BLACK CYBER WEEK! Publikacje i multimedia nawet do 80% taniej i darmowa dostawa od 350 zł! Sprawdź >
Neurmodulacja polega więc nie tylko na stymulacji bodźców płynących do pęcherza moczowego, ale również do zwieracza cewki moczowej. Co więcej, jak zaznacza specjalista, nerwy krzyżowe unerwiają mięśnie miednicy. Fakt ten nie pozostaje bez znaczenia w przypadku zespołu bólowego miednicy mniejszej, występującego przy zapaleniu śródmiąższowym.
Skuteczność potwierdzona
Obecnie stosowane są dwie metody neuromodulacji. – Wszczepiliśmy już nowe urządzenie, InterStim II – relacjonuje profesor Wolski. – Od poprzednika różni się on tym, że elektroda od razu zostaje wprowadzona na stałe. Nie jest więc elektrodą próbną, która mogła się przemieszczać. Aparat – neuromodulator implantowany pod skórę pośladka (razem z baterią wymienianą co pięć-siedem lat) – ma natomiast mniejsze rozmiary, przez co minimalizuje ewentualny dyskomfort pacjentki. Implantujemy w otwory krzyżowe w znieczuleniu ogólnym, bez zwiotczenia mięśni. Wyprowadzamy elektrodę na zewnątrz, wskutek czego przez mniej więcej dwa tygodnie neuromodulator znajduje się w kieszeni przy pasku. Jeśli po 14 dniach zauważamy pozytywną reakcję, czyli m.in. brak infekcji (są rzadkie, ale możliwe), implantujemy elektrodę na stałe. Ma ona specjalne zaczepy uniemożliwiające przesunięcia, co jednak nie daje gwarancji, że w wyniku ruchu nie dojdzie do przemieszczenia. Dlatego raz na trzy miesiące pacjent powinien zgłosić się na kontrolę.
Pilot do urządzenia pozwala zwiększać natężenie prądu, dzięki czemu chory samodzielnie je reguluje. Niekiedy, przy mniejszych dolegliwościach bólowych, stymulacja może okazać się za duża. Z kolei przy silniejszym bólu – za słaba. Wówczas pacjent, w zależności od sytuacji, zmniejsza lub zwiększa natężenie prądu. Elektrodę należy wymieniać co pięć lat.
Skuteczność neurmodulacji sprowadza się do tego, że może ona odtwarzać powiązania między systemem pobudzania i hamowania, ale nie tylko na poziomie obwodowym, czyli w ośrodkach mikcji i unerwienia samego pęcherza. Prowadzi również do modulacji korowej, ponieważ bodźce mogą być zwrotnie kierowane do ośrodkowego układu nerwowego. – Jest to więc skomplikowany, trudny dziś do wytłumaczenia proces modulacji za pomocą niewielkich stężeń prądu. Ale taka jest fizjologia układu nerwowego – na tym polegają czynności mięśni kurczących pod wpływem bodźców przewodzonych przez nerwy. Widocznie są to te szlaki, które odpowiadają za unerwienie pęcherza moczowego i działalność mikcyjną – wyjaśnia prof. Wolski.
Skuteczność neuromodulacji potwierdzają też badania randomizowane, w trakcie których porównywano tę metodę z botoksem, leczeniem farmakologicznym i zmianami behawioralnymi. W przypadku neuromodulacji wyniki przedstawiają się następująco: w nietrzymaniu moczu z parć od 70 do nawet 90 proc. osób odczuwa poprawę w opróżnianiu pęcherza moczowego, w parciach naglących – 60 do 80 proc., a w zatrzymaniu moczu – 80 proc.
Krok po kroku – jak dojść do prawidłowej diagnozy i nie przeoczyć innych groźnych chorób
Przy omawianiu objawów zaburzeń czynnościowych mikcji należy zwrócić uwagę na jeszcze jedną bardzo ważną kwestię. Otóż te same symptomy parć naglących, częstomoczu pojawiają się też w przypadku innych groźnych chorób. Bardzo często, zwłaszcza pacjentki, nie są kojarzone z chorobami nowotworowymi przy tych objawach. Aby rozpoznać zespół objawów idiopatycznych, trzeba więc w pierwszej kolejności wykluczyć choroby organiczne, takie jak zakażenia bakteryjne, grzybicze, kamicę czy nowotwory narządu rodnego.
1. Urolog powinien zatem zbadać dokładnie pęcherz, wykluczyć przede wszystkim raka stercza u mężczyzn, a u kobiet raka pęcherza moczowego. Trzeba w pierwszej kolejności wykluczyć również zakażenia układu moczowego, kamicę oraz choroby narządów układu rodnego. Dopiero po takim zestawie badań, wykluczeniu innych schorzeń, zostaje zespół objawów, które możemy dopasować do trzech wspomnianych.
2. Dlatego kompleksową diagnozę powinien prowadzić urolog, ponieważ ma do dyspozycji: badanie urodynamiczne, cytologiczne, cystoskopię i USG.
– Wszystko wykonujemy sami i pod takim kątem szkolimy naszych urologów. A pacjentki trafiają do nas z różnych ośrodków, na różnym etapie leczenia: jedna jest już po wlewkach dopęcherzowych, inna po botoksie. Trzeba więc to wszystko zebrać, powtórzyć lub nie, wykluczyć lub potwierdzić i zastosować odpowiednie leczenie w zależności od poziomu dolegliwości. Jeśli jest niski, wystarczą wlewki, leki antymuskarynowe, hydrodystensja, czyli powiększenie pojemności pęcherza podczas maksymalnego jego wypełnienia płynem w czasie cystoskopii w znieczuleniu ogólnym. Ale choroba z czasem postępuje. Po kilku latach hydrodystensja nie wystarcza i wtedy należy podać pacjentce botoks lub zastosować, na samym końcu, neuromodulację – mówi prof. Wolski.