Wywiad pod pretekstem
W przypadku medycyny konsekwencje złych systemów mogą być tragiczne
O próbach zastąpienia w ochronie zdrowia profesjonalnych norm kategoriami menedżerskimi i o konsekwencjach tych prób z prof. dr hab. Moniką Kosterą, ekonomistką, teoretyczką organizacji, wykładowczynią w Instytucie Kultury Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz na Uniwersytecie Södertörn w Szwecji, rozmawia Jerzy Dziekoński
MT: Politycy bardzo chętnie brali udział w #hot16challenge (zgodnie z zasadami akcji każdy artysta w ciągu 72 godzin od otrzymania nominacji musi nagrać 16-wersową zwrotkę i nominować do tego samego zadania kolejnych wykonawców – przyp. red.), ale w rozwiązywanie problemów ochrony zdrowia angażują się raczej na pół gwizdka. Dlaczego rządy niechętnie wydają pieniądze na zdrowie współobywateli? Ma pani jakiś pomysł?
Prof. Monika Kostera: Nie zajmuję się psychologią ani polityką, tylko teorią organizacji zarządzania. I z tego punktu widzenia nasuwa się najprostsza możliwa odpowiedź: skoro jest to problem tak powszechny, to u jego podłoża leżą przeszkody systemowe. Nawet jeśli politycy rzeczywiście chcieliby wspierać ochronę zdrowia, to prawdopodobnie nie mogą. Jest coś, czego w systemie brakuje, jakiegoś istotnego elementu pozwalającego na skuteczne wspieranie pozytywnych zmian. Ten brak sprawia, że ochrona zdrowia nie działa jak należy.
MT: Wolny rynek a ochrona zdrowia – rozwój czy degradacja?
M.K.: Niezależnie od tego, jakie są moje przekonania na ten temat, pytanie to sprowadza ocenę bardzo złożonego problemu do wycinkowego hasła. Wolny rynek był czymś zupełnie innym 100-150 lat temu, niż jest dzisiaj. Zacznijmy od tego, że rynek nie jest wolny. Rynek zdominowały oligopole i monopole. I jest to bardzo silnie wykrystalizowane. Jak oceniają ekonomiści i teoretycy zarządzania, takiej sytuacji nigdy w historii nie mieliśmy. Jest bezprecedensowa. Mówienie o wolnym rynku nie oddaje rzeczywistości. Istnieje wiele powodów, dla których dzisiejszą sytuację nazywa się wolnym rynkiem. Nie będę przedstawiać swoich krytycznych perspektyw, tylko czysto interpretacyjnie powiem, że to język, który, mimo że nie opisuje rzeczywistości, wciąż łączy wiele różnych opcji politycznych i środowisk. Prawdopodobnie istnieje jakaś wiara, że rynek stanowi rozwiązanie, ponieważ społeczeństwa z różnych powodów straciły wiarę we wszystko inne. Pęd do koncentracji i centralizacji był tak silny, że straciliśmy inne sprawy z pola widzenia. Anglosasi mają na to doskonałe określenie: tunnel vision. Nie jesteśmy dzisiaj w stanie używać innego języka, nie jesteśmy w stanie mieć innych ideałów i innych marzeń na temat przyszłości. Radzimy sobie z tym, co mamy. Pozostaje nam wiara w wolny rynek. Podkreślam, że to mój osobisty, prywatny komentarz: jest to myślenie magiczne, życzeniowe.