Rzecznik ostrzega

Dr Grzegorz Wrona, naczelny rzecznik odpowiedzialności zawodowej, uważa, że także sankcje karne dla „recydywistów” będą dotkliwsze: – Jeśli lekarz został już ukarany upomnieniem lub naganą, a mimo to nie zmienia swojej postawy, wyroki sądów lekarskich mogą być surowsze: kara pieniężna, zakaz pełnienia funkcji kierowniczych w jednostkach organizacyjnych ochrony zdrowia od roku do pięciu lat, ograniczenie zakresu czynności w wykonywaniu zawodu lekarza od sześciu miesięcy do dwóch lat, zawieszenie prawa wykonywania zawodu od roku do pięciu lat, pozbawienie prawa wykonywania zawodu.

Rzecznik Wrona przyznaje, że osoby, które zostały zniechęcone do szczepienia, w razie choroby i ciężkich powikłań takich jak neurologiczne, być może będą zainteresowane kierowaniem roszczeń i domaganiem się odszkodowań. – Widać wzrost liczby zachorowań na odrę niezaszczepionych dzieci. Nie chciałbym, aby pretensje były kierowane do samorządu lekarskiego – dodaje. – Ale nade wszystko występujemy w interesie dzieci, które w razie choroby są poszkodowane najbardziej.

Rzecznik Wrona podaje przykład włoskiego odpowiednika. Tamtejsza Izba ze swych szeregów usunęła lekarza, który publicznie głosił poglądy o szkodliwości szczepień, opublikował także książkę na ten temat. Ukarany lekarz twierdzi, że jest prześladowany za poglądy i odwołuje się. Obecnie rzecznik Wrona poprosił włoskich kolegów o szczegółowe informacje dotyczące tej sprawy.

Ekspert gani za opieszałość

Ale są i inne refleksje. Działania izby dr Paweł Grzesiowski uważa za spóźnione o kilka lat i nieskoordynowane. Jego zdaniem należało energicznie działać już w 2009 roku, gdy zostało zarejestrowane stowarzyszenie „STOP NOP”. Pokazywać skutki chorób, o których ludzie zapomnieli, edukować.

– Osobiście uważam, że działalność ruchów antyszczepionkowych jest wymierzona przeciwko zdrowiu i powinna być ścigana z urzędu. Izby powinny zdecydowanie wyciągać konsekwencje wobec lekarzy, którzy nie leczą zgodnie z aktualną wiedzą medyczną – dodaje.

Przypomina, że w 2007 roku z inicjatywy ministra zdrowia powstał Pediatryczny Zespół Ekspertów ds. Programu Szczepień Ochronnych. Mówił on o konieczności edukacji i aktywnego zwalczania ruchów szczepionkowych. – Ale kolejne ekipy bały się tematu. Dziś ruch urósł w siłę i ma swoich zwolenników w Sejmie. Ma ambicję wprowadzić zmiany w prawie przeciwko programowi szczepień – dodaje Grzesiowski.

Dobrze, że MZ zaczęło dostrzegać problem. Minister Konstanty Radziwiłł publicznie mówi o korzyściach szczepień, planuje się utworzenie funduszu wsparcia dla rodzin, których dzieci wymagają opieki z powodu niepożądanego odczynu poszczepiennego. Wcześniej ataki antyszczepionkowców były bagatelizowane, a temat niepożądanych odczynów uznawano za zbyt szczegółową wiedzę, która jest konieczna dla lekarzy, ale nie jest potrzebna rodzicom.

Antyszczepionkowcy wychodzą na ulicę

Potwierdzeniem siły przeciwników szczepień była głośna demonstracja, którą zorganizowali w stolicy 3 czerwca. W ramach międzynarodowego protestu przeciwko przymusowi szczepień demonstranci, zachęcani m.in. przez Wojciecha Cejrowskiego, zgromadzili się pod Ministerstwem Zdrowia, po czym przeszli ulicami Warszawy z hasłem „Jest ryzyko, musi być wybór”. Ruch zrzesza 22 grupy w całej Polsce i zebrał prawie 90 tys. podpisów pod petycjami do instytucji odpowiedzialnych za system szczepień.

Na antyszczepionkowych hasłach swoją popularność budują kolejni lekarze, w czym bardzo pomaga im internet. Dr Hubert Czerniak, lekarz chorób wewnętrznych z Łodzi, w koszulce z biało-czerwonym orłem na piersi wrzuca na YouTube swoje miniwykłady o niepotrzebnych szczepieniach, np. przeciwko wydumanym odmianom grypy. Dr Dorota Sienkiewicz, pediatra z Białegostoku, występuje na spotkaniach organizowanych przez przeciwników szczepień, dzieli się spostrzeżeniami na temat dużej liczby zaburzeń neurologicznych u dzieci po szczepieniach oraz podważa zasadność kalendarza szczepień.

Prezes traci cierpliwość

Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej, przyznaje z goryczą: – Dawniej nie reagowaliśmy tak ostro, bo to były nieliczne wystąpienia, wystarczyło upomnienie w gronie wewnętrznym. Teraz mamy epidemię odry, grypy, a przede wszystkim głupoty. Niewiedza wylewa się z wypowiedzi kolegów i przerażające jest to, że oni są z tego dumni – mówi. – Zachowanie tych lekarzy to ujma dla całego środowiska – dodaje.

Jak przypomina, obecnie choroby wróciły tylko dlatego, że wiedza, która powinna być przyswojona podczas studiów, gdzieś wyparowała. To sprawiło, że antyszczepionkowe hasła zaraziły także niektórych lekarzy.

– Racja, powinniśmy reagować wcześniej na braki w wiedzy lekarzy o szczepionkach, zamiast czekać na wybuch epidemii chorób i głupoty. Dlatego będziemy wzywać lekarzy i traktować brak tej wiedzy jako przewinienie zawodowe – mówi dr Hamankiewicz. Zauważa, że na uczelniach za mało uczy się o szczepieniach i powikłaniach, a naukę często ogranicza się do kalendarza szczepień.

Jego zdaniem w tej sytuacji powinny zareagować także inne instytucje – uczelnie medyczne powinny intensywniej nauczać o szczepieniach, NFZ rozwiązywać kontrakty z lekarzami POZ, którzy nie chcą szczepić dzieci, a inspektorzy sanitarni wnioskować, aby rodzice, którzy nie szczepią dzieci, ponosili konsekwencje prawne.

Z kolei Jan Bondar, rzecznik prasowy GIS, przyznaje, że coraz więcej lekarzy ma problem z przekonaniem rodziców, którzy pod wpływem antyszczepionkowych kampanii czują obawy. Trzeba nauczyć ich otwarcie i rzetelnie rozmawiać o szczepionkach.

Tymczasem we wrześniu Naczelna Izba Lekarska planuje kolejną akcję „Lekarze dają przykład”. Lekarze publicznie będą się szczepić przeciwko grypie i w ten sposób zachęcać innych. Tylko tyle i aż tyle.

Do góry