Bez mojej zgody

Zrehabilitować rehabilitację

Opracowała Iwona Dudzik

O upadku polskiej szkoły rehabilitacji, a także o koniecznych zmianach w tej dziedzinie mówi dr n. med. Marek Krasuski, specjalista ortopedii i traumatologii oraz rehabilitacji medycznej, były kierownik Kliniki Rehabilitacji WUM, honorowy członek Polskiego Towarzystwa Rehabilitacji, obecnie prowadzący prywatną praktykę

Jako wieloletni prezes Polskiego Towarzystwa Rehabilitacji oraz były mazowiecki i krajowy konsultant w tej dziedzinie, a zarazem uczeń prof. Mariana Weissa i prof. Jerzego Kiwerskiego, chciałabym zaprotestować przeciwko całkowitemu zaprzepaszczeniu w ostatnich latach dorobku polskiej szkoły rehabilitacji.

Szkoła ta, której kolebką był konstanciński STOCER, wypracowała jeszcze przed przemianami ustrojowymi w Polsce model, naśladowany w całej Europie. Jego głównym założeniem było to, że pacjent z urazem trafiający do szpitala miał wdrożone leczenie i rehabilitację. Obecnie, w sztucznie stworzonym przez urzędników systemie, w chorym widzi się tylko PESEL i ewentualną opłacalność procedury. Pojawiły się bezduszne limity i kolejki, które sprawiają, że ogromna rzesza pacjentów pozostawiona jest sama sobie, a lekarze nie mogą im pomóc.

Wielki polski uczony, twórca polskiej szkoły rehabilitacji prof. Wiktor Dega, powiedział: Nieludzkim jest uratowanie człowiekowi życia, a potem pozostawienie go samemu sobie.

Ja ci mówię: Idź!

Obecnie pacjenta, który po wypadku doznał porażenia kończyn, po dziesięciu dniach wypisuje się ze szpitala do domu, nie oferując niczego więcej. Podobnie się dzieje z pacjentami po urazach narządu ruchu, gdzie rehabilitacja jest jedną ze składowych podstawowego leczenia i to właśnie rehabilitacja gwarantuje prawdziwie dobry rezultat końcowy leczenia, powrót pacjenta do życia rodzinnego i społecznego, a przede wszystkim do pracy. Pacjenci po udarze mózgu trafiają do domu i czekają w kolejce na leczenie usprawniające. Przykłady takie można mnożyć. Nakładanie tak wielkiego cierpienia na poszkodowanych ludzi jest oburzające, a doprowadził do tego obecny system ochrony zdrowia.

A przecież już od lat 60. osiągnięciem rehabilitacji, m.in. dzięki osobistej walce prof. Wiktora Degi, było wprowadzenie powszechnej dostępności rehabilitacji, wczesności wdrożenia, ciągłości leczenia i kompleksowości (leczenie człowieka, a nie choroby czy narządu).

Dzięki temu, że rehabilitacja była wdrażana już na oddziałach, mieliśmy postęp nie tylko w ortopedii, ale także w kardiologii i neurologii. W końcu lat 70. uczono mnie, że pacjent po zawale czy usunięciu dysku leży w łóżku szpitalnym trzy tygodnie. Obecnie wstaje już następnego dnia. To właśnie jest potęga nie tylko medycyny, ale właśnie sukces rehabilitacji.

Brak standardów standardem

Rehabilitacja jest integralną częścią leczenia, dysponującą sprawdzonymi metodami, a nie jak to obecnie wymyślono – trzecią fazą leczenia (rehabilitacja jako trzecia faza leczenia obowiązywała w systemie ochrony zdrowia po II wojnie światowej do lat 60. XX wieku). Rehabilitacja musi zacząć się już w trakcie leczenia podstawowego (rehabilitacja wczesna) i w sposób płynny przejść w fazę rehabilitacji wysokospecjalistycznej. Następnie, jeśli wymaga tego sytuacja, powinna odbywać się w warunkach rehabilitacji późnej. Dzisiaj cały świat to rozumie, tylko nie decydenci w Polsce. Smutne, że kiedyś należeliśmy do awangardy w rehabilitacji, a teraz do ciemnogrodu.

Problem narastał w ostatnich latach. W 2010 roku środowisko specjalistów rehabilitacji przygotowało standardy organizacyjne dla MZ i NFZ. Dokument był wynikiem pracy zbiorowej, byliśmy z niego niezwykle dumni – w dyskusji na ten temat wzięli udział wszyscy liczący się specjaliści, profesorowie z tej dziedziny. Pozytywnie zaopiniowały go tak ważne instytucje jak Komitet Rehabilitacji, Kultury Fizycznej i Integracji Społecznej PAN. Jednak bez odzewu.

W efekcie w Polsce oprócz jednego standardu w zakresie intensywnej terapii (jako rozporządzenia ministra zdrowia) nie ma innych obowiązujących standardów, w tym w dziedzinie rehabilitacji. Efekty są zatrważające. Tylko 16 proc. osób z niepełnosprawnościami jest aktywne zawodowo, natomiast w innych krajach UE – 40-60 proc. Te liczby dowodzą, że system jest patologiczny i wymaga zmian. Trzeba wyjść od tego, że człowiek nie jest tylko PESEL-em, a szpital nie jest tylko przedsiębiorstwem. Nie neguję, że zasady ekonomii są ważne, jednak trzeba także wysłuchać ekspertów i znaleźć konsensus. W dyskusji musi wziąć udział środowisko lekarzy, prawników, ekonomistów czy menedżerów.

Wiadomo, co trzeba zrobić

Co trzeba zrobić? Wiele z tych rzeczy jest znane i postulowane od dawna.

Po pierwsze – przywrócić zasadę integralności rehabilitacji w procesie leczenia. Lekarz specjalista rehabilitacji oraz fizjoterapeuta powinni być członkami zespołu terapeutycznego. W zespole tym są też oczywiście inni członkowie – pielęgniarka, psycholog, pracownik socjalny – w zależności od problemu pacjenta. Jeśli lekarz prowadzący leczenie w okresie wczesnym nie dysponuje szczegółową wiedzą w dziedzinie rehabilitacji, wspomaga go lekarz rehabilitacji medycznej, który wydaje szczegółowe zalecenia. Następnie realizuje je fizjoterapeuta. Pacjent w okresie wczesnym po udarze mózgu prowadzony jest w zakresie podstawowym przez neurologa, natomiast lekarz rehabilitacji medycznej może zaproponować nowoczesne metody usprawniania, mogące istotnie skrócić czas leczenia chorego i przyspieszyć jego powrót do normalnych funkcji. Lekarz rehabilitacji może bardzo szybko kontynuować proces usprawniania, wyznaczyć optymalny czas rehabilitacji takiego chorego. Leczenie usprawniające musi być kompleksowe, a nie ograniczone do pięciu procedur – jak obecnie.

Druga sprawa, także postulowana przez nas od 2010 roku: aby specjalistyczna rehabilitacja zapewniona była już w szpitalu. Każdy pacjent musi być usprawniany, edukowany w zakresie funkcjonowania w warunkach domowych, realizacji ćwiczeń niezbędnych w dalszym leczeniu, umiejętności posługiwania się sprzętem rehabilitacyjnym, jeśli taki jest wskazany, a także musi wiedzieć, gdzie ma się zgłosić celem dalszej rehabilitacji wysokospecjalistycznej.

Oddział rehabilitacji powinien spełniać określone standardy. Ordynatorem takiego oddziału musi być lekarz specjalista rehabilitacji medycznej, a nie – jak obecnie – internista, neurolog, reumatolog czy ortopeda. Zapomina się, że specjalizacja rehabilitacji medycznej należy do podstawowych już od 1959 roku.

Jeśli czym prędzej się nie obudzimy, za parę lat czeka nas dramat, bo ludzie, którym zdarza się wypadek, nie mają pojęcia, jak się poruszać po systemie ochrony zdrowia. Pacjenci majętni lepiej sobie poradzą, bo skorzystają z usług komercyjnie. Jednak większości na to nie stać. Dlatego pacjent powinien przy wypisie otrzymać szczegółowy plan rehabilitacji.

Diagnozowanie – normalna rzecz

Kolejną patologią w rehabilitacji jest nieuznanie przez płatnika, że lekarze rehabilitacji stawiają diagnozę. Dla NFZ jesteśmy jak nauczyciele WF-u, którzy jedynie zalecają ćwiczenia.

Do góry