ŚWIĄTECZNA DARMOWA DOSTAWA od 20 grudnia do 8 stycznia! Zamówienia złożone w tym okresie wyślemy od 2 stycznia 2025. Sprawdź >
Idealna klinika
Przepis na superszpital
Prof. dr hab. med. Andrzej Kübler1
Opracowała Iwona Dudzik
Zwycięża Klinika Anestezjologii i Intensywnej Terapii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego im. Jana Mikulicza Radeckiego we Wrocławiu. Na podium także dwie kolejne placówki z ogromnym dorobkiem i doświadczeniem.
Prof. dr hab. med. Andrzej Kübler, Klinika Anestezjologii i Intensywnej Terapii, Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu:
Wiadomość o zwycięstwie naszej kliniki w plebiscycie „Medical Tribune” przyszła akurat w dniu, w którym po 27 latach pracy na stanowisku kierownika, zakończyłem działalność. Jest więc prezentem na koniec mojej kadencji.
Myślę, że podobnie jak w 2007 i 2011 roku, kiedy nasza klinika także zwyciężyła, koledzy docenili naszą integralność. W odróżnieniu od wielu innych zespołów klinicznych, jesteśmy zjednoczeni w jednym szpitalu uniwersyteckim i możemy realizować cały program szkoleniowy, przed- i podyplomowy dla anestezjologii i intensywnej terapii, mając do dyspozycji niemal wszystkie oddziały zabiegowe.
Na zintegrowanej intensywnej terapii mamy 40 łóżek podzielonych na ogólne, kardio-intensywne, neuro-intensywne, dziecięce, a także stanowiska bólowe i symulacyjne. Realizujemy promowaną przeze mnie koncepcję „anestezjologii opartej na czterech nogach”: znieczuleniach, intensywnej terapii, leczeniu bólu ostrego i przewlekłego oraz udzielaniu pomocy w nagłych przypadkach.
Tego właśnie chcą uczyć się lekarze, którzy przyjeżdżają do nas na szkolenia, konferencje czy sympozja. Raz w roku integrujemy to środowisko, organizując dla lekarzy z całej Polski konferencję na zamku Książ w Wałbrzychu, ostatnio już po raz trzydziesty.
Nasza klinika jest wiodącym ośrodkiem leczenia sepsy, a temu tematowi poświęcone są organizowane przez nas duże kongresy. Unikalną techniką, którą wykorzystujemy, jest pozaustrojowe wspomaganie czynności narządów, na przykład pozaustrojowe utlenianie krwi czy pozaustrojowa eliminacja dwutlenku węgla. Potrafimy oczyszczać organizm nie tylko z trucizn, ale także substancji takich jak endotoksyna, wytwarzana w ciele pacjenta. W tym zakresie mamy też wiele publikacji naukowych.
Od czasu, kiedy jako 43-letni lekarz objąłem prowadzenie kliniki, wiele się zmieniło. Obserwowałem, jak nasza placówka się rozwija, jak układają się interdyscyplinarne relacje. W latach 70-80. ubiegłego wieku anestezjologia miała niską pozycję. Zabiegowcy mieli większe możliwości zarobkowania, także w prywatnych gabinetach. Anestezjolodzy próbowali ich dogonić i wyjeżdżali w czasie wakacji do pracy np. w Skandynawii, do Anglii czy Niemiec. Przez miesiąc pracy tam można było zarobić tyle, ile w Polsce przez pół roku.
Te wyjazdy w czasach PRL-u miały dla nas wielkie znaczenie. Przywoziliśmy z nich wiele nowinek medycznych, a to wpłynęło na podwyższenie standardu naszych usługi i prestiż. W rezultacie anestezjologia stała się ważna w szpitalu i osiągnęła taki poziom, że obecnie jest ogólnie respektowana. Zbudowaliśmy silny ośrodek, na podobieństwo tych z wielkich miast w Europie.
Trend do wyjazdów zaznaczył się jeszcze pod koniec lat 90., jednak obecnie go nie obserwuję. Lekarze mają możliwość szkolić się za granicą w ramach wymiany, jaką prowadzimy z zagranicznymi ośrodkami, np. z Instytutem Karolińskim w Sztokholmie. Koledzy jadą na kilka tygodni czy miesięcy. Tam się uczą, potem wracają. Nie muszą decydować się na emigrację.
Tym jednak, co nasuwa refleksje, są ruchy w kierunku dezintegracji. Specjaliści, którzy zajmują się swoją dziedziną, np. intensywną terapią, chcą stworzyć osobną grupę zawodową i poświęcić się wyłącznie jej sprawom. Podobnie lekarze zajmujący się leczeniem bólu itd. Taką tendencję obserwujemy na całym świecie, obawiam się jednak, że takie rozczłonkowanie grozi degradacją naszej specjalności.
Bardzo ważne jest, aby utrzymać standardy, które zapewniają dobrą jakość usług. Miałem okazję uczestniczyć w ich tworzeniu po koniec lat 90. Obecnie nasza specjalizacja, jako jedna z nielicznych, ma ściśle określone ministerialne standardy dotyczące organizacji pracy, personelu czy sprzętu, które muszą być zapewnione. Dzięki temu warunki pracy anestezjologów możemy uznać w naszym kraju za dobre.
Myślę, że dobrze oceniana jest także atmosfera w zespole, którą tworzy współpraca interdyscyplinarna, a nie rywalizacja. Mamy taką tradycję, że nie przeciwstawiamy anestezjologów i chirurgów, dbamy o nasze wspólne dobre relacje.
Te wszystkie elementy sprawiają, że nie mamy problemów z obsadą miejsc na rezydenturach. Jest kilkudziesięciu rezydentów, którzy właśnie u nas chcą się uczyć zawodu. Tymczasem w wielu ośrodkach szkoleniowych zainteresowanych kandydatów nie ma w ogóle.
Największą bolączką, która nas dotyka, jest finansowanie. Tym, co przede wszystkim trzeba zmienić, jest przekonanie decydentów opieki zdrowotnej, że intensywna terapia to nie tylko koszty, ale także wielkie korzyści dla pacjentów i całego systemu opieki zdrowotnej. Usługi te powinny być tak wyszacowane, aby przynajmniej się bilansowały. Nie może być tak, że przynoszą tylko straty, bo administrujący szpitalem nie są wówczas zainteresowani rozwojem tej dziedziny. Dla przykładu, na intensywnej terapii najważniejszą częścią personelu są pielęgniarki. Na każdego pacjenta powinna przypadać jedna, a to kosztuje. Krąg niemożności się zamyka.
W rezultacie odsetek łóżek intensywnej terapii w Polsce stanowi około 2 proc. wszystkich. W Europie Zachodniej jest trzy-cztery razy więcej. Dlatego u nas wciąż dostęp do tych świadczeń jest mniejszy.