BLACK CYBER WEEK! Publikacje i multimedia nawet do 80% taniej i darmowa dostawa od 350 zł! Sprawdź >
Spędziłem też dwa miesiące jako visiting nephrologist w Kuwejcie. To był kontrakt mojego przyjaciela Zbyszka Gacionga, z którym znamy się od 1982 roku. Zbyszek nie mógł wykorzystać całego kontraktu, więc zaproponował mi, żebym go zastąpił. Pobyt tam był wspaniałym doświadczeniem i ogromną przyjemnością.
Ze Zbyszkiem znamy się od lat. Poznaliśmy się w Instytucie Transplantologii, gdzie zostałem oddelegowany na staż przez prof. Szewczyka. Nasza klinika ponownie zaczęła się zajmować przeszczepieniami nerek i profesor chciał kontynuować tradycję zapoczątkowaną przez prof. Brossa. Wysyłał więc swoich asystentów na staże. Ja trafiłem do prof. Orłowskiego, ale bezpośrednio zajmował się mną Zbigniew Gaciong. Dziś jesteśmy przyjaciółmi, nasze rodziny się spotykają. Często się odwiedzamy.
MT: W 1989 roku rozpoczął się nowy etap w pana karierze.
Z.H.: Profesorem zostałem w 1989 roku. Tak się złożyło, że wcześniej znałem prof. Wojciecha Witkiewicza, który rozważał rozwój transplantacji w szpitalu, którym kierował. Profesor przeszczepiał nerki, ale pacjentów po zabiegu wysyłał do Kliniki Nefrologii. Chciał mieć w naszym szpitalu oddział nefrologiczny, gdzie będą trafiać jego pacjenci. Wiedział, w jakiej sytuacji się znalazłem i zaproponował mi stworzenie oddziału nefrologicznego w tym szpitalu.
Wraz z profesorem Witkiewiczem tworzyliśmy ten oddział od podstaw. Trzeba było też utworzyć stację dializ, pełen serwis nefrologiczny. Musiałem rozwinąć również dializy otrzewnowe, zakładanie przetok, biopsje. Jako ordynator oddziału nefrologicznego, szef stacji dializ i oddziału dializ otrzewnowych musiałem też zatrudnić cały personel. Po kilku latach rektor Andrzejak wezwał mnie do siebie i zaproponował, żebym zasilił Wydział Nauk o Zdrowiu. Zgodziłem się. Zostałem profesorem zwyczajnym. Prowadzę wykłady z nefrologii i interny dla pielęgniarek i studentów tamtego wydziału. Nadal wykładam też dla studentów Wydziału Lekarskiego.
MT: Pana droga zawodowa nie należała do najłatwiejszych.
Z.H.: W codziennych zmaganiach pomaga mi wiara. Jestem wychowany na duszpasterstwie akademickim. Wiara jest silnie we mnie zakorzeniona. Przekładam ją na życie codzienne i wychowanie dzieci.