ŚWIĄTECZNA DARMOWA DOSTAWA od 20 grudnia do 8 stycznia! Zamówienia złożone w tym okresie wyślemy od 2 stycznia 2025. Sprawdź >
Słowo wstępne
Słowo wstepne
prof. dr hab. n. med. Jerzy Sikora Redaktor Naczelny
Drogie Koleżanki i Koledzy!
Od ponad trzech dekad obserwuję ewolucję systemu ochrony zdrowia w naszym kraju. Pracę zawodową rozpocząłem w czasach słusznie minionych, w których praktycznie nie istniało pojęcie kosztów leczenia, nie wyliczano osobodni, stopnia wykorzystania łóżek szpitalnych, nie były istotne wydatki szpitala na zakup leków czy materiałów medycznych. Placówki służby zdrowia były finansowane centralnie z budżetu państwa. Wszystkie niezbędne elementy konieczne dla ich funkcjonowania w założeniu miały być zapewnione. Lekarze z reguły nie zastanawiali się, czy klinikę lub oddział stać na wykonanie danej procedury. W przypadkach wyższej konieczności wnioskowano o import leków. Zdobywano środki na zakup sprzętu aparatury medycznej. Jako młodzi lekarze byliśmy kształceni w poczuciu wypełniania misji, wykonywania najszlachetniejszej ze wszystkich szlachetnych profesji. Jak to naprawdę w przeszłości funkcjonowało, jaki był standard oddziałów szpitalnych, zaopatrzenie w sprzęt i aparaturę medyczną, najstarsi z nas dobrze pamiętają.
Czas transformacji to ogromna przemiana jakościowa, która wiązała się z powstaniem nowego systemu opieki zdrowotnej i odmiennej dystrybucji środków finansowych przez system kas chorych, a później w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia. Pojawiło się nieznane powojennym pokoleniom lekarzy pojęcie ekonomizacji służby zdrowia, kosztów czy opłacalności leczenia. Powstały prywatne ambulatoria i szpitale. Usługa zdrowotna stała się lepiej lub gorzej wycenionym towarem. Absolutnie wyjątkowym w czasach PRL wydarzeniem były roszczenia pacjentów. Lekarze praktycznie nie pojawiali się na salach sądowych. W dzisiejszej rzeczywistości w skali roku jedynie w sprawach położniczo-ginekologicznych składa się około 1500 pozwów. To już można nazwać epidemią.
Kiedy ostatnio pojawiła się idea finansowana polskiej służby zdrowia bezpośrednio z budżetu państwa, który zadba o nas i o nasze potrzeby, zyskała oczywiście moją aprobatę. Jakie to miłe dzielić każdemu według potrzeb…. Czy to w dzisiejszej rzeczywistości jest realne? Moim zdaniem każdy bez problemu odpowie na to pytanie.
No ale pora wrócić do prozy życia i codziennych problemów naszej skomplikowanej rzeczywistości. Dowiadujemy się, że Polska traci lekarzy. Resort zdrowia zapowiada więc zwiększenie limitu przyjęć na studia medyczne o 20% i zapewnienie rezydentury dla wszystkich absolwentów. W powszechnej opinii bez rozwiązania problemów płacowych młodych lekarzy będzie to jednak marnotrawienie pieniędzy podatników na kształcenie kadr medycznych dla innych państw. Niestety według najnowszego raportu Organizacji Wspólnoty Gospodarczej i Rozwoju (OECD) „Health at a Glance 2015” Polska pod względem liczby lekarzy w przeliczeniu na 1000 mieszkańców zajmuje 30 miejsce w ogólnej liczbie 34 krajów zrzeszonych w tej organizacji. W krajach OECD liczba lekarzy na 1000 mieszkańców wynosi średnio 3,3 i stale wzrasta. W Polsce wskaźnik ten utrzymuje się na poziomie 2,2. Młody lekarz wszędzie w Europie witany jest z otwartymi ramionami. Zyskuje przede wszystkim pieniądze, lepszą organizację czasu pracy i dobre warunki dalszego kształcenia. Według Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego płatne studia dla lekarzy i przymus odpracowania kształcenia mają być sposobem na rozwiązanie problemu braku kadry medycznej, a Rzecznik Praw Pacjenta zaproponował także wprowadzenie obowiązku odpracowania rezydentury przez lekarzy wyjeżdżających z kraju. A wystarczyłoby zaproponować młodym lekarzom godziwe zarobki i opracować bardziej atrakcyjny model kształcenia podyplomowego.
A z jakimi problemami boryka się stabilna i wyspecjalizowana kadra medyczna? W maju 2016 r. ogłoszono, że 50% lekarzy specjalistów ma już ponad 50 lat. Towarzyszy temu rosnący średni wiek pielęgniarek i gigantyczna luka pokoleniowa. Szacuje się, że istniejące już niedobory kadrowe zamienią się w ogólnopolską katastrofę. Brakuje w tym zakresie jakichkolwiek działań naprawczych, choć wiadomo, że w niedalekiej przyszłości liczba pracujących w Polsce lekarzy będą jedynie kroplą w morzu potrzeb.
Trudno jednak nie zauważyć szczególnej aktywności decydentów w zakresie zapewnienia pacjentom odpowiedniej jakości usług medycznych w ramach – do czego już zdążyliśmy się przyzwyczaić – szczupłych środków finansowych. Z doniesień medialnych wynika, że specjalne komórki w prokuraturach zajmą się sprawami zaniedbań w leczeniu. Powstaną specjalne zespoły ds. błędów medycznych. Planuje się powołanie stanowiska koordynatora ds. błędów medycznych w Prokuratorze Krajowej. Szacuje się, że w naszym kraju w skali roku może dochodzić do 20 000-30 000 tego typu zdarzeń. Zwraca uwagę fakt, że w każdym przypadku lekarz ponosi odpowiedzialność prawną za błąd medyczny będący skutkiem zarówno jego działania, jak i działania innych osób, np. zatrudnionego personelu medycznego. Odpowiedzialność za błąd w sztuce lekarskiej to odpowiedzialność majątkowa, która ma na celu wyrównanie uszczerbku doznanego przez pacjenta w jego dobrach chronionych prawem wskutek błędu lekarskiego, który jest wynikiem postępowania sprzecznego z powszechnie uznanymi zasadami wiedzy medycznej. Sąd Najwyższy zdefiniował błąd medyczny jako „czynność lub zaniechanie lekarza w zakresie diagnozy i terapii niezgodne z nauką medyczną w zakresie dla lekarza dostępnym”. Oczywiście wszyscy się ubezpieczamy na wypadek oskarżeń. Oprócz obowiązkowego ubezpieczenia OC zaleca się, aby lekarze posiadali także dobrowolne indywidualne ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej zależne od specjalizacji i rodzaju wykonywanych czynności medycznych. Szczególne istotny jest dokładny opis wykonywanych czynności. Tych nieujętych w wykazie ubezpieczenie nie obejmie, a w przypadku zaistnienia szkody lekarz będzie musiał wypłacić odszkodowanie z własnych środków. Należy także pamiętać, że ubezpieczyciel nie odpowiada, gdy szkoda powstanie z winy umyślnej lub rażącego niedbalstwa.
Mogą Państwo zastanawiać się, dlaczego tyle miejsca poświęciłem zagadnieniom prawnym. Odpowiedź jest prosta. Z dniem 1 czerwca br. zacznie obowiązywać Rozporządzenie Ministra Zdrowia w sprawie standardów postępowania medycznego przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych w dziedzinie położnictwa i ginekologii z zakresu okołoporodowej opieki położniczo-ginekologicznej, sprawowanej nad kobietą w okresie ciąży, porodu, połogu, w przypadkach występowania określonych powikłań oraz opieki nad kobietą w sytuacji niepowodzeń położniczych. Niezwykle komfortowy dla prawników i nigdzie w świecie niewprowadzony w formie aktu prawnego zbiór zasad postępowania diagnostyczno-terapeutycznego w różnych przypadkach ciąży powikłanej ponad wszelką wątpliwość będzie stanowił źródło istotnych problemów w środowisku położników i ginekologów.
Życząc Państwu miłej lektury jak zwykle bardzo interesującego majowego numeru „Ginekologii po Dyplomie”, pozostaję z wyrazami głębokiego szacunku i poważania.