ŚWIĄTECZNA DARMOWA DOSTAWA od 20 grudnia do 8 stycznia! Zamówienia złożone w tym okresie wyślemy od 2 stycznia 2025. Sprawdź >
Słowo wstępne
Słowo wstępne
prof. dr hab. n. med. Jerzy Sikora Redaktor Naczelny
Drogie Koleżanki i Drodzy Koledzy!
Nie ma wątpliwości, że polski system ochrony zdrowia wymaga szeroko zakrojonych działań naprawczych. Muszą się one wiązać nie tylko z koniecznością pilnego rozwiązania kwestii podstawowej, czyli zagwarantowania odpowiedniego poziomu finansowania opieki zdrowotnej, ale także – co równie ważne – z odbudową zasobów gwałtownie kurczącej się kadry pracowników średniego i wyższego personelu medycznego. Trudno nie wspomnieć o konsekwencjach nie do końca przemyślanej reformy związanej z wprowadzeniem sieci szpitali i zasady ryczałtowego finansowania poszczególnych jednostek. Ogłoszono, że NFZ to niepotrzebny relikt minionej epoki, który zostanie szybko zlikwidowany. A jednak funkcjonuje dalej. Zajmuje się rozdzielaniem środków finansowych między przychodnie i szpitale oraz zawiera kontrakty z placówkami medycznymi spoza sieci.
Należy się zastanowić, dlaczego w naszym kraju nigdy poważnie nie potraktowano zaleceń WHO określających wartość progową wydatków budżetowych na ochronę zdrowia w krajach rozwiniętych na poziomie 6,8% PKB. Takie nakłady zapewniają sprawne funkcjonowanie systemu, gwarantują też odpowiedni poziom udzielanych świadczeń. Jak zatem będzie w przyszłości finansowany polski system ochrony zdrowia? W wyniku akcji protestacyjnej rezydentów i na podstawie późniejszych porozumień z ministrem zdrowia ustalono, że wartość 6% PKB na wydatki na zdrowie osiągniemy w 2024 r. Jakie to będą lata dla polskiej służby zdrowia? Czy z powodu niewystarczających nakładów na jej finansowanie możemy świadczyć usługi medyczne o niższej jakości? Czy może nie będą nas obowiązywać ostre wymogi formalnoprawne? Czy mamy pracować na oddziałach, na których nie będzie wystarczającej liczby lekarzy, pielęgniarek i położnych? Czy jak zwykle z tymi wszystkimi problemami będziemy musieli poradzić sobie sami? Bardzo trudno odpowiedzieć na te pytania. Pozostawiam Państwa wyobraźni tworzenie obrazu polskiej medycyny w ciągu najbliższych kilku lat.
Lekarzy w Polsce jest za mało. Jak wynika z danych Centralnego Rejestru Lekarzy RP, na 135 000 wykonujących ten zawód, 35 000 to osoby, które ukończyły 60 rok życia. Zdecydowana większość, bo ok. 90% emerytów, wciąż pracuje. Jeden na czterech pacjentów w Polsce jest leczony przez nasze koleżanki i kolegów będących w wieku emerytalnym. Jak przyznają urzędnicy Narodowego Funduszu Zdrowia, gdyby nie ich praca, nasz system ochrony zdrowia dawno by się załamał. Średnia wieku lekarza specjalisty w Polsce wynosi ok. 50 lat. Większość specjalizacji lokuje się poniżej granicy odnawialności. Jeśli trend ten nie ulegnie odwróceniu, to w ciągu kilku najbliższych lat liczba wyspecjalizowanych lekarzy gwałtownie zmaleje.
Lekarze pracują za dużo. Kilkanaście procent wykonuje pracę w wymiarze ponad 100 godzin tygodniowo. Naczelna Rada Lekarska zwróciła się z apelem do wszystkich lekarzy pracujących w Polsce o ograniczenie czasu pracy do 48 godzin tygodniowo. Sprzeciwia się również propozycjom łączenia dyżurów w różnych komórkach organizacyjnych tego samego podmiotu. Bywa, że jeden lekarz dyżuruje na 4, a nawet 6 oddziałach w kilku różnych częściach szpitala, przemieszczając się w nocy między kilkoma budynkami. Politycy z sejmowej Komisji Zdrowia przyznają, że w krajach Europy Zachodniej nie ma absurdalnych sytuacji pozostawiania oddziałów szpitalnych bez opieki. Niewystarczająca liczba osób personelu medycznego wynika także z limitów kosztów płac wynoszących 60%, których szpitale nie mogą przekraczać. Nie można zatem zatrudnić większej liczby pracowników.
Młodzi lekarze pracują tygodniowo średnio o 12 godzin więcej w porównaniu ze starszymi kolegami. Niestety problem zbyt wielu godzin pracy dotyka także sporej grupy doświadczonych lekarzy. Za wiele czasu zajmuje biurokracja. Wykazano, że w przypadku pracy w placówkach realizujących kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia czas poświęcony przez lekarza na administrację przekracza ten, który przeznaczany jest na leczenie – na badanie pacjenta i rozmowę z nim.
W polskim systemie kształcenia lekarzy można wskazać wiele utrudnień i przeszkód. Ciekawych danych dostarcza badanie przeprowadzone przez Naczelną Izbę Lekarską w grupie 2700 młodych lekarzy, z którego wynika, że bardzo dobrze oceniono pracę kierowników specjalizacji. Dowodzi to słuszności wprowadzenia systemu mistrz–uczeń w procesie kształcenia młodych kadr medycznych. W minionym roku zmieniły się przepisy dotyczące przyznawania dotacji uczelniom. Faworyzują one placówki z dużych ośrodków akademickich o wyższych kategoriach, z silniejszą kadrą naukową. Z dużą życzliwością należy przyjąć inicjatywy samorządowców mające na celu wsparcie finansowe edukacji przyszłych medyków. Przyznaje się stypendia tym studentom, którzy swoją zawodową przyszłość zwiążą z danym regionem.
Niektórzy reformatorzy naszej służby zdrowia postulują, aby zatrudniać w szpitalach tzw. ogólnych pracowników medycznych, którzy na poziomie izby przyjęć decydowaliby, których pacjentów należy przyjąć, kierując do lekarza, a których odprawić do domu. Po konsultacji z ogólnym pracownikiem medycznym pacjentem powinni się zająć pielęgniarka albo ratownik medyczny, a na samym końcu lekarz. Z całą pewnością jest to interesujący sposób na odciążenie lekarzy i poprawę wydajności systemu. W wielu krajach z powodzeniem przyjęto taki sposób postępowania. W Polsce o wszystkim decyduje lekarz. Jeśli przyjmuje on bez przerwy do 30 pacjentów dziennie, to wypalenie zawodowe u wielu pracujących w takim reżimie może nastąpić już po kilku latach.
Należy odnotować niezwykle istotną inicjatywę Parlamentarnego Zespołu ds. Onkologii i Parlamentarnego Zespołu ds. Zdrowia Publicznego mającą na celu wprowadzenie do praktyki klinicznej bez jakichkolwiek restrykcji formalnoprawnych profilaktycznych zabiegów mastektomii i owariektomii. Po uzyskaniu pozytywnych opinii ekspertów oczekuje się już tylko na akceptację tych procedur przez Ministerstwo Zdrowia i NFZ. To ogromna zmiana z pogranicza etyki i medycyny. Na obecnym poziomie wiedzy nie jesteśmy w stanie rozpoznać wczesnych postaci raka jajnika, dlatego należy zadbać o to, aby nie było ograniczeń w zabiegach profilaktycznych u kobiet, które są obarczone genetycznie dużym ryzykiem zachorowania na złośliwy nowotwór jajnika.
Gorąco zachęcam Państwa do lektury bieżącego, marcowego numeru „Ginekologii po Dyplomie”. Jak zwykle zawiera on wiele ciekawych artykułów, algorytmów i wskazówek pomocnych w codziennej pracy. Szczególnie polecam pierwszą część artykułu amerykańskich autorów Stephena T. Chasena i Daniela W. Skupskiego „Wykorzystywanie ultrasonografii do wykrywania wad rozwojowych płodu – część 1”. Znakomicie ilustrowana praca wskazuje na możliwości ultrasonograficznej diagnostyki anomalii u płodu już we wczesnej ciąży. Autorzy wskazują na szczególną przydatność badania w drugim trymestrze ciąży, pozwalającego na rozpoznanie wielu patologii w obrębie jaja płodowego. Niektóre anomalie są trudne do rozpoznania i nie poddają się diagnostyce ultrasonograficznej. Z kolei Paweł Blecharz i Wiktor Szatkowski w bardzo ciekawej pracy prezentują godny utrwalenia przez każdego z nas algorytm postępowania klinicznego w przypadku uzyskania nieprawidłowego wyniku badania cytologicznego u ciężarnej, a Dagny Gorostiza i Łukasz Święcicki wskazują, na co zwrócić uwagę w przypadkach depresji okołoporodowej.
Życząc miłej lektury rekomendowanych i pozostałych artykułów niezwykle ciekawego bieżącego numeru „Ginekologii po Dyplomie”, pozostaję z wyrazami głębokiego szacunku.