Medycyna rodzinna
Zasadność szczepień ochronnych
O tym, czy grozi nam epidemia chorób zakaźnych, czy kalendarz szczepień odpowiada potrzebom epidemiologicznym, z prof. dr. hab. med. Leszkiem Szenbornem, kierownikiem Kliniki Pediatrii i Chorób Infekcyjnych Wrocławskiego Uniwersytetu Medycznego, rozmawia Anna Hucko
MT: Zdarza się słyszeć głosy, także wśród lekarzy, że objawy infekcji u dzieci, z którymi rodzice zgłaszają się po pomoc, są mniej typowe niż dotychczas. Zauważył pan taką prawidłowość?
Prof. Leszek Szenborn: Już dawno, ale jestem zaskoczony, że lekarze również zwrócili na to uwagę. Nie wynika to ze zmian w przebiegu chorób ani pojawienia się nowych objawów klinicznych, lecz z tego, że rodzice przyprowadzają dzieci do lekarza dużo wcześniej, są bardziej wyczuleni na zmiany zachowania, pogorszenie samopoczucia lub inne oznaki choroby. Pacjenci są lepiej wyedukowani, a lekarze szybciej podejmują leczenie. Od kilkunastu lat, do tego roku akurat, nie zdarzyło się nam przyjąć pacjenta w ciężkim stanie, np. z powodu biegunki. Objawy kliniczne chorób nie mogły się zmienić. Nie pojawiły się też nowe, nietypowe choroby. Raczej wracają zakażenia wirusem odry, krztuśca i innych, zdawałoby się dawno opanowanych, chorób.
MT: Które wirusy atakują najczęściej i z największą siłą?
L.Sz.: Z pewnością jest to wirus grypy, czasami wręcz niedoceniany, jeśli chodzi o zjadliwość i ryzyko, jakie niesie z sobą zakażenie. Niedawno trafiła do nas 16-latka w złym stanie ogólnym, z zaburzeniami świadomości, najpierw podejrzewana o zażycie substancji psychoaktywnych, okazała się chora na grypę. Po podaniu leków przeciwwirusowych jej stan znacząco się poprawił. Wirus grypy jest groźny dla wszystkich, także osób w wieku 5-65 lat, których układ odpornościowy jest powszechnie uważany za dobrze funkcjonujący. Ponadto grypą zarazić się jest bardzo łatwo, także w szpitalu, ponieważ szczepienie nie jest popularne ani wśród personelu medycznego, ani wśród pacjentów. Problemem jest również przeświadczenie, że najgorsze konsekwencje grypy wiążą się z powikłaniami. Otóż grypa jest ciężką chorobą nawet bez powikłań.
MT: Czy na przestrzeni lat zauważył pan zmiany w układzie odporności swoich pacjentów?
L.Sz.: Jeśli rozważamy działanie układu odpornościowego jako tego, który musi się konfrontować z obecnością szkodliwych czynników zewnętrznych, chociażby smogu, innych zanieczyszczeń, problemem przetworzonej żywności, to na pewno jakieś zmiany zaszły. Ale w związku z postępem w kwestii higieny, w tym higieny żywności, znacząco spadła liczba zakażeń bakteryjnych przewodu pokarmowego. Co jakiś czas dociera do nas informacja o grupowych zachorowaniach na tzw. grypę jelitową. Wirusy, które ją wywołują, mają bardzo krótki okres wylęgania, objawy zakażenia pojawiają się już po kilku godzinach, co przypomina zbiorowe ostre zatrucie pokarmowe. Zakażeniom tego typu może sprzyjać także spożywanie wcześniej przygotowanej i przechowywanej w lodówkach żywności. Przygotowująca je osoba, fizycznie zdrowa, może wydalać wirusy przez pewien czas. I tu mamy paradoks – o ile dzięki zabiegom higienicznym wygraliśmy walkę z bakteriami, o tyle wirusy pozostają nieprzejednane – bardzo dobrze bowiem czują się w lodówkach, są w nich wręcz nieśmiertelne.