Medycyna a kultura
„Bogowie”, a wśród nich Zbigniew Religa
Jadwiga Woźnikowska
Wpaździerniku pojawi się polska produkcja pt. „Bogowie” – opowieść o wybitnym kardiochirurgu prof. Zbigniewie Relidze. Fabuła skupia się jedynie na fragmencie jego biografii. Przenosi nas w czasy, gdy młody docent najpierw walczy o swoją pozycję w warszawskiej klinice, by w końcu podjąć wyzwanie, jakim jest budowa (dosłownie) ośrodka w Zabrzu. Kluczowym momentem są pierwsze operacje przeszczepu serca – związane z nimi nadzieje, ale i porażki, które młody lekarz z czasem przekuł w sukces.
Film konsultowali między innymi najbliżsi współpracownicy prof. Religi, dziś cenieni profesorowie kardiochirurgii: Marian Zembala i Andrzej Bochenek. Jak oceniają ten kinowy wizerunek?
Klimat tamtych lat
– To jest naprawdę bardzo trudny film w odbiorze dla przeciętnego widza. Prof. Religa został pokazany jako zdeterminowany lekarz, który chce ratować życie. Lekarz także ze swoimi słabościami – można na ten temat dyskutować. Myślę, że zdecydowanie pozycja profesora Religi jako tego, który otworzył drzwi kardiochirurgii w Polsce, poprzez ten film zostaje umocniona. Obraz jest przekonujący, dobrze oddaje klimat tamtych czasów – mówi prof. Bochenek. – Transplantacje serca niezwykle nas stymulowały do rozwoju, do poszukiwań coraz to nowszych rozwiązań, ale osiągnięcia prof. Religi znacznie wykraczają ponad to, czym był przeszczep serca. Dzisiaj rzeczą normalną jest fakt, że na Śląsku wykonuje się 6 tys. operacji na sercu, że mamy doskonałe wyniki w trzech czołowych klinikach kardiochirurgii, że w Zabrzu jest najlepszy ośrodek transplantologiczny, w którym dokonuje się cudów. Ale to prof. Religa złamał pewne bariery, i to nie tylko w kwestii transplantacji serca w Polsce. Dzięki niemu powstało i rozwinęło się wspomaganie lewokomorowe, w które wraz z prof. Zembalą niegdyś powątpiewaliśmy, a co do którego on był przekonany i dzięki temu dziś ratujemy życie wielu chorych.
Prof. Religa miał niewątpliwie jeszcze jedną zasługę – z punktu widzenia środowiska medycznego najważniejszą: przełamał bariery dotyczące młodych lekarzy. Dzięki jego postawie młodzi ludzie, którzy wcześniej nie mogli stawać za stołem operacyjnym, dziś aktywnie uczestniczą w zabiegach. Wierzył, że adepci sztuki lekarskiej mogą dzięki odpowiedniej opiece szybko zdobywać wiedzę.
– Ten film jest dla mnie przywołaniem pamięci naszego Mentora – mówi prof. Zembala. – To on nas skrzyknął. To za nim poszliśmy jak w ogień, pozostawiając nie tylko zagraniczne dobre ośrodki, gdzie pracowaliśmy i rozwijaliśmy się z powodzeniem, ale i nasze rodziny, którym poświęcaliśmy mniej czasu ze względu na mieszkanie tygodniami w szpitalu. Dla nas to była normalność i naturalna potrzeba. Mam poczucie przywrócenia tamtego czasu. Przesłanie tego filmu jest niezwykle wymowne – to piękny obraz posłannictwa lekarza wobec chorego człowieka. Ten film może pomóc polskiej transplantologii, ponieważ przypomina i dokumentuje, jak wielki wysiłek naukowy, kliniczny oraz organizacyjny towarzyszył transplantologii serca, a przecież nasi koledzy dokonywali podobnego wysiłku w przypadku przeszczepów wątroby, trzustki i innych narządów. Poza tym w dobie, kiedy niepotrzebne kłótnie, spory stają się dla wielu centrum zainteresowania, ten filmowy obraz szczególnie młodej generacji uzmysławia sens i znaczenie współpracy. Przywołuje tak bardzo potrzebne, a zbyt często zapominane lub niedoceniane, wartości.
W Zabrzu powstaje klinika
Zbigniew Religa wraz ze współpracownikami zajmował się remontami, wynoszeniem gruzu. Potem młody docent wędrował po gabinetach partyjnych działaczy, dyrektorów zakładów pracy, ministerstw, aby wyprosić potrzebne na remont pieniądze.
Przygotowania do filmu trwały dwa lata. Aby zaaranżować początki kliniki w Zabrzu, twórcy znaleźli nieczynne skrzydło w Szpitalu Wolskim w Warszawie. Udało się je wynająć tylko dlatego, że obraz miał być poświęcony prof. Relidze. Jego nazwisko do dziś otwiera wiele drzwi. – W czasie realizacji filmu co chwila okazywało się, że ktoś na planie ma w rodzinie osobę, która została zoperowana przez prof. Religę lub jego współpracowników w Zabrzu. Wielu ludzi udzieliło nam wsparcia, bo pamiętało profesora ze swojego życia – podkreśla współproducent filmu Krzysztof Terej i dodaje, że najtrudniejsze sceny dotyczyły przebiegu operacji.
Od lewej: Piotr Głowacki (filmowy Marian Zembala), prof. Marian Zembala, Tomasz Kot (w roli Zbigniewa Religi), prof. Andrzej Bochenek i Szymon Piotr Warszawski (odtwórca postaci Andrzeja Bochenka).
– Zatrudniony był konsultant medyczny. Jednak, aby ujęcia były perfekcyjne, gościliśmy też na planie profesorów Zembalę i Bochenka. Podczas sceny, w której profesorowie grali osobiście, jeden z nich podszedł do Tomka Kota i powiedział, co ma poprawić w danej kwestii. Zatem aktor musiał ad hoc zmienić swoją wypowiedź, uwzględniając szereg nowych terminów medycznych. Wymagało to skupienia, ale zagrał dokładnie według wytycznych. Zarówno profesor Zembala, jak i profesor Bochenek bardzo nas wspierali – mówi Krzysztof Terej.
Profesor Religa poświęcenia wymagał zarówno od siebie, jak i od swoich współpracowników. Tuż przed pierwszą próbą przeszczepu serca w Zabrzu prof. Bochenkowi rodziła się córka Magdalena.
– Dokładnie pamiętam moment, kiedy chciałem pojechać do domu, bo pojawiły się jakieś okołoporodowe komplikacje. Wtedy profesor Religa powiedział, że nie ma mowy – ważniejszy jest pacjent, a żona jest w rękach lekarzy, którzy na pewno dadzą sobie radę. Pod tym względem był bezwzględny. Jednocześnie był człowiekiem niezwykle dobrym. Wszystko, co osiągnąłem, zawdzięczam jemu. Warto więc było zostać w Zabrzu i wziąć udział w pierwszej transplantacji, a córka i tak się urodziła – mówi z uśmiechem prof. Bochenek.
W filmie widzimy też scenę, gdy prof. Religa zleca swoim współpracownikom znalezienie odpowiedniej świni lub pawiana do ksenotranplantacji. Jak podkreśla prof. Bochenek, zespół już wtedy był przygotowany do takiej operacji.
– Tego typu przeszczepy odbywały się już na Zachodzie, ale w Polsce to my byliśmy pionierami. Impulsem do nowatorskiego działania był pogarszający się stan pacjenta i próba ratowania jego życia. Dziś wiemy, że trudno jest przekroczyć pewne granice gatunkowe, choć nie można wykluczyć, że z czasem wykorzystanie np. świńskiego serca będzie możliwe – ocenia prof. Bochenek.
Zagrać Religę
W rolę wybitnego kardiochirurga wcielił się bezbłędnie Tomasz Kot.
– Ogłosiliśmy casting. Przyszedł Tomasz Kot, który solidnie się przygotował. Wszystkim zaparło dech w piersiach, kiedy wszedł lekko przygarbiony, z ramionami do przodu, dłuższymi brwiami i zapuszczonymi włosami. Mieliśmy jedynie obawy, że jest zbyt szczupły, ale dziewczyny odpowiedzialne za charakteryzację zajęły się „wypełnieniem brzucha” – mówi Krzysztof Terej.
– Myślę, że to są bardzo realistyczne przedstawienia. Zarówno moja postać, jak i prof. Zembali, została fantastycznie odegrana – ocenia prof. Bochenek. – Prof. Zembala był zawsze poukładany, skupiony, przygotowany, jeśli chodzi o piśmiennictwo naukowe. Ja byłem bardzo emocjonalnie nastawiony do pracy. Marian miał wszystko rozpisane, zajmował się szkoleniami pielęgniarek, którym na korytarzu powtarzał: Pani Jadziu, ja pani to wszystko wytłumaczę – wspomina prof. Bochenek. – Marian był wiecznym mentorem, a ja troszeczkę inaczej podchodziłem do pracy. To również zostało w tym filmie zauważone. Nasze postaci są bardzo różne, ale jesteśmy przyjaciółmi, którzy się wspierają. W życiu człowiek spotyka wielu ludzi, jednak przyjaciół ma niewielu. Marian jest tym prawdziwym, który w wielu przypadkach, kiedy miałem bardzo trudne momenty, potrafił powiedzieć mi prawdę. Jestem mu wdzięczny za to, że przyjaźń, która się ugruntowała w tych bojowych, zabrzańskich warunkach, jest prawdziwa – dodaje.