ŚWIĄTECZNA DARMOWA DOSTAWA od 20 grudnia do 8 stycznia! Zamówienia złożone w tym okresie wyślemy od 2 stycznia 2025. Sprawdź >
Chaos w POZ największy od początku pandemii koronawirusa
Resort przeanalizuje, jak działa zlecanie testów przez lekarzy rodzinnych
- Jest dramat, aplikacja gabinetowa w wielu miejscach nie działa. Nie wszędzie administrator może dołączyć do aplikacji innych lekarzy. Przychodnie wciąż dowiadują się o nowych obowiązkach, bo spłynęła na nie z Sanepidu cała sprawozdawczość i biurokracja. Takiego bałaganu w czasie tej epidemii jeszcze nie było – relacjonuje Monika Kowalska, rzecznik Porozumienia Zielonogórskiego, komentując sytuację w pierwszych dniach, kiedy lekarze POZ kierują pacjentów na badania w kierunku COVID-19.
Taki nowy obowiązek przypadł im w ramach jesiennej strategii walki z koronawirusem. Nie pomogły gwałtowne protesty lekarzy rodzinnych.
Jak dodaje Moniak Kowalska, w tej chwili panuje chaos, a większość czasu lekarzy zajmują problemy pacjentów z podejrzeniem COVID-19. Przypomnijmy, że zgodnie z nowymi przepisami pacjent, żeby był skierowany podczas teleporady na test na koronawirusa, musi mieć łącznie cztery objawy: gorączka powyżej 38 st. C kaszel, duszności, utrata węchu lub smaku. Pozostali wymagają badania osobistego.
Rzecznik MZ Wojciech Andrusiewicz, pytany o tę sprawę podczas konferencji prasowej podkreślił, że na wspólnym spotkaniu ministra zdrowia Adama Niedzielskiego z przedstawicielami lekarzy rodzinnych został wypracowany konsensus.
- Oczywiście konsensus ma to do siebie, że on w pełni nikogo nie zadowala, ale jednak obie strony się zgodziły. My też poszliśmy na kompromis, ponieważ na początku uznawaliśmy, że wszyscy pacjenci, którzy mają być skierowani na testy muszą przejść badanie fizykalne, czyli bezpośrednio u lekarza - zaznaczył rzecznik.
Dodał, że wspólnie uznano, że gdy prawdopodobieństwo zakażenia jest bardzo wysokie, na test można skierować w czasie teleporady.
- O bardzo wysokim prawdopodobieństwie mówimy w przypadku tych objawów - wysokiej gorączki, duszności, kaszlu i dodatkowo utraty węchu bądź smaku, wówczas możemy mówić o graniczącej z pewnością sytuacji, że mamy do czynienia z zakażeniem. Wówczas na taki test można skierować rzeczywiście podczas teleporady, w pozostałych przypadkach potrzebne jest badanie fizykalne - podkreślił Andrusiewicz.
Wskazał, że eksperci i epidemiolodzy podkreślają, że wizyta u lekarza jest niezbędna do ocenienia stanu zdrowia.
- Nie możemy mieć w Polsce sytuacji, w której pacjent nie jest przez lekarza obsługiwany, w której pacjent pierwszą osobą, z którą się kontaktuje, jest lekarz chorób zakaźnej. Nie możemy wysyłać 100 tys. pacjentów do lekarzy zakaźników, na SOR-y, oddziały zakaźne. Nie tędy droga, to podkreślają wszyscy specjaliści - powiedział rzecznik.
Zwrócił uwagę, że co roku w czasie jesienno-zimowym mamy 100-200 tys. osób dziennie, którzy przychodzą z różnymi infekcjami do lekarza rodzinnego i wówczas także lekarz nie wie, na co choruje pacjent.
- Lekarz rodzinny nadal jest lekarzem pierwszego kontaktu, on ma ocenić stan zdrowia pacjenta - dodał.
Andrusiewicz zaznaczył, że resort będzie na bieżąco analizował, jak działa system zlecania testów na koronawirusa. - W razie czego będziemy go modyfikować - powiedział.