Od redakcji

Wstęp

prof. dr hab. n. med. Jerzy Sikora

Katedra i Klinika Perinatologii i Ginekologii SUM, Katowice

Ginekologia po Dyplomie 2014;16 (2):1-2

Szanowni Państwo,
Drogie Koleżanki i Koledzy!

Jestem przekonany, że wszyscy z ogromnym niepokojem obserwujemy zmieniający się świat, który w ostatnich tygodniach staje w obliczu realnych, wręcz namacalnych zagrożeń, wobec których nasze małe sprawy i problemy wydają się nie mieć wielkiego znaczenia. Na co tu narzekać? Żyjemy w cywilizowanym kraju, stanowimy integralną część zachodniego świata. Nasze bezpieczeństwo uważamy za niepodważalny fakt, który nie podlega przecież dyskusji.
Powyższe stwierdzenia niestety nie dotyczą wyłącznie zawirowań ogólnoświatowych. Dotykają również i naszej profesji. Od pewnego czasu wykonywanie zawodu ginekologa położnika w naszym kraju przestało być bezpiecznym zajęciem. Choć miałem nadzieję, że nie będę już musiał tego robić, wydarzenia ostatnich miesięcy wymuszają nakreślenie słów komentarza, wręcz się tego domagają. Podzielacie Państwo, mam nadzieję, mój pogląd, że nie można udawać, że nic się nie stało, jest tak jak dawniej i można oddać się dysputom na każdy inny dowolnie wybrany temat. Niestety, nic już nie będzie w naszej profesji tak jak dawniej. Efekty naszej pracy stały się widoczne i bardzo ostro recenzowane. Jak w żadnej innej specjalności jesteśmy poddawani krytycznej ocenie społecznej, bezwzględnie i w całej rozciągłości. Cóż zatem się stało? Co się ostatnio zmieniło? W zasadzie nic, oprócz faktu (czego oczywiście należało się spodziewać), iż wraz z rozwojem ekonomicznym naszego kraju w końcu pojawią się problemy, które w zachodnich cywilizacjach występowały już wiele lat wcześniej. Rozbudzone, trzeba również zaznaczyć, że także z udziałem naszego środowiska, oczekiwania znakomitych efektów naszej pracy zderzyły się z brutalną rzeczywistością niepowodzeń komentowanych i ocenianych tym razem już przy otwartej kurtynie. Przekaz jest prosty: zawsze winni są położnicy, bo oczywiście nie wykonali na czas cięcia cesarskiego. Niestety w wielu przypadkach trudno dyskutować z oczywistymi faktami. Trzeba było te cięcia wykonać. Czy noworodki urodziłyby się w lepszym stanie? Tego oczywiście nie wiadomo. W świadomości społecznej niestety pozostaje złowrogi przekaz – we właściwym momencie nie wykonano cięcia cesarskiego! Ostatnio jeden z kolegów przestał pełnić funkcję ordynatora oddziału do czasu wyjaśnienia sprawy z 2012 r. Oczywiście, jak to wynika z doniesień medialnych, na oddziale, którym kierował w ostatnich kilku latach, wiele ciąż nie zakończyło się sukcesem. Istnieje zatem powód, aby to wszystko dokładnie zbadać. Kiedy będzie finał postępowania? Nie wiadomo.
A co z problemem wciąż wzrastającej w naszym kraju liczby cięć cesarskich? Kto w takiej atmosferze będzie teraz czekał i ryzykował popełnienie grzechu zaniechania „oczywistego” przecież obowiązku? Pierwsze cięcie cesarskie z pewnymi wyjątkami zwykle nie przysparza większych trudności. Prawdziwe problemy mogą pojawić się dopiero w czasie zmagań operacyjnych w drugiej i kolejnej ciąży po uprzednio przebytym cięciu cesarskim. Jakie jest wówczas ryzyko dla matki i płodu, tego nie trzeba oczywiście położnikom tłumaczyć. Przygotowujemy sobie na przyszłość niezwykłe wyzwania, z nie do końca przewidywalnymi skutkami. Być może zapowiedziana ostatnio ministerialna kontrola oddziałów i klinik położniczych pomoże w udzieleniu odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób i w jakim zakresie wykorzystujemy technikę cięcia cesarskiego w naszym kraju. W dzisiejszej rzeczywistości i atmosferze, jaką wytworzono wokół naszej specjalizacji, trudno jednak podjąć dyskusję w zakresie rzeczywiście ogromnego problemu, jakim jest ograniczenie „epidemii” cięć cesarskich. Bo cóż możemy zaproponować naszym koleżankom i kolegom? Paradoksalnie wbrew pozorom jednak coś możemy. Zdecydujmy się na taki model nadzoru nad płodem, który maksymalnie ogranicza możliwość dowolnej interpretacji  wyników badań czy ich zlecania z różną, często uznaniową częstotliwością. Jednoznacznie zdefiniujmy, które działania diagnostyczne weryfikują wątpliwe lub niejednoznaczne wyniki monitorowania stanu płodu. Niestety próbują wyręczać nas w tym zakresie dziennikarze. W jednym z programów telewizyjnych prezentujących kolejne niepowodzenie położnicze podano, że zapis KTG u ciężarnej był wykonywany tylko raz w ciągu doby. Zaprezentowano opinię, że płód powinien być w tym czasie monitorowany co najmniej kilkukrotnie lub wręcz w sposób ciągły. Sądzę, że taki przekaz medialny powinien stanowić dla całego naszego środowiska powód do naprawdę poważnych refleknam teraz dziennikarze! Przecież wiele problemów można rozwiązać bardzo prostymi środkami. W klinice, którą kieruję, nie spotyka się anonimowych wyników badań KTG. Każdy zapis jest firmowany pieczątką położnej oraz lekarza oceniającego wynik badania. Lekarz po zakończeniu monitorowania jest zobligowany do niezwłocznej oceny zapisu i kwalifikacji do jednej z następujących grup: prawidłowy, nietypowy, nieprawidłowy. Dwa ostatnie rezultaty wymuszają podjęcie dalszych działań diagnostycznych lub rozwiązania ciąży. Eliminuje się w ten sposób sytuacje, w których wprawdzie badanie wykonano, lecz jego wyniku nikt nie oceniał. Oczywiście trudno w takich przypadkach oczekiwać konkretnych wniosków klinicznych.
Jaką więc pomoc możemy zaoferować naszym koleżankom i kolegom w tych naprawdę trudnych dla nas wszystkich czasach? Edukację oraz jasne, czytelne algorytmy postępowania diagnostycznego na oddziałach patologii ciąży i salach porodowych. Niestety, mimo zastosowania najgęstszego z możliwych sit diagnostycznych może pojawić się nieszczęście położnicze, za które trzeba będzie ponieść odpowiedzialność. Taka sytuacja może dotyczyć każdego z nas. Co nas wówczas ochroni? Przede wszystkim odpowiedniej jakości dokumentacja medyczna, a w dalszej kolejności stosowanie w codziennej pracy ogólnie przyjętych algorytmów postępowania diagnostyczno-terapeutycznego, czyli po prostu przestrzeganie zasad.

Większą część artykułu wstępnego poświęciłem, jak sądzę, najbardziej żywotnemu obecnie problemowi polskich położników i ginekologów, stale obecnemu w czasie wykonywania codziennych obowiązków zawodowych brzemieniu odpowiedzialności już nie tylko zawodowej, ale niestety i karnej. Atmosferę tę niestety potęguje seria
niefortunnych przypadków położniczych, które wydarzyły się w ostatnich miesiącach w różnych regionach naszego kraju. Dodatkowo niepokoi obserwowane ostatnio zjawisko powrotu do dawnych spraw, które są ponownie oceniane i analizowane.
Jakie zatem wnioski powinniśmy wyciągnąć z ostatnich wydarzeń? Należy niezwłocznie podjąć działania edukacyjne, przede wszystkim związane z problematyką monitorowania płodu. Zasady interpretacji kardiotokogramów ciążowych i śródporodowych zarówno ocenianych wzrokowo, jak i analizowanych komputerowo powinny stanowić nieodzowną część edukacji wszystkich lekarzy specjalizujących się w zakresie położnictwa i ginekologii. Takim szkoleniem powinny być także objęte położne. Wykonanie testu Manninga czy ocena doplerowska przepływu krwi w naczyniach pępowinowych nie powinny pozostawać poza możliwościami lekarza posiadającego specjalizację z zakresu położnictwa i ginekologii. Znaczącą  rolę w tym zakresie powinny w mojej opinii odegrać towarzystwa naukowe PTG i PTMP. Kreowanie tematyki comiesięcznych zebrań oraz konferencji i sympozjów powinno z całą pewnością uwzględniać działania edukacyjne w zakresie prowadzenia nadzoru nad płodem w możliwie najszerszym zakresie. Taka jest potrzeba chwili. Pomóżmy w ten sposób naszym koleżankom i kolegom!
Zachęcam Państwa do lektury bieżącego numeru Ginekologii po Dyplomie zawierającego wiele ciekawych artykułów zarówno autorów polskich, jak i prac opublikowanych za granicą. Prezentujemy kolejne wytyczne ACOG, tym razem dotyczące problemów związanych z koniecznością ukończenia ciąży w II trymestrze. Poruszamy także bardzo istotną tematykę zachowania płodności u kobiet z rozpoznanym rakiem narządu rodnego. Niewątpliwie do niezwykle pasjonujących należy zaliczyć artykuł poświęcony zastosowaniu najnowszej technologii trójwymiarowego biodrukowania w wielu dziedzinach medycyny, w tym w położnictwie i ginekologii. Należy przyznać, że jest to jedno z najbardziej pasjonujących osiągnięć technologicznych XXI wieku, znajdujących już praktyczne zastosowanie poza medycyną. Rekomendując Państwu powyższe i pozostałe artykuły zamieszczone w bieżącym numerze naszego czasopisma, pozostaję z wyrazami najgłębszego szacunku.

Do góry