Kontrowersje

Kiedy chirurg powinien powiedzieć sobie: stop

Elżbieta Borek

Czy można określić, do jakiego biologicznego wieku chirurg może stawać przy stole operacyjnym bez obawy, że z przyczyn fizjologicznych zaszkodzi pacjentowi? I kto ma to oceniać?

W Krakowie rozgorzała dyskusja. Wywołała ją decyzja dyrektor Krakowskiego Szpitala Specjalistycznego im. Jana Pawła II, która prof. dr. hab. med. Jerzemu Sadowskiemu, znanemu i uznanemu lekarzowi, długoletniemu kierownikowi kardiochirurgii, po latach efektywnej pracy zaproponowała nowy kontrakt z pensją 800 zł, bez możliwości operowania pacjentów. Chirurg poczuł się upokorzony takim potraktowaniem. Formalnym powodem decyzji był, jak tłumaczyła dyrektor Anna Prokop-Staszecka, wiek lekarza: 73 lata.

Panu już dziękujemy

Zgodnie z prawem zawód lekarza nie ma limitu wieku, prawo jego wykonywania jest bezterminowe i to sami lekarze powinni podjąć odpowiedzialną decyzję o rezygnacji. Czasem jednak nie potrafią, tymczasem ograniczenia związane z wiekiem istnieją, niezależnie od wyglądu i samopoczucia.

– Jestem odpowiedzialnym lekarzem i nigdy nie położyłbym na szali zaufania, jakim obdarzył mnie pacjent, oddając w moje ręce swoje życie. Doświadczenie pozwala mi kalkulować takie przeprowadzenie zabiegu, by wybrać opcję najlepszą dla pacjenta – mówi prof. Jerzy Sadowski. – Znam swoje ograniczenia. Na przykład, choć mógłbym dalej przeprowadzać zabiegi z zakresu chirurgii wieńcowej, nie robię tego. To małe naczynia, wymagają cierpliwości. Koledzy są w tym lepsi. Z kolei w operacjach zastawkowych czuję się jak ryba w wodzie, robię je dobrze i szybko. Nie jestem przeciwny obiektywnej walidacji możliwości psychofizycznych lekarzy, w tym moich – dodaje.

Pytanie, kto miałby tej oceny dokonywać? Bo przecież nie sam zainteresowany. Subiektywna ocena samopoczucia i sprawności nie zawsze jest równoznaczna z oceną obiektywną. I choć to prawda, że dzisiaj wiek biologiczny coraz częściej odbiega od metrykalnego, to jednak fizjologia jest nieubłagana. Procesy starzenia zachodzą w każdym organizmie, czasem są jedynie mniej widoczne.

Sam zainteresowany proponuje, żeby – póki nie będzie lepszego systemu – oceny merytorycznej pracy chirurga dokonywał zespół innych lekarzy. Może to być np. rada szpitala złożona z ordynatorów. Na pewno nie powinien tego robić jednoosobowo dyrektor, który na dodatek nie ma nic wspólnego z chirurgią.

Opinie innych lekarzy

Prof. dr hab. med. Janusz Skalski, kierownik Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie, mówi: – Osobiście jestem za tym, aby chirurg wykształcił uczniów, następców i wycofał się z zabiegowej działalności medycznej wraz z dniem odejścia na emeryturę, czyli w wieku 70 lat w przypadku profesorów. Obawiam się, że gdyby doszło do powikłania po mojej operacji, przeprowadzonej w emerytalnym wieku, nie byłbym w stanie obronić się przed zarzutem, że moja sprawność (niesprawność starszego człowieka) zadecydowała o niepowodzeniu. Byłoby to dla mnie straszne przeżycie, nikomu tego nie życzę. Chyba by mnie to dobiło.

Prof. Skalski podkreśla, że jego zastrzeżenia dotyczą publicznej ochrony zdrowia. Żaden szpital na świecie nie chce przecież płacić odszkodowań, a statystyki są bezwzględne.

– Nie znaczy to, że chirurdzy nie mogą pracować nadal w szpitalu prywatnym. Prywatna działalność rządzi się odrębnymi prawami i tam pacjent może sobie operatora wybrać, świadomie decyduje się na np. starszego lekarza. O tym też decyduje zarządca firmy prywatnej lub właściciel niepublicznego szpitala. Nie wiem, jak to jest w przypadku np. pilotów samolotów pasażerskich, kierowców autobusów, operatorów dźwigów, sztygarów w kopalni. Sądzę, że istnieje ścisłe przestrzeganie określonej dla tych zawodów granicy wiekowej. Tych zasad oczywiście nie można przenosić automatycznie na medycynę i chirurgię, ale coś w tym jest. W przypadku chirurgów wyjątki, jak sądzę, mogą być dopuszczalne. Ale kto ma oceniać, kto jest wyjątkiem? Może komisja? Wiemy, bo to powszechnie dostępna wiedza, jak długo pracowali najgenialniejsi kardiochirurdzy w dziejach amerykańskiej i światowej medycyny (prof. Michael DeBakey, prof. Denton Cooley). Nie mam pojęcia, co mogłoby decydować o takich wyjątkach na naszym krajowym polu. Być może prof. Sadowski, świetny chirurg, mógłby być przykładem takiego wyjątku. Ja deklaruję, że przechodząc na emeryturę w wieku 70 lat (daj Boże, abym dożył w formie), nie podejmę się żadnej operacji w publicznej ochronie zdrowia. Tak postąpił np. prof. Dziatkowiak i jego decyzję należy przyjąć z podziwem i szacunkiem.

Przywołany prof. dr hab. med. Antoni Dziatkowiak, poprzednik prof. Sadowskiego, w swojej książce „Serce i skalpel” także poruszył problem wieku chirurga: „Jestem przekonany, że nadal po ukończeniu 70 lat życia mógłbym z powodzeniem operować. Nie czynię tego jednak, ponieważ zdaję sobie sprawę, że w kardiochirurgii pięcioprocentowe ryzyko operacyjne rozkłada się proporcjonalnie do liczby wykonywanych zabiegów”.

Prof. Dziatkowiak przeszedł na emeryturę w 2001 roku. Jeszcze przez dwa lata miał w szpitalu swój gabinet, w którym bywał jako nestor i doradca, ale nie operował. „Ustępujący trzyma się kurczowo stanowiska, a następujący wszelkimi sposobami wypycha poprzednika. (...) Nic dobrego dla obydwu i dla instytucji z tego wyjść nie może” – komentował w książce.

Według danych Naczelnej Izby Lekarskiej w Polsce pracuje 13 147 lekarzy (nie licząc dentystów), którzy ukończyli 71. r.ż. To blisko 10 proc. wszystkich lekarzy czynnych zawodowo.

Taka sytuacja, w której dotychczasowy emerytowany szef stara się nadal stawać przy stole operacyjnym, jest dla wszystkich wysoce niezręczna. Jak się zachować, gdy polecenia wydaje wczorajszy podwładny?

Lekarz neurochirurg, pragnący zachować anonimowość, przypomina, że osoba zastępująca odchodzącego na emeryturę chirurga zaczyna tworzyć nowy zespół, w czym obecność poprzednika bardzo przeszkadza. Cała sytuacja, w której dotychczasowy szef staje się kolegą, także jest dla zespołu niejednoznaczna. Bo kto ma podejmować decyzje? Owszem, należy korzystać z doświadczenia i umiejętności poprzedników, ale nic na siłę. Takie jest następstwo dziejowe, że jedni odchodzą, inni przychodzą.

Zdaniem neurochirurga ważna jest też kwestia odpowiedzialności prawnej. Jeśli będzie niepowodzenie, na kogo spada odpowiedzialność: na szpital czy osobiście na lekarza, który prawnie jest na emeryturze?

„Czas zacząć poważną dyskusję na temat, czy podeszły wiek operatorów zwiększa ryzyko odpowiedzialności podmiotów leczniczych za powikłania po zabiegach z ich udziałem. Jeśli to ryzyko jest rzeczywiście wyższe, a wszystko na to wskazuje, taka polityka zatrudnienia (…) byłaby błędem organizacyjnym.  I oczywiście argumentem do wykorzystania przez poszkodowanego pacjenta, w razie sporu ze szpitalem” – napisała na swojej stronie bledylekarza.pl mec. Jolanta Budzowska. – Obecnie nie ma jakiegokolwiek systemu regulującego tę kwestię – mówi dr hab. med. Krzysztof Tomaszewski, ortopeda, adiunkt Katedry i Zakładu Anatomii Wydziału Lekarskiego UJ CM w Krakowie. – W moim odczuciu powinna być odgórna granica wieku, powyżej której umiejętności (a raczej możliwości fizyczne – wytrzymałość, stabilność ręki itp.) osób, które ją przekroczyły, powinny być weryfikowane. I tu pojawia się problem – przez kogo? Musiałyby zostać ustalone komisje weryfikacyjne, które preferencyjnie weryfikowałyby umiejętności lekarzy nie ze swojego regionu. Takie komisje powinny się składać z praktyków obecnie operujących – tylko, niefortunnie, jedyną możliwością weryfikacji umiejętności byłoby asystowanie osobie ocenianej do zabiegu. Druga opcja to weryfikacja na podstawie procenta powikłań w wykonywanych procedurach – ale to zadziałałoby tylko, jeśli powikłania raportowane byłyby w sposób rzetelny.

Prof. Sadowski także skłania się do wniosku, by prowadzić statystyki powikłań pooperacyjnych w każdej grupie wiekowej lekarzy. Może się okazać, że najważniejszym faktorem powikłań jest nie podeszły wiek, a przeciwnie – młodość i brak doświadczenia.

– Starzenie się ma swoje wady, ale młodość wielokrotnie prowadzi chirurga na manowce. Nie da się przecenić pomocy doświadczonego chirurga, a nauka odbywa się wyłącznie przy stole operacyjnym mówi profesor.

Do góry