M.G.:
Odpowiedź na to pytanie jest bardzo złożona. Możemy na to spojrzeć od strony systemu ekonomicznego – kapitalizm bez regulacji, w którym głównym motywem jest zysk i akumulacja kapitału, sprawia, że jedna grupa bogaci się bez umiaru, ale tracą pracownicy. Część zadań eksportuje się tam, gdzie praca jest tańsza, więc pojawia się bezrobocie, obniża się standardy pracy i płace. Dochodzi do ograniczenia wydatków na usługi publiczne, które są miejscami pracy klasy średniej, np. nauczycieli czy pielęgniarek.

Na kwestię braku realizacji utopii można spojrzeć od strony kulturowej. Pod podszewką opowieści o klasie średniej kryje się niezauważanie klasy ludowej. Założenie, że wszyscy będą chcieli przynależeć do klasy średniej jest błędne. Nie wszyscy mogą wykonywać pracę umysłową. Przyjrzyjmy się serialom: jest to społeczeństwo, które ma miłą pracę w biurach, gdzie nie robią się odciski. Udajemy, że nie ma hydraulików, budowlańców i rolników. Te grupy zawodowe nie istnieją w sferze kultury.

Dotyczy to też etyki. Nie wykorzystujemy odruchów etycznych charakterystycznych dla klasy ludowej, np. troski, poczucia równości w sensie równego dostępu do opieki zdrowotnej czy edukacji. Wreszcie to jest pewien rodzaj tolerancji wyrażającej się w przekonaniu: żyj i daj żyć innym. Podczas badań na Mazurach okazało się, że rolnicy i robotnicy to niekoniecznie obrońcy polskiej tradycji, Kościoła i diety ze schabowym jako symbolem polskości. W rozmowie o wegetarianizmie jedna z rolniczek stwierdziła: Może ja też przestałabym jeść mięso, to byłabym chudsza, jak ktoś nie chce jeść mięsa, to niech nie je.

Moglibyśmy skorzystać z zasobów kulturowych i etycznych klasy ludowej, gdybyśmy zaczęli traktować ją poważnie.

Do góry