozmowę.

Wielu pani kolegów nie ma przekonania do leczenia na odległość, nowe technologie nie budzą ich zaufania. Co może pani powiedzieć kolegom lekarzom?
Powiedziałabym im, żeby śmiało korzystali z nowych możliwości. Mówię to jako osoba w wieku 50 plus. To mi się sprawdza. Widzę wiele korzyści i dla mnie, i dla pacjentów. Obserwuję, jak są zadowoleni, kiedy nie muszą przyjeżdżać z błahego powodu: po przedłużenie leków, interpretację wyników czy zmodyfikowanie leczenia w sytuacji wahania ciśnienia tętniczego lub stężenia cukru. W tych sytuacjach mogę pomóc dwa razy większej liczbie pacjentów niż normalnie i zyskać dodatkowy czas dla tych, którzy wymagają wnikliwej konsultacji. W moim odczuciu, gdy wrócimy do normalności, 20-30 proc. konsultacji może odbywać się zdalnie bez szkody, a wręcz z korzyścią dla sytemu.

*Dr n. med. Agata Sławin jest specjalistą medycyny rodzinnej i właścicielem działającej od ponad 20 lat praktyki lekarza rodzinnego w Kiełczowie i Pisarzowicach na Dolnym Śląsku, które mają pod opieką 9 tys. pacjentów.

id