W powiększeniu
Epidemia na Śląsku: Rozważni i wściekli
Wojciech Skowroński
Konsultacja medyczna: dr hab. med. Jerzy Jaroszewicz
Spojrzenie od wewnątrz pokazuje, że Śląsk przez dłuższy czas przypominał oblężoną twierdzę. Napastnikiem był koronawirus, a za murami kłębiły się emocje górników. W tej historii niezwykle ważna jest determinacja lekarzy i ich poznawanie krok po kroku COVID-19.
W środowisku górników koronawirus wywoływał skrajne emocje. Można odnieść wrażenie, że w początkowej fazie pandemii nie zrobił na nich większego wrażenia. Sytuacja zmieniła się, gdy w kopalniach zwiększała się liczba zakażonych.
– Zajmowałam się organizowaniem przyjazdu do Rybnika wymazobusów i muszę przyznać, że w przychodni dochodziło do dramatycznych zdarzeń. Przychodziły żony górników i krzycząc, domagały się odwołania badań, ponieważ, jak twierdziły, ich mężowie są zdrowi – opisuje Teresa Hajduk, pielęgniarka, recepcjonistka w jednej z rybnickich przychodni zdrowia. – Pamiętam dzień, kiedy z dzieckiem na ręku weszła do przychodni młoda kobieta i zapytała mnie: „Kto pani za to płaci? Zdrowych ludzi chcecie w szpitalach zamykać, żeby później zamknąć kopalnie?” – dodaje Teresa Hajduk.
Podobne sceny rozgrywały się na górniczych osiedlach. I trudno się dziwić.
– Jak zdrowemu mężczyźnie mam wytłumaczyć, że jest zakażony, chociaż nie ma objawów? Moje koleżanki niejednokrotnie padały ofiarami wyzwisk, a nawet drwin. Z drugiej strony trudno się dziwić. Dla zdecydowanej większości tych rodzin, często wielodzietnych, kopalnia to jedyne źródło dochodu – mówi Teresa Hajduk.
– Trzeba pamiętać, że ta choroba ma pewną dynamikę. Najpierw jest to okres wylegania, trwający 7-10 dni, później czas chorobowy, który trwa 14-30 dni, i niestety często długi okres rekonwalescencji, a to ze względu na osłabienie organizmu – opisują specjaliści.
Nauka na żywym organizmie
Podobnie jak w większości dużych regionów Polski, także na Śląsku pierwsze przypadki chorych na COVID-19 zdiagnozowano w połowie marca.
– Pierwsze przypadki pacjentów zakażonych koronawirusem w środowisku medycznym wywoływały duży stres. Dotyczyło to zarówno lekarzy, jak i pielęgniarek oraz zespołów ratownictwa – wspomina dr hab. med. Jerzy Jaroszewicz, ordynator Oddziału Obserwacyjno-Zakaźnego i Hepatologii Szpitala Specjalistycznego nr 1 w Bytomiu.
Doświadczenie było nowe i groźne.
Początkowo metody leczenia można było opierać jedynie na doniesieniach chińskich, a dokładnie na raportach pochodzących z Wuhanu. Dopiero później zaczęły pojawiać się informacje z Włoch, Niemiec i USA. Z chińskich raportów polscy lekarze starali s...
– Początkowo leczenie odbywało się jedynie objawowo, czyli przeciwkaszlowo, przeciwgorączkowo, a w razie konieczności stosowano antybiotykoterapię lub nawodnienie – wspomina Jerzy Jaroszewicz. W jego ocenie najnowsze próby leczenia opierają się je...