Badanie prowadzone we Wrocławiu może poprawić terapię chorych z niewydolnością serca
Naukowcy lepiej poznają mechanizmy stojące za chorobą
Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu (UWM) poinformował o badaniach, jakie prowadzi u pacjentów z niewydolnością serca - choroby, która dotyka miliony ludzi na świecie. Mateusz Guzik, doktorant pod kierunkiem prof. Jana Biegusa, analizuje związek osmolalności surowicy i moczu z przebiegiem klinicznym ostrej niewydolności serca, by poprawić identyfikację pacjentów zagrożonych poważnymi powikłaniami. Badania te pozwolą lepiej zrozumieć, jak różne parametry biochemiczne wpływają na rokowanie pacjentów, a także opracowanie skuteczniejszych metod leczenia.
Niewydolność serca - śmiertelność nadal wysoka
Szacuje się, że na schorzenie na świecie cierpi ponad 60 mln ludzi, w Europie 15 mln, a w Polsce nieco ponad milion. Mimo coraz lepszej diagnostyki i skuteczniejszych leków nadal duża grupa pacjentów z powodu zaostrzenia objawów choroby trafia do szpitala. W większości pacjenci ci prezentują objawy przewodnienia. W związku z tym kluczowe jest przywrócenie prawidłowej gospodarki wodnej organizmu poprzez zwiększenie odpowiedzi diuretycznej, nierozerwalnie współzależnej m.in. ze stężeniem sodu - jednego z osmotycznie czynnych mikroelementów w ludzkim organizmie.
Mateusz Guzik odbywa szkolenie specjalizacyjne w Instytucie Chorób Serca, jest studentem szkoły doktorskiej i pod kierunkiem promotora prof. Jana Biegusa prowadzi pracę doktorską nt. związku osmolalności surowicy i moczu z przebiegiem klinicznym i rokowaniem w ostrej niewydolności serca.
Niewydolność serca jest poważnym problemem epidemiologicznym. Częstość występowania choroby wynosi ok. 2 proc. w populacji i wzrasta z wiekiem, szczególnie u osób powyżej 60. roku życia. Objawy niewydolności serca to m.in. duszność, zmęczenie i obrzęki. U jej podłoża leży nieprawidłowe działanie wielu układów neurohormonalnych (m.in. renina-angiotensyna-aldosteron), które powodują tendencję do zatrzymywania sodu i wody w organizmie. W przewlekłym leczeniu stosujemy coraz lepsze leki, mające na te szlaki patofizjologiczne wpływać i poprawiać rokowanie, jednakże pacjenci doświadczają okresowo epizodów zaostrzeń choroby.
Problemy terapii
– U większości pacjentów z zaostrzeniem objawów niewydolności serca występują cechy przewodnienia: obrzęki kończyn, wodobrzusze, płyn w jamach opłucnowych. Chorzy odczuwają także nasiloną duszność i z tego powodu trafiają do szpitala, gdzie pierwszą linią leczenia są leki diuretyczne („moczopędne”), których zadaniem jest usunięcie nadmiaru wody z organizmu – tłumaczy Mateusz Guzik.
– Organizm w zaostrzeniu choroby przeżywa „głód sodu”, nie chce się go pozbywać, więc zatrzymuje też wodę. Chory jest przewodniony, zaczyna się gorzej czuć i finalnie musi być hospitalizowany – mówi prof. Jan Biegus, z-ca dyr. ds. nauki w Instytucie Chorób Serca, Klinika Intensywnej Terapii Kardiologicznej, promotor pracy doktorskiej Mateusza Guzika.
Stosowane leki diuretyczne mają za zadanie usunąć nadmiar wody z organizmu. Proces, dzięki któremu jest to możliwe, zachodzi w nerkach. Nerki regulują gospodarkę wodno-elektrolitową, gdzie poprzez zmiany m.in. ilości wydalanego sodu wpływają na objętość wydalanej wody. Współzależność pomiędzy objętością produkowanego moczu a jego składem jest skomplikowana, szczególnie w świetle zmian zachodzących w stanie niewydolności serca.
– Część chorych dobrze odpowiada na ten sposób leczenia, ale jest grupa pacjentów oporna na tę terapię, z którymi mamy poważny problem. Co więcej, u części pacjentów, pomimo przywrócenia tzw. stanu euwolemii (optymalnej objętości wody w organizmie) oraz stosowania optymalnego leczenia przewlekłego, obserwujemy niekorzystny przebieg choroby po wypisie ze szpitala w postaci kolejnych zaostrzeń lub zgonów – dodaje doktorant.
Mimo wieloletniego stosowania leków moczopędnych w terapii stanu przewodnienia w niewydolności serca wiedza dotycząca tego sposobu leczenia w tej trudnej klinicznie grupie pacjentów nadal jest niepełna.
Jakie pytanie zadają sobie polscy naukowcy
– W obliczu konieczności usunięcia nadmiaru wody z organizmu intuicyjne jest mierzenie objętości wydalanego moczu. Obecnie wiemy, że niemniej ważne jest badanie natriurezy, czyli stężenia sodu w moczu. Wiedząc, że mocz i krew to nie tylko woda i sód, ale wiele innych ważnych cząsteczek, w ramach swojej pracy sprawdzam, czy osmolalność i jej składowe - jak sód, mocznik, czy glukoza - zarówno w surowicy, jak i moczu mają związek z rokowaniem długoterminowym. Badamy parametry biochemiczne przed wdrożeniem leczenia moczopędnego oraz w jego trakcie, a także monitorujemy losy naszych chorych – dodaje doktorant.
– Liczymy, że te badania mogą pozwolić na lepszą identyfikację szczególnie zagrożonych pacjentów oraz głębsze zrozumienie zmian zachodzących w tej chorobie – mówi Mateusz Guzik i dodaje: – Chcielibyśmy wiedzieć, które parametry i w jakiej konstelacji mogą pokazać już na wczesnym etapie hospitalizacji, który pacjent będzie rokował gorzej. Nasi pacjenci wymagają regularnych kontroli i leczenia nawet po wypisaniu ze szpitala, więc to dla nas bardzo ważne.
Doktorant jest też beneficjentem niedawno rozstrzygniętego konkursu Narodowego Centrum Nauki na realizację grantu Preludium 23, w ramach którego będzie prowadził badania dotyczące wpływu doustnej suplementacji sodu na aktywność neurohormonalną, natriurezę i ciśnienie tętnicze u chorych z niewydolnością serca i tendencją do hiponatremii (niskich stężeń sodu we krwi).
Sód jest podstawowym składnikiem naszej diety. Odgrywa kluczową rolę w regulacji ciśnienia krwi, równowadze płynów i prawidłowym funkcjonowaniu mięśni i nerwów. Jest niezbędny dla naszego zdrowia, ale zarówno nadmiar, jak i niedobór sodu mogą prowadzić do poważnych problemów zdrowotnych. Jest też jednym z kluczowych elementów, który ma związek z patogenezą choroby. Przez wiele lat uważano, że w tym stanie chorobowym konieczna jest radykalna restrykcja przyjmowanego sodu, jednakże badania ostatnich lat pokazują, że takie podejście nie poprawia rokowania pacjentów, a niskie stężenie sodu we krwi u chorych na niewydolność serca jest niekorzystnym czynnikiem rokowniczym. Co więcej, wykazano, że suplementacja chlorku sodu w tej grupie pacjentów jest bezpieczna.
– W badaniu, które stanowi całkiem nowe podejście do tematu leczenia niewydolności serca, chcemy sprawdzić, czy doustna suplementacja chlorku sodu obniża aktywność neurohormonalną, zwiększa wydalanie sodu z moczem oraz ciśnienie tętnicze krwi, co potencjalnie miałoby związek z możliwością zwiększania dawek leków, która często jest ograniczona, oraz poprawą rokowania u naszych pacjentów – mówi doktorant.
Jako docelową wybrano grupę pacjentów z przewlekłą niewydolnością serca z tendencją do hiponatremii, czyli obniżonego poziomu sodu w surowicy krwi. Uczestnicy będą poddawani częstej, regularnej ocenie, podczas której będą także wykonywane badania laboratoryjne krwi i moczu.
Dzięki wsparciu Narodowego Centrum Nauki badanie ma zapewnione finansowanie na trzy lata.
Foto: Tomasz Walów/UMW