MT: Dlaczego nawet w środowisku lekarskim psychiatria jest stygmatyzowana?


A.A.:
Myślę, że bierze się to z postaw i stereotypów społecznych, przecież lekarze nie są wyłączeni ze społeczeństwa. Na piątym roku stwierdziłem, że zajmę się psychiatrią, ponieważ jako specjalizacja na styku medycyny i nauk humanistycznych rozwinie mnie bardziej niż chirurgia, na którą zdecydowałem się początkowo. Moja mama podczas wizyty u kardiologa usłyszała: szkoda pani syna na psychiatrę. Wciąż można się spotkać ze stwierdzeniem, że ten kierunek wybierają osoby, które mają jakieś nierozwiązane problemy z samymi sobą. Ponad 30 lat jestem lekarzem, więc wiele się nasłuchałem.


MT: W Polsce nie doceniamy znaczenia psychiatrii?


A.A.:
Nie doceniamy, i to z fatalnym skutkiem. Dane Komendy Głównej Policji wskazują, że śmiercią samobójczą co roku ginie ponad 6,2 tys. osób, a na drogach w tym samym czasie około 3 tys. osób. Niewspółmiernie więcej mówi się o wypadkach komunikacyjnych i bezpieczeństwie dróg niż psychicznej kondycji społeczeństwa.

Psychiatria jest dziś najbardziej niedofinansowaną dziedziną medycyny. W klinice, którą prowadzę, codziennie średnio trzy osoby natychmiast powinny zostać przyjęte do szpitala, ale nie ma dla nich miejsc. Nie tak dawno pacjent w ostrej psychozie został przewieziony z Bydgoszczy do oddalonego o ponad 150 km Starogardu Gdańskiego, bo bliżej nie znalazło się ani jedno wolne łóżko. Szpitale starają się wypchnąć oddziały psychiatryczne, ponieważ jest tak małe finansowanie, że nawet te najlepiej prowadzone przynoszą straty. Skandaliczną rzeczą jest uposażenie psychologów, którzy w szpitalu zarabiają jedną czwartą tego co lekarz. W nowoczesnym podejściu nie da się oddzielić tych dwóch specjalności. Musimy zacząć o tym rozmawiać i szukać rozwiązań problemów.


MT: Co musiałaby się zmienić, żeby osoby z chorobami psychicznymi, ale też i psychiatrzy, nie doświadczali stygmatyzacji?


A.A.:
I tak już wiele się zmieniło. Dzięki kampaniom społecznym udało się oswoić depresję. Dziś osoby z pierwszych stron gazet mówią o tym bez wstydu, coraz częściej też o chorobie afektywnej dwubiegunowej. To spowodowało większą tolerancję dla leczenia psychiatrycznego. Ale ze schizofrenią nie poszło już tak łatwo. Edukacja społeczeństwa jest niezwykle ważnym elementem destygamtyzcji.

Stygmatyzację zmniejszyły też nowoczesne leki, które już nie powodują tak dużych objawów ubocznych, np. sztywności ciała. Dziś, jeśli pacjent jest dobrze zdiagnozowany i ma dostęp do nowoczesnej terapii, nie sposób zauważyć jego choroby. Problemem jest dostępność nowoczesnych terapii. Żeby psychiatria wyszła z zapaści, powinna być przede wszystkim dofinansowana.

Do góry