Słowo wstępne
Słowo wstępne
prof. dr hab. n. med. Dariusz Moczulski
Szanowni Państwo!
Jednym z najistotniejszych elementów w pracy lekarza jest wyznaczenie sobie górnej granicy, ile powinien pracować. Zawsze można pracować do całkowitej utraty sił, ale już dużo wcześniej, zanim ten punkt osiągniemy, zaczyna spadać jakość naszego działania. Jesteśmy zmęczeni, zwiększa się ryzyko popełnienia błędu, stajemy się niecierpliwi, no i zaczynają nas drażnić pacjenci. Jak zatem znaleźć ten punkt, do którego nasza praca będzie sprawiać nam przyjemność, do którego będziemy cierpliwi dla naszych pacjentów? Każdy z nas musi sobie taką granicę wyznaczyć i na pewno to robi. Ale czasami pojawiają się pewne dylematy. Na przykład przychodzi kolejny pacjent do poradni, który nie był zarejestrowany na wizytę w danym dniu, i prosi nas o przyjęcie. Nie jest to przypadek nagły wymagający natychmiastowej pomocy, a my mamy już zaplanowane wizyty wielu chorych. Pacjent ten zgłosił się do nas w tym dniu, ponieważ nie przyszedł na zaplanowaną wcześniej wizytę albo nie chce czekać na swój termin i tak po prostu najbardziej mu pasuje. Co powinniśmy wtedy zrobić, gdy przyjęcie tego pacjenta przekroczy naszą górną granicę, którą żeśmy sobie sami wyznaczyli? Załóżmy, że się poświęcamy i zgadzamy na przyjęcie tego pacjenta. No dobrze, ale w danym dniu przychodzi kolejny z podobną prośbą. Przy którym pacjencie powinniśmy powiedzieć „nie”? Niezależnie od tego, przy którym pacjencie odmówimy, zawsze będziemy odczuwać pewien dyskomfort. Zdarza się, że słyszę wtedy następujące argumenty ze strony pacjenta lub bliskiej mu osoby: „Ale co panu zależy? Jak pan przyjmuje kilkunastu pacjentów, to może pan przyjąć jeszcze jednego”. Czasami są one dużo mocniejsze: „No to co, mam umrzeć?”. Nie ukrywam, że nie czuję się w takiej sytuacji komfortowo i mam problem z rozwiązaniem tego dylematu. Sięgam jednak wtedy po powiedzenie, które usłyszałem kiedyś na zajęciach od studentów z kierunku ratownictwo medyczne. Powiedzieli mi, że „martwy ratownik to żaden ratownik”. No i na tej podstawie stworzyłem własną maksymę, że „wypalony lekarz to żaden lekarz”.
W obecnym numerze „Medycyny po Dyplomie” polecam artykuł „Powiększona śledziona – pierwsze kroki diagnostyczne”. Systematyzuje on podstawową wiedzę na ten temat.