ŚWIĄTECZNA DARMOWA DOSTAWA od 20 grudnia do 8 stycznia! Zamówienia złożone w tym okresie wyślemy od 2 stycznia 2025. Sprawdź >
Flebologia
Umęczeni niewydolnością żył kończyn dolnych
O estetyce i zagrożeniach z dr. hab. med. Tomaszem Zubilewiczem, kierownikiem Katedry i Kliniki Chirurgii Naczyń i Angiologii SPSK nr 1 w Lublinie, prezesem Polskiego Towarzystwa Flebologicznego, rozmawia Agnieszka Kasperska
MT: W pierwszej kolejności do wizyty u lekarza skłania estetyka – też niezmiernie ważna. Przy jakich objawach lekarz stwierdza, że jest to choroba naczyń żylnych?
Dr hab. Tomasz Zubilewicz: Pierwsze objawy to teleangiektazje (nic innego jak tzw. pajączki żylne) i wenulektazje. Kolejne to poszerzenia żylne. Drugi etap to żylaki, które są znacznie bardziej widoczne, szczególnie w obrębie ud i podudzi, w przebiegu głównych żył powierzchownych. Wszystkim objawom w stopniu bardziej zaawansowanym mogą towarzyszyć obrzęki. Chory zgłasza się wtedy nie tylko z problemem wizualnym, ale też z informacją, że w ciągu dnia narastają obrzęki, które po przespanej nocy mijają, ulegają regresji. Z innych istotnych objawów jest także ból w trakcie chodzenia, tzw. chromanie żylne. Gdy pacjent dłużej chodzi, dochodzi do bolesności w obrębie łydek. Ustępuje po położeniu się i uniesieniu nóg do góry lub zastosowaniu kompresjoterapii, czyli ucisku w postaci podkolanówek, pończoch czy rajstop. Z innych ważnych elementów związanych z nasileniem niewydolności żylnej mogą być różnego typu stany zapalne. Jeśli dochodzi do zastoju, zwłaszcza w zaawansowanych żylakach, zawsze istnieje ryzyko zakrzepicy żylnej. Jest to najczęściej zakrzepica w układzie powierzchniowym, ale może być także w głębokim. Są to bardzo poważne powikłania, które wymagają leczenia w gabinecie specjalistycznym – flebologa (chirurg ogólny, chirurg naczyniowy, angiolog) i podawania odpowiednich leków flebotropowych.
MT: Powiedzieliśmy o obrzękach i zmianach skórnych. Jak je zahamować?
T.Z.: Tu duża rola lekarza, który dzieli problem na wskazania estetyczne i objawy bólowe. Nie lekceważmy pierwszych z nich, bo dla młodych osób nawet tzw. pajączki na nogach mogą stanowić ogromny problem, z którym należy walczyć. Ci pacjenci muszą być poinformowani, że jest to przedsionek do kłopotów z układem żylnym i należy wprowadzić profilaktykę lub jeśli problem wizualny jest dla nich ogromny, to można go po diagnostyce usunąć, ale nie jest to konieczne. Drugiej grupie, która może nie mieć widocznych zmian w układzie żylnym, ale może mieć obrzęki, zalecamy kompresjoterapię. Gdy pacjenci mają już żylaki i stwierdzimy refluks, wymagają leczenia i diagnozujemy ten stan jako przewlekłą chorobę żylną (PChŻ). Metody leczenia są różne, ale najlepiej, gdy są skojarzone. Złotym standardem w każdej grupie jest badanie ultrasonografii doplerowskiej zarówno układu głębokiego, jak i powierzchownego – na jego podstawie stwierdzimy, czy układ jest wydolny, czy nie ma innych istotnych zmian.
Możemy zastosować farmakoterapię, do czego służy cała gama preparatów flebotropowych pochodzenia najczęściej roślinnego, takiego jak np. wyciąg z kłącza ruszczyka kolczastego czy kasztanowca. Zmniejszają one dolegliwości, ale nie powodują zniknięcia żylaków, gdyż te wymagają już interwencji chirurgicznej. Przynoszą jednak ulgę i dlatego warto polecić je pacjentom. Oprócz farmakoterapii polecana jest także kompresjoterapia, czyli pozbywanie się z samego rana zastoju w żyłach. Ważne jest dobranie odpowiedniej klasy ucisku – profilaktyczna to pierwszy stopień. Drugi dotyczy żylaków kończyn dolnych i w zależności, z jaką dolegliwością mamy do czynienia, stosujemy różne materiały, począwszy od podkolanówek, przez pończochy, skończywszy na rajstopach. Pacjent chodzi w nich tyle, ile jest w stanie. Zdejmuje, gdy zaczynają mu dokuczać, i ich już tego dnia nie zakłada.
MT: Kiedy sięgamy po leczenie chirurgiczne?
T.Z.: W ostatnich kilku latach rozwinęły się metody małoinwazyjne, jak termoablacja (laser – EVLT, fale radiowe – RF) lub mechaniczno-chemiczna ablacja niewydolnych żył. Metody te nie są refundowane, są równie skuteczne jak dotychczas stosowane metody tradycyjne, np. operacje Babcocka, polegające na usunięciu żyły odpiszczelowej (odstrzałkowej) z użyciem stalowego drutu. To dość agresywna operacja jak na XXI wiek, dlatego pacjenci decydują się na leczenie laserem lub mechaniczno-chemiczną ablację. Są także nowe metody z użyciem kleju czy pary wodnej. W najnowocześniejszych metodach nie ma jednak wieloletnich obserwacji. Dobre jest jednak to, że okres rekonwalescencji nie jest potrzebny. Nie ma powikłań związanych z krwiakami lub zaburzeniem czucia. Nie ma też blizn.
MT: Jakie są przyczyny stanów zapalnych żył i jak im przeciwdziałać?
T.Z.: Nie należy zapominać o ważnych aspektach, takich jak stojąca praca, otyłość, a nawet fizjologiczna ciąża, która może powodować powstawanie żylaków zwłaszcza u pacjentek, w których rodzinie one występują. Zatem i skłonność genetyczna, i rodzaj pracy mogą mieć wpływ na ich występowanie. Typowy zawód ryzyka to np. piekarz, który ma pracę stojącą i w cieple. Ważne w takiej sytuacji są zalecenia profilaktyczne, żeby pacjenci pracujący wiele godzin na stojąco lub siedząco przy komputerze stosowali profilaktykę. Najlepsze są ćwiczenia uruchamiające „pompę” mięśniową łydek – trzeba co jakiś czas wstać i przejść się oraz wykonać kilka zgięć stopy. W ten sposób wypompowujemy krew z zatok żylnych, zmniejszając zastój żylny. Leczeniem wspomagającym jest kompresjoterapia, która przynosi ulgę. Niektórzy chętnie stosują dodatkowo różnego rodzaju żele, maści, kremy zawierające heparynę, wyciągi z kasztanowca czy hirudynę.
MT: Czy jest to leczenie do końca życia?
T.Z.: Niestety tak. Nawet jeśli pacjent usunie żylaki, to profilaktykę powinien stosować zawsze w mniejszym lub większym stopniu. Wszystko zależy od stopnia nasilenia choroby. Bardzo ważna jest też zmiana stylu życia i np. uprawianie sportu. Nie mam na myśli sportu wyczynowego i ekstremalnego. Doskonale sprawdza się jednak spacer, pływanie, jazda na rowerze czy nordic walking.
MT: Jaka jest skala problemu?
T.Z.: Bardzo duża. Kiedyś mówiono, że dotyczy głównie kobiet, a to nie do końca prawda. Stwierdzono, że występowanie przewlekłej choroby żylnej sięga kilkudziesięciu procent wśród całej populacji, w tym także dotyczy mężczyzn.