Ostry dyżur
Pięć lat po COVID-19: ochrona zdrowia nadal nieprzygotowana na nowy kryzys
Iwona Dudzik
To nie jest pytanie „czy”, to pytanie „kiedy” – mówią epidemiolodzy. Są pewni: kolejna pandemia nadejdzie, choć nie wiadomo dokładnie, w jakiej formie
To jak w totolotku, nie możemy tego przewidzieć – mówi prof. dr hab. m. med. Andrzej Horban, były główny doradca premiera ds. COVID-19. Jak dodaje ekspert, wirusy prowadzące do zapalenia płuc mutują, bakterie nabywają oporności, zmiany klimatyczne zmieniają ekosystemy i sprzyjają rozprzestrzenianiu się chorób zakaźnych. Równie istotne są zmiany cywilizacyjne, takie jak podróże międzykontynentalne, wzrastające zatłoczenie miast i inne zjawiska tego typu.
− Epidemie były, są i będą − dodaje. − Na szczęście mamy coraz więcej możliwości, aby skutecznie zmniejszać ryzyko zachorowania i zgonów.
Prof. Horban porównuje walkę z pandemią do wojny. Przygotowujemy się do niej, korzystając z doświadczeń poprzedniej, choć każda kolejna jest nieco inna. Tak było w przypadku pandemii COVID-19: wykorzystywaliśmy wiedzę i doświadczenia zdobyte podczas wcześniejszych epidemii, zwłaszcza grypy AH1N1 (tzw. świńskiej grypy). Dlatego i teraz pojawia się zasadne pytanie o to, co zmieniła ta epidemia w systemie opieki medycznej. Co udało się poprawić, a co wciąż wymaga usprawnień?
Lekcja z COVID-19
4 marca 2020 r. w Polsce potwierdzono pierwszy przypadek SARS-CoV-2. Od tego momentu do końca czerwca 2023 r. oficjalnie zarejestrowano 6 517 852 zakażeń i 119 626 zgonów. To jednak niepełny obraz dramatu. Utrudniony dostęp do systemu opieki medycznej dla innych pacjentów powodował ogrom tak zwanych zgonów nadmiarowych. Według Głównego Urzędu Statystycznego w 2020 r. liczba zgonów w Polsce przekroczyła 477 tys., co stanowiło wzrost o prawie 68 tys. w porównaniu z rokiem poprzednim.
− To był nowy, nieznany wirus, mało o nim wiedzieliśmy. Przez analogię do epidemii wywołanej przez SARS 1 można się było spodziewać dziesiątek tysięcy zachorowań i licznych zgonów, zwłaszcza w sytuacji załamania się systemu opieki medycznej. Mieliśmy w Polsce ok. 10 tys. łóżek intensywnej terapii. Całkowita liczba miejsc tak zwanych internistycznych wynosiła ok. 100 tys. Dodatkowo duża część szpitali nie miała nowoczesnych instalacji tlenowych – wciąż używano butli tlenowych, jak w XIX w. – przypomina prof. Horban. − A tu kluczowym czynnikiem przeżycia ciężkiego zapalenia płuc okazała się nie respiratoroterapia, ale właściwa tlenoterapia, niestosowana dotąd na taką skalę.
Problemem było także zorganizowanie odpowiednich ścieżek postępowania dla pacjentów, tak by system ochrony zdrowia nie został całkowicie sparaliżowany. − Ważne było rozróżnienie chorych, którzy mogą leczyć się w domu, od tych wymagających hospital...