ŚWIĄTECZNA DARMOWA DOSTAWA od 20 grudnia do 8 stycznia! Zamówienia złożone w tym okresie wyślemy od 2 stycznia 2025. Sprawdź >
Ostry dyżur
Hejterów prowokuje moda na hejt
O odporności i reakcjach mniej lub bardziej potrzebnych z prof. dr hab. Jadwigą Stawnicką z Katedry Bezpieczeństwa Powszechnego AWF im. J. Kukuczki w Katowicach, jedyną w Polsce biegłą sądową zajmującą się mową nienawiści i internetowym hejtem, rozmawia Wojciech Skowroński
MT: Czy pani zdaniem lekarze są odporni na krytykę w internecie?
Prof. Jadwiga Stawnicka: Na krytykę trzeba być odpornym. To oczywiste. Jest jednak granica pomiędzy dopuszczalną krytyką a znieważaniem czy agresją werbalną, która pojawia się w internecie. Powinniśmy sobie zdawać z tego sprawę. Sądzę, że takie pytanie można zadać w inny sposób, bardziej ogólny, np. czy my wszyscy jesteśmy odporni na krytykę w internecie. Odpowiedź charakteryzowałaby się dwubiegunowością: jesteśmy odporni – nie jesteśmy. Ta odporność lub jej brak są związane z subiektywnym odczuciem odbiorcy. Na krytykę reagujemy przecież w różny sposób. Są odbiorcy, którzy uważają się za ludzi nieomylnych, zawsze działających zgodnie ze swoimi zamierzeniami i w tej sytuacji nie dopuszczają do siebie żadnej krytyki. Inni natomiast przyjmują krytykę z pochyloną głową i widzą w niej możliwość własnego rozwoju lub unikania popełnienia błędów w przyszłości. Sama do takich ludzi należę.
MT: Tak więc odporność na krytykę wiąże się z subiektywnymi odczuciami osoby krytykowanej?
J.S.: Tak. Dla jednego będzie to krytyka konstruktywna, ale ktoś inny odbierze ją jako deprecjonowanie lub podważanie autorytetu. Pytanie należałoby także zadać w taki sposób: czy lekarze są odporni na krytykę w internecie oraz czy powinni być odporni. W dobie hejtu, a nawet powiedziałabym mody na hejt, każdy musi być odporny na krytykę w sieci. Jesteśmy świadomi (lekarze również), że nasze działania są oceniane i – co najważniejsze – publicznie komentowane, bo internet jest niewątpliwie miejscem publicznym. Trzeba także odróżnić prawo do konstruktywnej krytyki od bezpodstawnego obrażania. Prawo do krytyki napotyka na ograniczenia zakreślone między innymi przez ochronę dobrego imienia innych osób, która jest składową konstytucyjnej zasady ochrony godności człowieka. Krytyka jednak nie powinna być napastliwa ani wynikać z osobistych animozji. Prawo do krytykowania nie może się wyrażać poprzez stosowanie zwrotów rażąco obraźliwych i znieważających, a tak niestety zdarza się bardzo często. Jestem biegłą sądową z dziedziny lingwistyki kryminalistycznej (językoznawstwa kryminalistycznego) i wielokrotnie analizuję wpisy w internecie, odpowiadając na pytanie, czy forma i charakter wypowiedzi dotyczących Jana Kowalskiego zamieszczonych przez ustaloną osobę w dniu X miały charakter obraźliwy i uwłaczający jego godności, a jeżeli tak, to czy mogły poniżyć go w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego do wykonywania zawodu.
MT: Proszę opowiedzieć o prowadzonych badaniach z lingwistyki kryminalistycznej. Czego dokładnie dotyczą? Prosiłbym też o przykłady.
J.S.: Jestem jedyną w Polsce biegłą z lingwistyki kryminalistycznej. Jest to dziedzina pomocnicza wymiaru sprawiedliwości. W sprawach o groźbę karalną lingwista ustala intencje autora anonimów, jeśli jest materiał porównawczy jego autorstwa, analizuje kwestie mobbingu, interpretuje treści wypowiedzi, aby ustalić, jakie intencje miał nadawca, wypowiadając (publikując) dany komunikat, czyli „co autor miał na myśli”. Ale wracając do hejtu. Na podstawie wpisów można stworzyć portret nadawcy, wykorzystując jego cechy językowe, którymi się posługuje. Prowadzę obecnie pracę magisterską, której autorka będzie tworzyła portret psychologiczny hejtera na podstawie wpisów na forach internetowych.
Poza tym, mając materiał porównawczy danej osoby, można stwierdzić z większym lub mniejszym prawdopodobieństwem, iż autorem anonimu jest ta, a nie inna osoba. Miałam kiedyś sprawę, w której chodziło o ustalenie, kto groził jednemu z celebrytów śmiercią takimi wpisami: „Zabiję Cie, Ty cwelu”, „Kiedy tylko wieczorem pojawisz się na swoim osiedlu, zginiesz marnie”, „Obserwuję Cię, głupi ćwoku”, „Twój czas się kończy” (pisownia oryginalna). Były trzy osoby podejrzane o autorstwo. Na podstawie cech językowych wytypowałam jedną z nich jako sprawcę.
W dobie rozwoju internetu człowiek zalogowany w sieci sądzi, że jest anonimowy, czuje się bezkarnie na forach internetowych i obraża, dyskredytuje, znieważa, także lekarzy. Jeśli istnieje jednak materiał porównawczy, którego autorem jest np. Jan Kowalski, to mogę stwierdzić, a często czynię to w sposób kategoryczny, że to właśnie on dokonywał takich wpisów: „nad twoja głowa gromadzą się chmury, ty bezczelny prostaku, konowale pieprzniety, niezrównowazony debilu, mam cie – twoja ostatnia godzina” (pisownia oryginalna). Istnieje co prawda pogląd, że hejt jest miarą sukcesu, bo od hejterów dostajemy darmową reklamę. Nie każdy chce jednak takiej darmowej reklamy.
A smutne jest to, że Polacy pilnie śledzą portale porównujące lekarzy, czasem pełne deprecjonujących i znieważających wpisów. Wyrabiają sobie opinię o lekarzu, zapominając, że piszą to ludzie, którzy charakteryzują się brakiem odpowiedzialności za swoje słowa, mogące zranić niewinną osobę.
MT: Rzadko zdarza się, by lekarz na stronie swojego gabinetu odpowiadał na hejt. Czy niewdawanie się w dyskusję jest dobrym sposobem? Niekiedy trudno nie reagować, np. gdy czytamy na swój temat: „To konował, gdzie on się uczył?” albo „Patrzył mi na ręce, gdy wyciągałam długopis z torebki, pewnie myślał, że wyciągnę kopertę”.
J.S.: Czy należy podejmować walkę w obronie swojego dobrego imienia? Niewątpliwie tak, ale poprzez drogę sądową. Jednak jeśli autor lub autorzy wpisów są anonimowi, to nie ma takiej możliwości, bo trudno ich zlokalizować. W tym przypadku niewdawanie się w dyskusję jest, moim zdaniem, najlepszym sposobem. Wpis lub wpisy istnieją i inni użytkownicy je widzą, ale przecież sami mogą się przekonać, jakim profesjonalistą jest dany lekarz. Wśród wpisów o charakterze hejtu pojawiają się różnorodne wypowiedzi. Są to tzw. generalizacje: „ten lekarz to konował”, „żadnemu pacjentowi nie pomógł”, „ty człowieku tylko płać, a efektów żadnych”. Wyrażanie agresji werbalnej na takim poziomie ogólności znaczy niewiele albo nic. Tym bardziej nie należy wdawać się w dyskusję. To nie jest rozmowa merytoryczna.
MT: Czy korzystając z pani doświadczenia i wiedzy, można dokonać podziału na grupy lekarzy, którym obrywa się najbardziej? Co prowokuje hejterów – wiek, konkretne specjalizacje, podejście do pacjentów, a może opinie innych?
J.S.: Hejterów prowokuje wszędobylska moda na hejt. Z wymienionych czynników na pierwszym miejscu stawiam „opinie innych”. Jeśli już pojawiają się opinie negatywne, to tym bardziej prowokują innych do takich samych opinii.
MT: Czy zna pani przypadki, kiedy nieuzasadnione, bardzo subiektywne albo kłamliwe opinie zrujnowały dorobek lekarza albo znacząco wpłynęły na jego psychikę?
J.S.: Takich przypadków osobiście nie znam, ale niewątpliwie negatywne opinie mogą wpłynąć ujemnie na psychikę lekarza. Wiem to niejako na własnym przykładzie. Ponieważ jestem biegłą sądową, sama doświadczyłam tak agresywnego hejtu, że zrujnował moje dobre imię, a był kłamliwy i celowo ukierunkowany na moją osobę. Wydawałam opinię w kwestii dotyczącej antysemityzmu. Środowiska, które wyrażały inną opinię niż ja na temat konkretnego tekstu (tj. opinie, iż w tekście brak treści antysemickich), w sposób nieuzasadniony zamieściły w internecie przebieg całej rozprawy sądowej, a pod tym fragmentem były tak niszczące opinie, że chciałam zrezygnować z funkcji biegłego, a nawet bałam się wychodzić z domu. To tak, jak gdyby ktoś zamieścił przebieg zabiegu operacyjnego i internauci mogli to komentować. Były wpisy podważające moje kompetencje, były wpisy budzące strach („ciekawe, gdzie ta biegła chodzi z psem na spacer”, „biegła-ufo”, „idiotka”, „debilka” itd.). Wyobrażam sobie, co może czuć lekarz, który doświadcza hejtu. To niesprawiedliwe i okrutne, kiedy kłamliwe opinie rujnują dorobek lekarza, a złe wieści o kimś rozchodzą się szybko. Ja nie reagowałam i nie reaguję. Jedne wpisy prowokowały następne, a moje ustosunkowanie się do nich prowokowałoby kolejne. Mówiono mi, żebym nie zaglądała na stronę www, kiedy z godziny na godzinę pojawiały się wpisy rujnujące moje dobre imię. Ale wytrwałam dzięki kompletnemu brakowi reakcji. Nie wiem natomiast, co będzie dalej. W każdym razie na pewno będę robiła swoje.
MT: Czy pacjenta skłonnego do hejtowania można rozpoznać w gabinecie?