Kraj
Zamiast oddzielenia – może podzielenie?
Wojciech Skowroński
Wszystko wskazuje na to, że nie dojdzie do oddzielenia gliwickiego oddziału Centrum Onkologii od centrali w Warszawie. Powołany na stanowisko p.o. dyrektora Oddziału Centrum Onkologii – Instytutu w Gliwicach prof. dr hab. med. Krzysztof Składowski uważa, że kontynuacja żądań dotyczących oddzielenia jest niebezpieczna i stwarza wysokie ryzyko strat w wielu dziedzinach działań medyczno-naukowych.
Argumenty przeciwko oddzieleniu
– Narazi nas to na utratę, w najlepszym razie ograniczenie, kontraktowania usług medycznych z nowym podmiotem, jakim stalibyśmy się po odłączeniu. Jako argument podam przykład dwóch szpitali onkologicznych z terenu województwa śląskiego, które od kilku lat nie wykorzystują swojego potencjału, ponieważ nie mają kontraktu z NFZ – ostrzega prof. Składowski, dodając, że takie działanie może wiązać się także z utratą statusu instytutu badawczego na rzecz zwykłego szpitala onkologicznego lub włączenia do uczelni medycznej.
– Że ten scenariusz jest możliwy, przekonaliśmy się na własnej skórze ponad 15 lat temu, kiedy broniliśmy instytutu przed przekształceniem w Górnośląski Szpital Onkologiczny.
Kolejne zagrożenie zdaniem prof. Składowskiego wiąże się z ograniczeniem lub zanikiem działalności naukowej we wszystkich oddziałach COI, łącznie z utratą prawa m.in. do prowadzenia przewodów doktorskich i habilitacyjnych. Te argumenty poparli prezesi Polskiego Towarzystwa Onkologicznego, Polskiego Towarzystwa Onkologii Klinicznej oraz Polskiego Towarzystwa Chirurgii Onkologicznej. W liście przekazanym PAP napisali m.in.: „Rozumiejąc finansowy motyw dążeń uważamy, że ewentualne wyłączenie gliwickiego oddziału ze struktur Instytutu Onkologii byłoby głęboko niekorzystne zarówno dla tej instytucji, jak i dla polskiej onkologii jako całości”.
Nowa strategia ma polegać zatem na finansowym uniezależnieniu gliwickiego ośrodka bez konieczności jego oddzielenia. Kwestie prawne mają zostać doprecyzowane w czasie prac nad nowelizacją ustawy o instytutach badawczych, a przedstawiciele gliwickiego ośrodka w czasie posiedzeń Rady Naukowej w Warszawie wystąpią z wnioskiem o wpis odpowiedniego zabezpieczenia do statutu instytutu. Jeśli dokument nabierze mocy prawnej, zdaniem nowej dyrekcji gliwickiego CO można liczyć na całkowite finansowe uniezależnienie. Na razie to jednak tylko słowa i obietnice rządu.
W działania na rzecz usamodzielnienia gliwickiego szpitala angażowało się wiele regionalnych środowisk, w tym politycy różnych opcji, poprzednie kierownictwo placówki oraz śląskie media, które zainicjowały zbiórkę podpisów pod apelem o utworzenie Śląskiego Instytutu Onkologii. Teraz zdania są podzielone. W zapewnienia prof. Składowskiego wierzy posłanka PiS Barbara Dziuk. Stowarzyszenie na rzecz utworzenia Śląskiego Instytutu Onkologii w Gliwicach, któremu szefowała, postanowiła zamienić na stowarzyszenie dla pacjenta.
Argumenty za oddzieleniem
Nie uwierzył natomiast Andrzej Sośnierz, również poseł PiS. – Zapewnienie, że centrala nie będzie żądała przekazywania nadwyżki środków finansowych zgromadzonej w jej gliwickim oddziale, nie jest niczym więcej niż obietnicą. Zmieniają się ministrowie, zmieniają się dyrektorzy i ulotne obietnice mogą rozwiać się jak dym. Aby mieć pewność, że obietnice to nie jedynie puste słowa, należy w istotny sposób zmienić statut całego instytutu. Nic mi nie wiadomo o tym, aby przystąpiono do prac nad tym dokumentem. Nowy dyrektor, mając jeszcze niewielkie doświadczenie w zarządzaniu i w relacjach z władzami, skłonny jest wierzyć słowom. Ja już taki ufny nie jestem.
Jego zdaniem pogłoski o degradacji instytutu do roli szpitala regionalnego to szantaż i manipulacja.
– Wszyscy, którzy optowali za oddzieleniem oddziału gliwickiego od centrali, postulowali utworzenie Śląskiego Instytutu Onkologii, czyli placówki o takiej samej randze jak warszawska, a nie zwykłego szpitala. Trudno też mi się zgodzić z tym, że ostatnie decyzje niejako „ratują” gliwicką placówkę przed jakimś armagedonem. Przecież to poprzednie, a nie aktualne kierownictwo gliwickiego oddziału doprowadziło do sytuacji, że obecnie pracuje tam więcej samodzielnych pracowników niż w Warszawie. To ono potrafiło uzyskać tak dobre wyniki finansowe. I czy można uwierzyć, że ci, postulując oddzielenie od centrali, chcieli instytut zniszczyć? – komentuje Andrzej Sośnierz.
Który pomysł zwycięży?
Jak zatem potoczą się losy gliwickiego ośrodka? Jego nowe władze są przekonane, że słowa zamienią się w czyn, obietnice znajdą odzwierciedlenie w odpowiednich dokumentach i nie będzie konieczności oddzielania ośrodków.
– Moim zdaniem sprawa rozdzielenia jest przesądzona. Nie wiemy jeszcze, kiedy to nastąpi. Może będą to miesiące, może lata. Chciałbym doprowadzić do sytuacji, w której obietnice samodzielności finansowej nie będą tylko obietnicami, lecz aby znalazły odzwierciedlenie w jakimś dokumencie – kończy poseł, który w swoich opiniach nie jest odosobniony. W czasie ostatniego posiedzenia sejmik śląski również podtrzymał swoje stanowisko dotyczące powstania Śląskiego Instytutu Onkologii.
Gliwicki oddział przygotowuje się na razie do restrukturyzacji polegającej przede wszystkim na inwestycjach. Nowemu szefostwu zależy bowiem na stworzeniu pełnego leczenia skojarzonego niektórych nowotworów i w razie potrzeby transporcie chorych do ośrodków w Warszawie czy Krakowie.
– Dysponujemy doskonałym sprzętem w ramach radioterapii cybernetycznej, a w Krakowie wykorzystywana będzie niebawem metoda protonoterapii pozagałkowej – wymieniają szefowie gliwickiego ośrodka. Sceptycy jednak pytają: Co w sytuacji, gdy do Krakowa i Warszawy trafiać będzie więcej pacjentów niż do Gliwic? Trzeba będzie dopłacać?