Kontrowersje
Operacja pod narkozą w prezencie
Jerzy Dziekoński
Niepokojące jest sprowadzanie świadczenia medycznego do roli towaru i stawianie go na tej samej półce co np. torebki w atrakcyjnej cenie
W internecie badanie rezonansem magnetycznym można kupić jak bon na luksusową torebkę, a operację pod narkozą potraktować niemal jak wizytę u fryzjera. Nie trudno bowiem trafić na taką internetową gratkę jak oferta usunięcia trzeciego migdałka. Za jedyne 1999 zł.
Klikamy. Ze zdjęcia patrzy uśmiechnięta krystalicznie białym uśmiechem urocza szatynka otulona w biały golf. Po prawej stronie widnieje cena oraz wielki zielony przycisk KUP! Nieco niżej kolejny przycisk z napisem: „kup jako prezent” i czerwony alert: „Oferta niedługo się kończy”.
Pod fotografią wyjaśnienie, czemu ma służyć operacja, gdzie jest przeprowadzana oraz jakie inne zabiegi wykonuje ogłaszające się centrum zdrowia.
Skierowanie? „Przed zabiegiem odbywa się konsultacja lekarska wraz z kwalifikacją, sam zabieg przeprowadzany jest natomiast w pełnym znieczuleniu (narkoza). Po zabiegu pacjenta czeka wizyta kontrolna” – czytamy w ofercie.
Z morza karnetów na siłownię, wizyt u fryzjera, restauracji sushi wyławiamy kolejne medyczne „superokazje”: fizjoterapia laryngologiczna (na ciągły katar, bóle głowy, zaleganie w gardle, bóle ucha), laserowa rewitalizacja pochwy lub leczenie nietrzymania moczu za 1499 zł (66 proc. ze 142 klientów poleca), rezonans magnetyczny kręgosłupa, głowy i stawów (zadbaj o swoje zdrowie z dzisiejszym grouponem). Do tego jeszcze dowolne USG z konsultacją specjalisty, pakiety badań laboratoryjnych, konsultacje dietetyczne, ginekologiczne. Wszystko to w serwisach z zakupami grupowymi w internecie.
Granice informacji
Kłopot z ogłoszeniami ofert firm związanych z ochroną zdrowia polega na tym, że prawo zabrania reklamowania świadczeń medycznych. Kwestie promocji działalności medycznej reguluje kilka zapisów prawnych. Po pierwsze ustawa z dnia 15 kwietnia 2011 roku o działalności leczniczej (Dz.U. z 2013 roku poz. 217 t.j. z późn. zm.), według której podmiot wykonujący działalność leczniczą może podawać do wiadomości publicznej informacje o zakresie i rodzajach udzielanych świadczeń zdrowotnych, ale treść i forma tych informacji nie mogą mieć cech reklamy.
Także Naczelna Rada Lekarska w swojej uchwale z 16 grudnia 2011 roku w sprawie szczegółowych zasad podawania do publicznej wiadomości informacji o udzielaniu przez lekarzy i lekarzy dentystów świadczeń zdrowotnych w szczegółowy sposób reguluje tę kwestię. Czytamy w niej, że udostępnione informacje nie mogą zawierać: żadnej formy zachęty ani próby nakłonienia do korzystania ze świadczeń zdrowotnych, informacji o metodach, ich skuteczności i czasie leczenia oraz obietnic i potocznych określeń, określenia cen i sposobu płatności, za wyjątkiem określenia cen i sposobu płatności w przypadku przekazywania tych informacji poprzez zamieszczenie ich na stronie internetowej praktyki zawodowej lub poprzez specjalne telefony informacyjne, informacji o jakości sprzętu medycznego.
Ponadto Kodeks Etyki Lekarskiej w art. 63 mówi o tym, że lekarz lub lekarz dentysta, reklamując swoje usługi, działa niezgodnie z prawem. Lekarze, którzy łamią powyższe zapisy, podlegają odpowiedzialności zawodowej i prawnej.
Tylko czy oferty w portalach zakupów grupowych są reklamami?
– Po pierwsze, sięgnijmy do definicji reklamy, i to nie tyle w teorii, co w polskim prawie – reklamą jest każdy przekaz, którego celem jest promocja, sprzedaż albo inna forma korzystania z towarów lub usług, popierania określonych spraw, idei albo osiągnięcia innego efektu pożądanego przez reklamodawcę. Przekaz nadawany jest za opłatą lub inną formą wynagrodzenia. Ważny jest zatem aspekt perswazyjny: reklama ma nie tyle informować, co nakłaniać, namawiać, zachęcać. Większość z tych ogłoszeń moim zdaniem wyczerpuje znamiona przekazu reklamowego, ponieważ nie jest to przekaz czysto informacyjny. Lekarz ma jedynie prawo podać tytuł, specjalność i adres, w którym przyjmuje, natomiast wszelkie określenia typu: „najtaniej”, „najlepiej”, „kup!”, „kup pierwszy” wkraczają już na pole zarezerwowane dla reklamy – wyjaśnia dr Karina Stasiuk-Krajewska, etyk reklamy z Uniwersytetu SWPS we Wrocławiu.
Często jednak w dyskusji dotyczącej przepływu informacji na temat działalności medycznej podnoszony jest argument, że reklamy nie dotyczą lekarzy, tylko zakładów opieki zdrowotnej.
– Sytuacja nie jest jasna, ponieważ z jednej strony placówki te świadczą usługi lekarskie, powinny więc podlegać tym samym ograniczeniom, jakim podlegają lekarze. Z drugiej – są to podmioty działające na wolnym rynku, które już w punkcie wyjścia mają prawo zachęcać klientów do swoich usług. Inna sytuacja to tabliczka na bloku, choć jeśli np. jest podświetlona, to zawiera już elementy perswazyjne, a inna to ogłoszenie w internecie zawierające określone elementy retoryczne – mówi dr Stasiuk-Krajewska.
Jej zdaniem w definicji reklamy warto zwrócić uwagę także na drugi aspekt, który mówi, że reklamą jest przekaz nadawany za opłatą lub inną formą wynagrodzenia. – Pojawia się więc kolejne pytanie, na jakiej zasadzie komunikaty te są przez media elektroniczne emitowane. Przypuszczam, że jakiś rodzaj wynagrodzenia dałoby się w tym wypadku wykazać. Nie sądzę, aby była to działalność charytatywna – dodaje.
Cena to złe kryterium
Najbardziej zaniepokojeni sprowadzeniem świadczenia medycznego do roli towaru są sami lekarze. Dr hab. med. Mariusz Frączek, prof. nadzw. WIML, konsultant województwa mazowieckiego w dziedzinie chirurgii ogólnej, uważa, że wystawienie na sprzedaż operacji, np. wycięcia trzeciego migdałka, oraz sugestia, że można kupić zabieg jako prezent, to kuriozum.
– To lekarz proponuje określone rozwiązania terapeutyczne. Przecież nie każdy pacjent z przerostem trzeciego migdałka kwalifikuje się do operacji. Co ma zrobić lekarz, do którego trafi osoba z wykupioną operacją, jeżeli nie jest przekonany, że pacjent powinien być operowany – mówi prof. Frączek. – Nie da się sprowadzić pewnych rzeczy do poziomu towaru. Na przykład obecnie w leczeniu otyłości rośnie znaczenie chirurgii bariatrycznej i metabolicznej. Idąc wskazanym tropem, mogę sobie wyobrazić, że mąż bez oglądania się na wskazania medyczne w prezencie kupuje żonie wszczepienie opaski żołądkowej, tylko po to żeby schudła. A tak zupełnie poważnie, rozumiem, że można kupić bon na modną, luksusową torebkę dla żony, natomiast pomysł wystawienia na sprzedaż operacji usunięcia trzeciego migdałka jest dla mnie nie do pomyślenia.
Duża część internetowych zakupów grupowych związanych z medycyną dotyczy diagnostyki laboratoryjnej i obrazowej. Zdaniem dr. hab. med. Bogdana Solnicy, prof. UJ, prezesa Polskiego Towarzystwa Diagnostyki Laboratoryjnej, szeroka dostępność badań służy pacjentom.
– W Polsce ciągle wykonujemy za mało badań laboratoryjnych. Paradoksalnie dostęp do nich wciąż jest utrudniony, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach. Tam, gdzie nie ma szpitali ani specjalistycznych przychodni, nie ma też specjalistycznej diagnostyki – tłumaczy prezes PTDL.