Powitanie
NFZ należy zniszczyć?
Iwona Konarska
A poza tym sądzę, że NFZ należy zniszczyć. Takie zdanie, w różny sposób opowiedziane, nawiązujące do słynnej sentencji dotyczącej Kartaginy, przewija się przez wakacyjno-wyborczą debatę o ochronie zdrowia.
Nie wiem jak czytelnikom, ale mi jawi się fundusz jako instytucja istniejąca prawie od zawsze. Może dlatego, że po rozproszonych kasach chorych NFZ, zaledwie 13 lat temu (!) wkraczał na scenę zdrowotną, ekonomiczną i polityczną z wielkim przytupem. Politycy SLD zapowiadali, że „wyeliminuje on mechanizmy blokujące dostęp ubezpieczonego do świadczeń zdrowotnych”. Cokolwiek to znaczy, i tak się nie sprawdziło. W 2005 roku PiS już nawoływało w kampanii wyborczej, że NFZ trzeba zlikwidować. Widać nie zdążyli, bo teraz pomysł rzucają jako całkiem nowe koło ratunkowe. Z kolei PO zawsze traktowała fundusz jak chłopca do bicia. Szczególnie spektakularne były sceny, gdy jednego dnia występował w roli złego mzimu, które nie chce dać pieniędzy na leczenie konkretnego dziecka, by drugiego dnia pokazać go jako strażnika budżetu. A tak naprawdę najważniejsze było, czy prezes NFZ lubi się z ministrem zdrowia.
Mało to profesjonalne i bardzo polityczne.
A poza tym sądzę, że NFZ należy zniszczyć – będziemy to słyszeć często aż do wyborów parlamentarnych. Potem kurz bitewny opadnie i zwycięzcy będą się tylko zastanawiać, do czego może im NFZ posłużyć w doraźnej polityce. Tymczasem fundusz potrzebuje nie walca drogowego, ale spokojnej reformy. Wreszcie trzeba zweryfikować definicję, kuriozalnych z samego założenia, nadwykonań, podpisywanie kontraktów uczynić bardziej partnerską rozmową, wzmocnić kontrole, tak by nie trzeba było namawiać pacjentów do śledzenia lekarzy.
NFZ nie musi być przyjacielem lekarza, bo zależności finansowej nie da się z tym połączyć. Ale partnerstwo byłoby korzystne dla obu stron. I co najważniejsze, dla pacjentów też.