BLACK CYBER WEEK! Publikacje i multimedia nawet do 80% taniej i darmowa dostawa od 350 zł! Sprawdź >
Prawo
Choroba piętno a społeczne zagrożenie
Lek. Marta Rorat
Pacjent z HIV – co powinno się znaleźć w dokumentacji medycznej – najlepiej z jego podpisem
W zimowy poranek na posterunku policji w jednym z miast wojewódzkich zjawiła się zapłakana 32-letnia kobieta w 34. tygodniu ciąży. Powodem zgłoszenia była chęć złożenia zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa zgwałcenia, którego – nie pierwszy już raz – dokonał na niej mąż, Janusz K. Jak zeznała pokrzywdzona, w trakcie ich trzyletniego małżeństwa wielokrotnie stosował wobec niej przemoc zarówno fizyczną, jak i psychiczną. Co ważne, miał na koncie bogatą przeszłość kryminalną – przez kilka lat przebywał w więzieniu w związku z zażywaniem narkotyków i handlem nimi, włamaniami, kradzieżami i rozbojami.
Mimo że wiedza na temat zakażenia HIV jest coraz bardziej powszechna, w dalszym ciągu nosiciel wirusa może stanowić problem zarówno dla lekarza, jak i prawnika, prowadzący do poważnych dylematów decyzyjnych.
Co teraz zrobisz?
Ten dzień był jednak punktem zwrotnym w życiu kobiety, coś w niej pękło, postanowiła zmienić swój los. Po kolejnym akcie przemocy i brutalnym zmuszeniu do współżycia, w obawie o życie swoje i nienarodzonego dziecka, postanowiła zgłosić przestępstwo. Po szybkiej interwencji prokuratora, niczego nieprzeczuwający mężczyzna został zatrzymany, a następnie skierowany do aresztu. W trakcie interwencji, podczas próby ucieczki przez okno, doszło jednak do głębokiego uszkodzenia skóry mężczyzny, a w rezultacie do obfitego krwawienia. W wyniku szamotaniny, która wywiązała się pomiędzy policjantem a Januszem K., krew aresztanta dostała się do ust i oczu funkcjonariusza policji. Wówczas podejrzany wykrzyczał: „Mam HIV! I co teraz zrobisz?!”.
Kilka godzin po zdarzeniu przerażony policjant z próbką krwi pobraną od mężczyzny zgłosił się na pobliski oddział zakaźny. Badanie krwi potwierdziło zakażenie. Pokrzywdzoną poinformowano o tym fakcie podczas przesłuchania. Kobieta zeznała, że nie miała pojęcia o chorobie męża. Czasami widziała, jak przyjmował jakieś leki, ale twierdził, że są to środki przeciwbólowe, bo miewał częste bóle głowy. Dalsze dochodzenie wykazało, że mężczyzna wiedział o zakażeniu od co najmniej sześciu lat, o czym, jak przyznał, nie poinformował żony, gdyż obawiał się odrzucenia.
W konsekwencji tego zdarzenia mężczyźnie oprócz zarzutu znęcania się nad żoną i zgwałcenia, na wniosek kobiety postawiono zarzut z art. 161 §1 Kodeksu karnego – narażenia na zakażenie HIV (w dokładnym brzmieniu: „Kto, wiedząc, że jest zarażony wirusem HIV, naraża bezpośrednio inną osobę na takie zarażenie, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”).
To wina lekarzy
W toku postępowania niezbędne okazało się przeprowadzenie dowodu z opinii biegłych, którego celem miała być ocena ryzyka zakażenia żony podejrzanego. Jak wykazała analiza dokumentacji medycznej z ośrodka leczenia nabytych zaburzeń odporności, Janusz K. nie leczył się regularnie, rzadko przychodził na wizyty, miał długie przerwy w przyjmowaniu leków, samodzielnie modyfikował schematy terapeutyczne. Wyniki badań do dwóch lat wstecz wykazywały wysoką, kilkumilionową wiremię w jego krwi, co sprawiało, że stanowił realne zagrożenie dla osób z najbliższego otoczenia. Na wnioski z wydanej przez biegłych opinii, poza świadomością zakażenia u podejrzanego i wynikami jego badań wirusologicznych, wpłynął fakt długotrwałego, regularnego, nierzadko z użyciem przemocy, współżycia seksualnego z żoną przy braku zabezpieczenia mechanicznego w postaci prezerwatywy i braku jej akceptacji ryzykownych zachowań. Mając na uwadze powyższe okoliczności, ryzyko zakażenia żony oceniono jako wysokie. Przyjęto, że w tym przypadku miało miejsce narażenie pokrzywdzonej bezpośrednio na zakażenie HIV, choć szczęśliwie kobieta nie została zakażona.
W toku postępowania podejrzany tłumaczył swoje zachowanie brakiem wiedzy o ryzyku zakażenia partnerki, próbując tym samym przerzucić odpowiedzialność na lekarzy sprawujących nad nim opiekę zdrowotną. W przedłożonej dokumentacji medycznej sporządzonej podczas pierwszej wizyty, gdy pacjent został poinformowany o chorobie (wówczas rozpoznawano AIDS), znaleziono wyczerpujący wpis (z własnoręcznym podpisem podejrzanego) o przekazaniu danych dotyczących źródeł zakażenia i potencjalnej zakaźności w stosunku do innych osób w zależności od podejmowanych zachowań. Lekarze spełnili zatem swój zarówno prawny, jak i moralny obowiązek. Nie ustalono jednak, czy uprzedzono pacjenta o odpowiedzialności karnej za sprowadzenie niebezpieczeństwa zakażenia HIV na inną osobę – co, jak uczy powyższa historia, powinno zostać również zrealizowane.
Trzeba informować
Wnioski, jakie płyną z przedstawionego przypadku, to bezwzględna potrzeba informowania pacjentów zakażonych HIV o drogach transmisji wirusa, potencjalnych źródłach zakażenia i ryzyku z tym związanym, w zależności od rodzaju aktywności i statusu wirusologicznego, a także o metodach zabezpieczających przed zachorowaniem. Chorzy powinni być także świadomi odpowiedzialności prawnej za narażenie na zakażenie. Optymalnie, jeśli wszystkie powyższe dane znajdą odzwierciedlenie w dokumentacji medycznej i opatrzone będą podpisem pacjenta, dopiero wówczas lekarz może czuć się bezpieczny.
Dodatkowy dylemat lekarza stanowi sytuacja, kiedy ma informację, że pacjent zakażony HIV nie informuje swoich partnerów o zagrożeniu z tym związanym. Co więcej, nie stosuje żadnych zabezpieczeń, a podejmuje ryzykowne zachowania seksualne. Pojawia się wówczas konflikt dwóch wartości – tajemnicy lekarskiej i prawa do intymności chorego z bezpieczeństwem zdrowotnym innych ludzi. Wydawać by się mogło, że wybór jest prosty – zdrowie i życie jest najwyższą wartością. Praktyka wskazuje jednak na wiele trudności z tym związanych – kiedy, jak, a czasami również kogo poinformować o zagrożeniu? Czy zrobić to w sposób bezpośredni, czy też korzystając z obowiązku denuncjacji poprzez organy ścigania? Wreszcie, co zrobić, żeby nie stracić z trudem budowanego zaufania pacjenta?