Kontrowersje

Podpisując umowę, nie oddajemy pracodawcy swojego zdrowia

O trudnej sytuacji finansowej Instytutu Medycyny Pracy i Zdrowia Środowiskowego w Sosnowcu z jej długoletnim pracownikiem prof. dr. hab. med. Janem Grzesikiem rozmawia Wojciech Skowroński

Instytut Medycyny Pracy i Zdrowia Środowiskowego w Sosnowcu od dłuższego czasu był w dramatycznej sytuacji finansowej. Dzisiaj jest rozbity po reorganizacji i w oczekiwaniu na likwidację.

Oddaliśmy głos osobom, które prezentują różne spojrzenia na aktualną sytuację, mizerne perspektywy, a co najważniejsze – przyczyny kryzysu. Wypowiada się prof. Jan Grzesik, który w instytucie przepracował wiele dekad, i Halina Stankiewicz, pełniąca obowiązki dyrektora.

MT: Przepracował pan w instytucie ponad 60 lat. Wyobrażam sobie, jaki żal panu towarzyszy na wieść o upadku tego ośrodka.


Prof. Jan Grzesik:
To prawda. Bezpośrednią winę za ten stan ponosi Ministerstwo Zdrowia, które w ciągu minionych 12 lat przekazywało instytut niekompetentnym dyrektorom. Nie mieli oni pojęcia o medycynie pracy czy zdrowiu środowiskowym. Nie mieli naukowego dorobku w zakresie statutowych zadań instytutu, niezbędnej wiedzy o funkcjonowaniu naukowego instytutu oraz doświadczenia w zakresie zarządzania taką jednostką. A szkoda, bo w każdym cywilizowanym kraju instytuty medycyny pracy mają kompetentnych zarządców, którzy skutecznie rozwijają tę dziedzinę.


MT: Pana zdaniem do upadku instytutu przyczynili się niekompetentni dyrektorzy. Ktoś jeszcze?


J.G.:
Zgodnie z prawem, instytutami zarządzają jednoosobowo dyrektorzy, którzy do pomocy mają rady naukowe. Niestety, dyrektorzy sosnowieckiego instytutu sukcesywnie pozbywali się ze składu rady naukowej osób kompetentnych, zastępując je osobami ze specjalizacjami, które nie miały nic wspólnego z medycyną pracy.


MT: Czyli pierwotna rada naukowa stała się niewygodna.


J.G.:
Tak. Ci poprzedni podpowiadali, doradzali, ale zadawali też dociekliwe pytania i mieli krytyczne uwagi. I dlatego stali się niewygodni. Choć byli naukowcami z dużą wiedzą o medycynie pracy i zdrowiu środowiskowym, podziękowano im – na co Ministerstwo Zdrowia się zgadzało. Zostali zastąpieni osobami, które nie miały wiedzy ani o profilaktyce chorób zawodowych, ani o czynnikach środowiskowych zagrażających ludzkiemu zdrowiu.

Do góry