BLACK CYBER WEEK! Publikacje i multimedia nawet do 80% taniej i darmowa dostawa od 350 zł! Sprawdź >
Absolwenci
Dbajmy o nabór do kadry
Lek. med. Artur Drobniak
Niestety, ten piłkarski termin wyjątkowo trafnie pasuje do obecnych realiów lekarskich
O ile programy rządowe i polityka klubów piłkarskich wydają się powoli stawiać na nogi polską piłkę i nadrabiać wieloletnie zaległości w szkoleniu młodzieży, o tyle my w szkoleniu lekarskiego narybku chyba nadal przechodzimy przez ciężki proces reformacji.
Dla „pierwszoroczniaków” to czas wyborów specjalizacji. Najpopularniejszą i najchętniej wybieraną formą odbywania szkolenia pozostaje rezydentura. Od kilku lat Ministerstwo Zdrowia zapewnia ok. 2500 miejsc w sesji jesiennej i ok. 300 w sesji zimowej. Liczby te są względnie podobne i wydaje się, że zaspokajają podstawowe potrzeby zdrowotne społeczeństwa. Choć miejsc jest znacznie mniej niż absolwentów i skoro budżet państwa łoży na edukację młodego lekarza podczas studiów, nie zapewniając mu względnie pewnego miejsca rezydenckiego, pozbawia go po części możliwości odbywania specjalizacji i traci zainwestowane wcześniej pieniądze. Tym razem jednak nie o liczbie miejsc, ale o sposobie ich podziału. O ile podział względem województw jest od lat zbliżony i orientacyjnie odpowiada potrzebom ludnościowym regionów (najwięcej miejsc w mazowieckim i małopolskim – 250-350, najmniej w lubuskim i świętokrzyskim 80-100), o tyle struktura podziału miejsc budzi wiele zastrzeżeń. Najbliżej mi do sytuacji największego z województw – mazowieckiego, więc na nim skupię uwagę, choć niemal identyczne problemy dotykają każdy z regionów.
Od pożaru do pożaru
Przed czterema-pięcioma laty władze biły na alarm, że w regionie i w całym kraju brakuje ortopedów. Reakcja była natychmiastowa. W ciągu czterech sesji w województwie mazowieckim było po ok. 50 miejsc rezydenckich na ortopedię i traumatologię. Zakończyło się to oczywiście owocną rekrutacją na tę specjalizację, choć... raz doszło do wyjątkowej sytuacji, że chętnych było mniej niż przyznanych miejsc. Wydawać by się mogło – sukces! I na papierze faktycznie decydenci mogą się pochwalić udanym naborem. Ale… na ortopedię rekrutowały się wówczas także osoby, dla których był to trzeci lub czwarty wybór, a ze względu na łatwość dostania się wybierały właśnie tę opcję. Co gorsza, przy takiej liczbie specjalizujących się dostęp do wykonywanych procedur medycznych drastycznie spadł. Nieznacznie zmieniła się liczba zabiegów kontraktowanych przez NFZ, a liczba szkolonych zwiększała się w postępie geometrycznym. Czy nie mądrzejszą decyzją było rozłożyć te przyjęcia na dziesięć lat po ok. 20 osób? Obecnie na ortopedię w województwie mazowieckim przyznawano trzy miejsca (jesień 2013 roku i jesień 2014 roku). Tak więc osoby, których marzeniem jest zostanie specjalistą ortopedii, muszą stanąć do ostrej rywalizacji. Nie widząc swoich szans, decydują się na inną specjalizację, skoro ortopedia obecnie to mission impossible. A jaki ubaw muszą mieć koledzy, którzy trzy lata temu dostawali się, mając 57 proc. z egzaminu…
Obecnie od trzech sesji nastąpił boom na pediatrię, liczba miejsc przekracza 50 (obecnie 70!, a przecież przy specjalizacjach modułowych można doliczyć pozostałe pediatryczne specjalizacje typu endokrynologia dziecięca czy choroby płuc u dzieci). Zapewne za dwa lata dojdzie do podobnej sytuacji, że na pediatrię będą trzy-cztery miejsca i dziś idący niechętnie, z wyboru mniejszego zła, zabiorą miejsca, które w kolejnych latach chętnie przyjęłyby osoby zafascynowane pediatrią. Oficjalnie takie są potrzeby i działanie jest zadaniowe. Tak naprawdę jest to doraźna odpowiedź na źle prowadzoną politykę od wielu lat. I przypomina to łatanie dziury budżetowej „na dziś”.
Dane o lekarzach i specjalizacjach medycznych oraz o wieku specjalistów są w rękach okręgowych izb lekarskich. Dlaczego nie można doprowadzić do współpracy wojewódzkich konsultantów z organami izb lekarskich? Przygotowaniem prostej statystyki – ilu kolegów z danej dziedziny przejdzie na emeryturę w ciągu najbliższych pięciu-sześciu lat (czas wyszkolenia nowych specjalistów), a ilu jest po 50. r.ż. – mogłaby się zająć choćby Komisja Młodych Lekarzy. Wojewódzki konsultant, mając te statystyki, choć częściowo, w sposób planowy zapewniłby zgłaszanie właściwego zapotrzebowania na najbliższą przyszłość. Wtedy uniknęlibyśmy szalonych akcji rekrutacyjnych na hurra, jakie mamy obecnie z pediatrią, a przed chwilą mieliśmy z ortopedią. Jak będzie z otolaryngologią, urologią, neurologią, czy wreszcie chirurgią, na które przyznawane są pojedyncze miejsca w kolejnych sesjach?
Apel do konsultantów
Drodzy konsultanci wojewódzcy, na was ciąży odpowiedzialność za politykę zdrowotną na danym terenie w waszej dziedzinie. Nie dajmy się wpędzić w szaleństwo zamykania dostępu do niektórych specjalizacji lub przesadnej rekrutacji w innych, bowiem niesie to za sobą wiele strat wewnątrzśrodowiskowych i społecznych. W sposób planowy przygotujcie teren do działań dla waszych następców, oby jak najlepiej wyszkolonych (nie w tłumie) i jak najbardziej zainteresowanych wykonywaną pracą.
Kończąc, wrócę do terminologii piłkarskiej. Pokażmy sobie uczciwie żółtą kartkę i spróbujmy zagrać mądrze taktycznie w najbliższej przyszłości.