Wywiad pod pretekstem

Konsekwencja, dobre finansowanie i realizacja zaplanowanych działań

O pomyśle na poprawę stanu zdrowia Polaków i zmianę naszych szkodliwych nawyków, o tym, że proste zmierzenie ciśnienia oraz rytmu pulsu może uratować życie i dlaczego każdy wapnieje, tylko inaczej, z prof. dr. hab. n. med. Tomaszem Hryniewieckim, konsultantem krajowym w dziedzinie kardiologii, pełnomocnikiem ministra zdrowia ds. Narodowego Programu Chorób Układu Krążenia, kierownikiem Kliniki Wad Zastawkowych Serca w Narodowym Instytucie Kardiologii w Warszawie, rozmawia Agnieszka Fedorczyk

Medium 10069

Medical Tribune: Jak pan się odnajduje w nowych rolach − konsultanta krajowego w dziedzinie kardiologii oraz pełnomocnika ministra zdrowia? Nadzoruje pan także od ponad roku pilotaż koordynowanej opieki kardiologicznej na Mazowszu.

Prof. Tomasz Hryniewiecki: Myślę, że połączenie kilku funkcji, które pełnię, jest właściwe i pozwoli mi zwiększyć możliwości oraz skuteczność dziania we wszystkich tych obszarach. Te funkcje, a także obowiązki z nimi związane, zazębiają się w pewnym sensie, w związku z tym ich połączenie wydaje się korzystne, żeby móc realizować bardzo ambitne plany.

MT: Jakie zadania i plany przed panem?

T.H.: Krajowy konsultant w dziedzinie kardiologii to stanowisko, które jest wpisane w system od kilkudziesięciu lat. Konsultant ma rutynowe zadania, takie jak nadzorowanie kształcenia, procesu specjalizacji lekarzy, organizowanie egzaminu specjalizacyjnego, wnioskowanie do ministra w kwestii nowych procedur i nowych leków. Ten zakres zadań krajowego konsultanta dotyczy wszystkich dziedzin medycyny. W mojej sytuacji nakłada się na inne funkcje. Mam na myśli mój udział w pracach nad przygotowaniem i realizacją Narodowego Programu Chorób Układu Krążenia (NPChUK). Jest to projekt zaplanowany na 10 lat, w pewnym stopniu nawiązujący do programu POLKARD, rozpoczętego ponad 20 lat temu, który definitywnie zakończył się 31 grudnia 2021 r. POLKARD jest dobrze wspominany przez kardiologów, bo wprowadzał nowe metody, urządzenia, pozwolił wyposażyć w sprzęt liczne ośrodki kardiologiczne w Polsce. Przez wiele lat dobrze funkcjonował, ale ostatnio był cieniem swojej świetności.

Narodowy Program Chorób Układu Krążenia przygotowywaliśmy w Narodowym Instytucie Kardiologii (NIKard) w ostatnich latach. Na przełomie grudnia i stycznia został przekazany członkom Krajowej Rady ds. Kardiologii, którzy wyrazili opinie na jego temat. Program jest już w wykazie prac legislacyjnych rządu, co oznacza, że powinien być przyjęty w ciągu najbliższego kwartału w formie rozporządzenia Rady Ministrów. Zakładam, że finansowanie będzie takie jak planowaliśmy, tj. prawie 3 miliardy zł, licząc łącznie z wkładem instytucji, które będą uczestniczyły w realizacji tego programu. Przypomnę, że jest to finansowanie zaplanowane na 10 lat, ogromne, nigdy dotąd takiego nie było w historii polskiej kardiologii. Wielokrotnie większe niż w programie POLKARD.

MT: Czym różni się NPChUK od POLKARD?

T.H.: NPChUK to program interdyscyplinarny. Kompleksowo obejmuje całą kardiologię, a ponadto także kardiochirurgię, chirurgię naczyniową, angiologię, hipertensjologię oraz częściowo inne specjalności, np. neurologię (gdy choroba sięga po naczynia dogłowowe i mózgowe). Oprócz tego, że zawiera cały zakres dotyczący wymienionych specjalności – diagnostykę, leczenie, organizację, kształcenie kadr, innowacyjne procedury, leki czy urządzenia, kładzie też duży nacisk na profilaktykę, na zdrowie publiczne. I to jest istotne. Dużo już zrobiliśmy w kardiologii, trzymamy poziom europejski, zwłaszcza jeśli chodzi o leczenie pacjentów z zawałem i sieć pracowni hemodynamicznych. Jednak mimo wymienionych sukcesów kardiologii polskiej, nadal − według standardów Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) i Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego (ESC) − jesteśmy krajem o wysokim ryzyku chorób sercowo-naczyniowych.

MT: Co zakłada program, by zmniejszyć to ryzyko i doścignąć kraje zachodnie?

T.H.: Wchodzimy w fazę działań, które nazwę żmudnymi i mało spektakularnymi, a nawet niewdzięcznymi. To nie jest kupowanie nowoczesnego sprzętu. Mówimy o działaniach z zakresu zdrowia publicznego, promocji zdrowia, czyli o przekonywaniu ludzi, że warto zdrowo żyć, zdrowo się odżywiać i wykonywać badania profilaktyczne. I to są te działania żmudne i niepopularne, zarówno wśród pacjentów, jak i lekarzy. A w Polsce szczególnie niepopularne. Programy profilaktyczne wychodzą u nas słabo. Nawet te, których sensowności nikt nie kwestionuje, jak np. mammografia. Cóż, kiedy frekwencja jest bardzo słaba. Z programu 40+ skorzystało zaledwie kilka procent Polaków. Ludzie stronią od tych programów, trudno więc oczekiwać, że będą one przynosiły spektakularne korzyści.

MT: Jakich zmian trzeba więc dokonać, żeby programy prozdrowotne były skuteczne?

T.H.: Muszą być prowadzone konsekwentnie przez wiele lat. Dlatego NPChUK jest zaplanowany na 10 lat, co ma właśnie zapewnić konsekwencję i ciągłość w wykonywaniu działań, bez względu na ta to, jaki będzie rząd i na wszelkie zmiany polityczne. Te działania muszą być stabilne, bo tylko wtedy jesteśmy w stanie uzyskać taki efekt jak w Europie Zachodniej. Programy nie działają, bo są wycinkowe, np. zaplanowane na kilka miesięcy, na rok, a potem się kończą. NPChUK jest apolityczny, zaplanowany i nadzorowany przez osoby apolityczne. Celem tego programu jest, przypomnę, poprawa zdrowia polskiego społeczeństwa, zmniejszenie ryzyka sercowo-naczyniowego, a tego celu nikt nie zakwestionuje, bez względu na opcję polityczną.

MT: Proszę podzielić się pomysłami programowymi.

T.H.: Będziemy działali na wszystkich frontach. Trzeba uświadomić społeczeństwu, że warto zachowywać się inaczej niż jako społeczeństwo mamy w zwyczaju, bo to się przekłada na nasze zdrowie i życie. Należy zacząć od specjalistów – lekarzy, pielęgniarek, pracowników medycznych. Planujemy wprowadzenie zmian w kształceniu dyplomowym, podyplomowym, żeby kadra medyczna wiedziała, co jest ważne, co i jak mówić pacjentom. Podobnie jak było z działaniami antynikotynowymi − wszyscy mają powtarzać ten sam przekaz, zgodny z wiedzą naukową. Najważniejsze kwestie to: niepalenie (ta wojna nie jest jeszcze wygrana, obserwujemy powrót do nawyku palenia, zwłaszcza dotyczy to osób młodych), ruch, odżywianie – otyłość jest w Polsce dramatem, gonimy w tym Stany Zjednoczone. Polacy nie ruszają się i uwielbiają jedzenie śmieciowe, fast foody. Dlaczego? Bo to jest atrakcyjnie podane jedzenie, niezobowiązujące, które w dodatku nie angażuje czasu. Takie jedzenie może towarzyszyć prawie wszystkim czynnościom życiowym.

MT: Nie tylko za dużo jemy, ale też źle jemy.

T.H.: I trzeba ludziom pokazywać, co warto jeść, jak ograniczać masę ciała, że należy kontrolować czynniki ryzyka chorób układu krążenia, takie jak stężenie glukozy, cholesterolu we krwi, ciśnienie tętnicze. Nawet lekarze coraz rzadziej mierzą pacjentom ciśnienie. Nie mają czasu. Wszyscy chcą robić wszystko coraz szybciej. Najlepiej podczas telewizyty, w trakcie której ciśnienia się nie zmierzy. Kolejna rzecz to sprawdzanie, jaki jest rytm serca – równy czy nierówny, ponieważ to pozwala zapobiec udarowi mózgu i inwalidztwu na całe życie. Bo jeżeli przyczynę arytmii stanowi migotanie przedsionków, które w 50% jest bezobjawowe, to mamy ryzyko udaru i inwalidztwa. Doświadczył tego śp. prof. Marian Zembala, który nie zorientował się, że ma migotanie przedsionków. Nie zauważył, nie włączył odpowiednich leków, mówił o tym publicznie. Nawet połowa osób, która ma lub miewa arytmię, nie wie o tym, ani o tym, że to może być zagrożenie życia. Ludzie nie czują arytmii, nie badają się, a wystarczy zbadać sobie tętno − czy jest równe, czy nie − przykładając palce do tętnicy, np. na nadgarstku. Taka prosta informacja może być na wagę życia. Warto tego ludzi uczyć.

Medium 10072

MT: Edukacja zacznie się więc od lekarzy?

Do góry