BLACK CYBER WEEK! Publikacje i multimedia nawet do 80% taniej i darmowa dostawa od 350 zł! Sprawdź >
Braki kadrowe zmuszają szpitale do łamania procedur bezpieczeństwa?
Dyrektorzy w niedozwolony sposób zapobiegają kwarantannie lekarzy
Niektóre szpitale w obawie przed zamknięciem całego oddziału nie informują lekarzy o tym, że pacjent okazał się osobą zakażoną koronawirusem – o zatrważającej praktyce pisze dziś Rzeczpospolita.
Rzeczpospolita cytuje anonimowego lekarza anestezjologa z dużego warszawskiego szpitala, który twierdzi, że dyrekcja wysyła pracowników na testy, ale lecz nie ujawnia wyników.
Zdaniem medyka, gdyby zarządzający szpitalem podali wyniki, musieliby to zgłosić do sanepidu, a ten najpewniej zamknąłby cały oddział. Na to placówka nie może sobie pozwolić, bo jeśli się okaże, że anestezjolog jest w kwarantannie, operacje nie będą mogły się odbywać. A to znaczy, że kontrakt z NFZ nie zostałby wykonany.
Jak podaje dziennik, o możliwym kontakcie z chorym na COVID-19 lekarze dowiadują się przypadkowo. Opisano jedną z takich sytuacji, kiedy konsultowany pacjent miał koronawirusa, ale gdy ten fakt wyszedł na jaw, lekarza o tym nie poinformowano. Na szczęście środki ochrony indywidualnej okazały się wystarczające i lekarz się nie zakaził.
Dr Agnieszka Serwan, przewodnicząca Regionu Mazowieckiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (OZZL), potwierdziła, że nieoficjalnie słyszy się o podobnych przypadkach, lecz formalnych zgłoszeń nie było.
Według Ministerstwa Zdrowia nieinformowanie lekarza o wyniku testu jest sprzeczne z art. 23 ust. 1 ustawy o prawach pacjenta i rzeczniku praw pacjenta, zgodnie z którym pacjent ma prawo do dostępu do dokumentacji medycznej dotyczącej jego stanu zdrowia oraz udzielonych mu świadczeń zdrowotnych.
Z kolei lek. Piotr Pisula, przewodniczący Porozumienia Rezydentów w rozmowie z podplomie.pl zwraca uwagę, że braki kadrowe są tak duże, że zarządzający za wszelką cenę nie chcą dopuścić do straty choćby jednego lekarza. Lekarz przyznaje, że nieoficjalnie wie o sytuacji, gdy pracownikom pobrano wymazy, po czym materiału nie oddano do badań z obawy przed konsekwencjami w razie pozytywnych wyników. – Gdyby lekarze byli posyłani na kwarantannę, wiele placówek byłoby zamkniętych – ocenia Piotr Pisula.