Zarządzanie

Asystent lekarza – wystarczy bystra osoba

O straconym czasie i pieniądzach z prof. dr. hab. med. Mieczysławem Komarnickim, kierownikiem Katedry i Kliniki Hematologii i Transplantacji Szpiku Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, rozmawia Monika Stelmach

MT: Ministerstwo Zdrowia chce wprowadzić sekretarki medyczne lub asystentów ds. administracyjnych do każdego szpitala.


Prof. Mieczysław Komarnicki:
„Asystent lekarza” moim zdaniem byłby najtrafniejszym określeniem. Sekretarka lub asystent ds. administracyjnych kojarzą się z pracą biurową, a obowiązki zawodowe asystenta lekarza wykraczają poza wypełnianie dokumentów. Ten termin funkcjonuje w USA, gdzie jest to bardzo ważna funkcja. Poza dokumentacją asystent zajmuje się też organizacją i logistyką.

Ze zgrozą patrzę, jak w Polsce trwoni się czas lekarzy na działania biurowe i myślę, że nie jestem w tym odosobniony. Lekarz spędza wiele godzin przy komputerze lub telefonie, bo należy pacjenta np. umówić na dodatkowe konsultacje, ustalić termin badania lub znaleźć mu miejsce na innym oddziale. Odciążenie lekarzy od pracy biurokratycznej to dobry i pożądany kierunek. Od lat powtarzam, że nie powinni brać pióra do ręki. Nie możemy pozwolić sobie na takie marnotrawienie czasu specjalistów, bo po pierwsze, nie stać nas na to, a po drugie, brakuje lekarzy.


MT: Policzył pan, jak dużo czasu tracą.


M.K.:
Policzyłem przy okazji dyskusji z szefem NFZ na temat ankiet wypełnianych przy tzw. programach lekowych, których fundusz wymaga przy leczeniu chorych np. na przewlekłą białaczkę szpikową. Wypełnienie takiej ankiety zabiera około pół godziny trzy-cztery razy w roku dla jednego chorego. Jeśli przemnoży się to przez liczbę pacjentów, okazuje się, że lekarz musiałby poświęcić na to dwa miesiące w roku. W tym czasie nie zajmuje się pacjentami, ale papierami. A teraz weźmy liczbę ankiet w skali kraju tylko dla tej jednej procedury. Wyraziłem się wtedy górnolotnie, że lekarz specjalista to dobro narodowe, którego czas jest zbyt cenny, żeby było w ten sposób marnowane.

Do góry