Jeśli nie wprowadzimy no-fault, lekarze będą leczyć defensywnie

Batalia o bezpieczne leczenie w decydującym momencie

Kiedy studenta medycyny pytają „kim chcesz być” i odpowie „ginekologiem-położnikiem”, nie usłyszy, „warto, to ważna dziedzina”, ale „to będziesz miał dużo spraw w sądach”. Obecnie wybierając specjalizację lekarze nie kierują się tym, co ich interesuje, ale skupiają się na obawach o własne bezpieczeństwo. To sprawia, że lekarzy w specjalizacjach zabiegowych, coraz bardziej brakuje – mówił lek.  Sebastian Goncerz z Porozumienia Rezydentów OZZL, podczas konferencji w „Bezpieczeństwo leczenia” w Naczelnej Izbie Lekarskiej. Lekarze zorganizowali ją w chwili, gdy w Sejmie procedowany jest projekt ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta.
Lekarze chcą, by ustawa zmieniła system w taki sposób, by był przyjazny zarówno dla lekarzy jak i pacjentów. Umożliwiał im współpracę z pacjentem, a nie stawiał po drugiej stronie sporu podczas procesów sadowych.
Przygotowali własny projekt zmian w prawie, korzystnych dla obu stron. Niestety, ten nad którym obradują posłowie, daleko odbiega od założeń, które postulują lekarze i wypacza ideę no-fault.
Jak mówił, dr n.med. Klaudiusz Komor, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej, NRL przekazała posłom swoje uwagi. Samorządowi szczególnie zależy na poprawieniu art. 62 ust. 1, który mówi o nadzwyczajnym złagodzeniu kary, a nie o zwolnieniu od odpowiedzialności karnej za nieumyślne zdarzenia. Oznacza to, że w stosunku do personelu medycznego trzeba będzie przeprowadzić całe postępowanie karne, skierować do sądu akt oskarżenia i oczekiwać na wydanie wyroku przez sąd karny, który będzie mógł (ale nie będzie musiał) nadzwyczajnie złagodzić karę.– Ratowanie życia nie powinno być karane tak, jak karze się przestępców – mówił wiceprezes Komor.
Na czym polega no-fault postulowane przez NRL?
- wprowadzeniu rejestru zdarzeń niepożądanych
- wypłat rekompensat bez ustalania winy –  kwoty byłyby waloryzowane co roku do średniej płacy  krajowej
- prowadzeniu analizy bezpieczeństwa leczenia
-  wprowadzenie koordynatorów powrotu do zdrowia pacjenta dotkniętego powikłaniami w wyniku zdarzenia niepożądanego.
Jak przekonuje Piotr Pawliszak, prezes ORL w Warszawie, nie ma mowy o wyjęciu lekarzy spod prawa. Po pierwsze - 90 proc. zdarzeń wynika ze złego planowania, organizacji i trybu udzielania świadczeń.
Po drugie - zdarzenia niepożądane dotyczą 10 proc. świadczeń. Zważywszy, że co roku udzielanych jest ponad 300 mln konsultacji oraz 7,5 mln hospitalizacji – także liczba zdarzeń niepożądanych jest potężna.
Do trzecie – lekarze nie są bezkarni, bo podlegają odpowiedzialności zawodowej. Okazuje się, że odsetek spraw kierowanych do sądów lekarskich przez rzeczników odpowiedzialności jest wyższy niż tych kierowanych przez prokuratorów do sądów powszechnych. Oznacza to, że organa odpowiedzialności zawodowej są surowsze dla lekarzy, niż śledczy i sądy powszechne.
– Mam przed sobą 40 lat pracy. Jest więcej niż pewne, że będę uczestnikiem zdarzenia niepożądanego. Kiedy się to stanie, chciałabym móc podejść do pacjenta, wyjaśnić mu co się stało i pomóc mu uzyskać rekompensatę, a nie stawać w nim w szranki na sali sądowej i bić się przeciwko niemu – mówi Sebastian Goncerz z Porozumienia Rezydentów.
Przekonuje on, że jeśli uda się zmienić prawo, lekarze nie będą musieli uciekać się do medycyny defensywnej, co obecne jest powszechną praktyką, ale będą mogli pomagać pacjentom najlepiej jak potrafią, zgodnie z wiedzą medyczną.
- Mamy nadzieję, że prace, które w tej chwili toczą się w Sejmie, pozwolą przyjąć w Polsce system oparty na prawdziwych zasadach no-fault, ponieważ obecny projekt nie spełnia założeń, ani poprawy jakości w opiece zdrowotnej, ani oczekiwań pacjentów, którzy chcą szybkiej kompensaty za niepożądane zdarzenia medyczne - dodał wiceprezes Komor.