ŚWIĄTECZNA DARMOWA DOSTAWA od 20 grudnia do 8 stycznia! Zamówienia złożone w tym okresie wyślemy od 2 stycznia 2025. Sprawdź >
Absolwenci
Nie chcemy ratować życia za niegodne wynagrodzenie
Dr n. med. Bartosz Urbański
Pomimo wielu zmian, które zaszły w systemie publicznej ochrony zdrowia i w całej gospodarce, sytuacja lekarzy wciąż jest daleka od ideału. Lekarz w Polsce jest, po pierwsze, urzędnikiem, biurokratą, sekretarką, pomocnikiem, a na końcu fachowcem. Wynagrodzenia za podstawowy czas pracy są nadal dalekie od poziomu, który można by uznać za godziwy i społecznie sprawiedliwy. Lekarze rekompensują to sobie pracą ponad siły na niekończących się dyżurach i kolejnych etatach – aż 83 proc. pracuje ponad normatywny czas pracy, rekordziści (ok. 10 proc.) przepracowali 360-500 godzin miesięcznie! Jak łatwo można się domyśleć, skutki tego są zatrważające – lekarz żyje znacznie krócej niż statystyczny obywatel. Według różnych autorów od 2,5 do 11 lat krócej.
Taka praca nas zabija i jest niebezpieczna dla naszych pacjentów. Wielu pewnie zadaje sobie pytanie, dlaczego tyle pracujemy. Odpowiedź jest dość banalna i prosta. Rezydent zarabia w Polsce 12-15 zł za godzinę netto, a specjalista średnio 26 zł za godzinę netto zgodnie z danymi GUS za 2015 rok. Być może to niskie zarobki były przyczyną nieprzerwanej pracy przez cztery doby naszej koleżanki z Białogardu, co przyczyniło się do wielkiej tragedii?
Minął już rok od zmiany władzy. Zarówno z programu partii rządzącej, głosów polityków, exposé pani premier, wypowiedzi prezesa PiS oraz postawy ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła wynikało, że istnieje szansa na uzdrowienie polskiego systemu ochrony zdrowia. Niestety dziś wiemy, że obietnice te nie były wiele warte. Zaprezentowane propozycje zmian, takie jak choćby Narodowa Służba Zdrowia, likwidacja NFZ, program 75+, są pozorne i nie wpłyną na poprawę warunków pracy i leczenia, gdy nakłady na publiczną ochronę zdrowia pozostaną na tym samym, rażąco niskim poziomie. Rząd pokazał, że chce zwiększyć nakłady na ochronę zdrowia do 6 proc. PKB, ale niestety dopiero za dziewięć lat. Jest to o tyle niezrozumiałe, że polscy pacjenci potrzebują tej podwyżki już od dawna, nie mogąc np. umówić się na szybką wizytę do specjalisty z powodu niewystarczającej liczby zakontraktowanych świadczeń. Sytuację pogarsza dodatkowo fakt, iż nakłady te mają jeszcze zmaleć. Propozycja podwyżek jest również kontrowersyjna, ponieważ rezydent będzie zarabiał o 3 zł 75 gr więcej niż dziś, a minimalna pensja specjalisty wyniesie 3500 zł netto w odległym 2022 roku. Wszystko to skłania do wniosku, że kolejny raz Ministerstwo Zdrowia nie jest najważniejszym resortem, a jedynie piątym kołem u wozu w strategii rządu.
Wymienione fakty wydają się potwierdzać słuszność powstania Porozumienia Zawodów Medycznych oraz chęć wspólnej walki o dobro pacjenta. Nie chcemy ratować życia za niegodne wynagrodzenie, żyć krócej niż przeciętny Polak, być wiecznie sfrustrowanym poziomem świadczonych usług, a przede wszystkim świadomością, że nasi pacjenci cierpią z tego powodu i nie potrafią się odnaleźć w obecnym systemie.
Mam nadzieję, że porozumienie, które skupia dziewięć ogólnopolskich związków zawodowych zawodów medycznych i szereg innych organizacji zrzeszających wszystkie zawody medyczne, odmieni ten zapowiadany, niekorzystny bieg zmian systemowych.