Higiena pracy

I ty zostaniesz pracoholikiem

Z prod. dr hab. Lucyną Golińską rozmawia Monika Stelmach

Small 7936

O osobowości sprzyjającej uzależnieniu rozmawiamy z prof. dr hab. Lucyną Golińską, kierownikiem Katedry Psychoterapii i Interwencji Kryzysowej Społecznej Akademii Nauk w Łodzi 

MT: Pracowitość i zaangażowane są pozytywnymi cechami. Nie wszyscy jednak uzależniają się od pracy. Jakie czynniki decydują o pracoholizmie?

PROF. LUCYNA GOLIŃSKA: Fundamentalne znaczenie mają predyspozycje osobowościowe, które w określonej sytuacji uaktywniają się i ułatwiają wejście w uzależnienie. Szczególną rolę odgrywa w tym przypadku wysoki poziom neurotyczności oraz reaktywności. Neurotyczność w pewnym stopniu jest uwarunkowana genetycznie i decyduje o naszej odporności na sytuacje stresowe oraz podatności na doświadczanie trudnych emocji – smutku, lęku, złości. Druga zmienna wiąże się z temperamentem i współdecyduje o szybkości i intensywności reakcji w odpowiedzi na bodźce, zwłaszcza emocjogenne. Okazuje się, że osoby wysokoreaktywne reagują szybko, mocno, łatwo dochodzi u nich do nadmiernej stymulacji, która pogarsza funkcjonowanie, a także intensyfikuje poczucie stresu. Naturalnym odruchem jest obrona przed tym stanem. Istnieje wiele dowodów na to, że pracoholizm pełni funkcję zabezpieczającą właśnie przed nadmierną stymulacją i jest sposobem radzenia sobie z doświadczanym stresem. Większość uzależnionych od pracy potrzebuje usystematyzowanego schematu postępowania, nie lubi zmian i nowości, a praca daje im poczucie stałości oraz powtarzalności. Wymienione cechy osobowościowe sprzyjają pojawieniu się pracoholizmu, zwłaszcza gdy dochodzą do tego sytuacyjne czynniki wyzwalające, np. rywalizacja w miejscu pracy czy system nagród, który ma maksymalizować wysiłek pracowników, bądź lęk przed utratą pracy.

Znaczenie mają też przekazy z domu rodzinnego. Pracoholicy najczęściej wynoszą z nich przekonanie, że tyle są warci jako ludzie, ile uda im się osiągnąć zawodowo. To szalenie toksyczny przekaz. U pracoholików występuje głównie motywacja zewnętrzna, co przejawia się w podejmowaniu zachowań spełniających narzucone standardy, których realizacja jest niezbędna do uzyskania akceptacji otoczenia i potwierdzenia własnej wartości. Nadmierna praca rzadko wynika z obiektywnej konieczności aktywności zawodowej ponad miarę.

MT: Lekarze są uznawani za jedną z grup zawodowych, które pracują najwięcej, często na kilku etatach. Dlaczego to środowisko jest tak bardzo narażone na pracoholizm?

35 proc. polskich pracowników spędza w pracy więcej niż osiem godzin dziennie, a ponad 40 proc. regularnie zabiera pracę do domu. Polski pracownik robi to częściej niż trzy razy w tygodniu.

Źródło: badania firmy Regus, 2011 rok

L.G.: Może być kilka czynników, które mają na to wpływ, poza predyspozycjami osobowościowymi. Osiągnięcie uprawnień lekarskich wymaga intensywnych, żmudnych, narzucających konieczność poświęcenia studiów. To elitarna profesja, ciesząca się uznaniem społecznym, ale nie zawsze idzie za tym gratyfikacja finansowa. Naturalną tendencją jest, że lekarze oczekują rekompensaty proporcjonalnej do włożonego wysiłku, a skoro jej nie ma, to poszukują dodatkowych źródeł.

Jeśli ktoś wykonuje zawód wpisany w ramy ośmiu godzin pracy, to wszystko, co jest ponad to, postrzega jako dodatkowe obciążenie. Czas pracy lekarzy nie jest do końca określony. W ramach ich obowiązków są dyżury, również nocne, spotkania z pacjentami. Zatracają oni poczucie tego, ile powinni pracować bez szkody dla zdrowia i zaniedbywania innych dziedzin życia. Nieregularny rytm uodparnia na nadużywanie siebie w relacji z pracą, staje się zachętą do brania na siebie kolejnych obowiązków.

Kolejny czynnik to ogromna odpowiedzialność, która wiąże się z pracą lekarzy. W związku z tym jest to praca o wysokim poziomie stresu. A, jak już powiedzieliśmy, pracoholizm jest właśnie formą radzenia sobie ze stresem. 

MT: W ubiegłym roku lekarz zmarł w szpitalu, bo pracował piątą dobę z rzędu. A przecież zanim do tego doszło, musiał odczuwać wiele dolegliwości. Dlaczego nie reagował?

L.G.: Pracoholicy są mało czujni na sygnały swojego organizmu. Nie troszczą się o zdrowie, ponieważ leczenie odbywałoby się kosztem czasu przeznaczonego na pracę. Bagatelizują pierwsze objawy somatyczne przepracowania, takie jak bóle głowy, kręgosłupa, bóle mięśniowe czy problemy ze snem. Gdyby powiedzieli sobie: źle się czuję, to by znaczyło, że powinni odpocząć. Próby limitowania aktywności zawodowej wywołują dyskomfort, a w niektórych przypadkach symptomy odstawienia: napięcie, często bóle głowy, żołądka. Dlatego, podobnie jak np. alkoholicy, zaprzeczają, że dzieje się coś złego.

Przed laty moja magistrantka badała osoby, które były już pacjentami, np. poradni kardiologicznej. Okazało się, że wśród osób z przewlekłymi schorzeniami jest bardzo wysoki odsetek pracoholików, bo ponad 20 proc. W pewnym momencie wyczerpany organizm zaczyna chorować, bo spada jego odporność. Dopiero kiedy choroba się rozwinie i zmusza pracoholika do leczenia, dociera do niego, że to jest poważne zagrożenie. Najbardziej dramatycznym skutkiem jest śmierć z przepracowania. Bezpośrednią przyczyną zgonu w takich przypadkach jest tachykardia. Były to osoby, które pracowały 3 tys. godzin rocznie, czyli siedem dni w tygodniu, po 12 godzin na dobę.

Pracoholizm niesie też poważne konsekwencje dla psychiki, np. w postaci anhedonii, czyli niemożności doświadczania i przeżywania pozytywnych emocji. Jedna z badanych osób opowiadała o sytuacji, kiedy po intensywnej pracy wyjechała w wymarzoną podróż. Efekt był taki, że pierwszych trzech dni w ogóle nie pamięta, bo czuła się tak zmęczona.

MT: Przecież lekarze doskonale znają negatywne dla zdrowia skutki przepracowania.

L.G.: Posiadanie wiedzy na jakiś temat wcale nie jest jednoznaczne z umiejętnością jej zastosowania. Często idzie to w kierunku fałszywego myślenia, że skoro czegoś jestem świadomy, z pewnością mi to nie zagrozi. Paradoksalnie, rośnie wtedy ryzyko zaburzeń funkcjonowania, bo wydaje nam się, że skoro wiemy o negatywnych skutkach, będziemy w stanie w porę na nie zareagować. Ale jest to złudne przekonanie.

Czym jest pracoholizm

Kryterium czasu poświęcanego pracy jest niewystarczające do identyfikacji pracoholizmu. Niektórzy ludzie pracują po 10-11 godzin dziennie i pracoholikami nie są. Zdaniem holenderskich badaczy (W. Schaufeli, A. Bakker) przy diagnozowaniu pracoholizmu należy uwzględnić trzy wskaźniki: tzw. pracę nadmierną wyznaczoną czasem poświęcanym pracy, pracę kompulsywną, czyli występowanie wewnętrznego przymusu pracy, oraz zaangażowanie w pracę, czego wyrazem są wigor, zaciekawienie i inne pozytywne emocje związane z jej wykonywaniem. Tylko w sytuacji występowania dwóch pierwszych składników i braku trzeciego możemy mówić o pracoholizmie jako uzależnieniu.

Entuzjaści pracy

To najczęściej przedstawiciele wolnych zawodów i przedsiębiorcy. Wykazują się nadmiarowością pracy, są bardzo zaangażowani, ale nie odczuwają przymusu pracy.

Pracoholicy entuzjastyczni

Występuje u nich przymus pracy, poświęcają jej dużo czasu, ale też ich zaangażowanie jest wysokie, a co za tym idzie – wyższa satysfakcja, przeżywanie pozytywnych emocji i mniejsze negatywne skutki dla zdrowia.

Pracoholicy

Odczuwają oni przymus pracy, występuje w ich przypadku pojęcie nadmiernej pracy, ale jednocześnie cechuje ich niski poziom zaangażowania i zadowolenia. Pracoholicy funkcjonują w stanie dysonansu między tym, ile wkładają w pracę, a ile z niej biorą, jednakże silny przymus wewnętrzny powoduje, że gdy nie pracują, czują dyskomfort, napięcie, irytację – stany bardzo zbliżone do objawów odstawiennych. Ich zadowolenie doświadczane w pracy jest znacznie niższe niż np. u entuzjastów pracy. Nie potrafią czuć satysfakcji, nawet jeśli osiągną sukces. Często pojawia się wówczas lęk, że następnym razem się nie uda lub niezadowolenie z powodu niewystarczającej perfekcji wykonania zadania.

MT: U pracoholików działa mechanizm zaprzeczenia, ale czy otoczenie nie widzi, że ktoś się zapracowuje?

L.G.: Praca w społeczeństwie jest uznawana za dobro najwyższe. Często też pracoholizm traktuje się jako wyraz odpowiedzialności za siebie i za swoją rodzinę. Dlatego skonfrontowanie się ze skutkami tego uzależnienia jest dużo trudniejsze niż np. w przypadku alkoholika, którego wyrzucają z pracy czy hazardzisty, który traci majątek. Pracoholik mówi: tylko skończę ten projekt i zwolnię; popatrz, niedługo awansuję; dobrze zarabiam. Albo wchodzi w rolę skrzywdzonego: tak bardzo się staram, dzięki temu rodzina żyje na godnym poziomie, a oni ciągle narzekają. Przedstawiciele środowiska medycznego odwołują się do obowiązku lekarskiego: nie mogę przecież zostawić swoich pacjentów. Trudno z tym dyskutować. Nawet jeśli pracoholik widzi, że zdrowie zaczyna szwankować i zaprzepaszcza inne role społeczne – rodzica, współmałżonka, przyjaciela, to próby limitowania pracy przychodzą mu z dużym trudem.

MT: Co musi się stać, żeby pracoholik podjął leczenie?

Do góry