Od redakcji

Wstęp

Prof. dr hab. n. med. Maria Barcikowska

Zakład Badawczo-Leczniczy Chorób Zwyrodnieniowych CUN, IMDiK PAN Warszawa

Neurologia po Dyplomie 2014; 9 (6): 1

Drogie Koleżanki i Drodzy Koledzy!

Mamy wyjątkowo ciepły listopad, co ułatwiło mi zaproszenie Państwa na majowy kongres Akademii po Dyplomie Neurologia do Warszawy, mam nadzieję już ciepłej i wiosennej. Spotykamy się 9 maja na kongresie zaplanowanym, jak zwykle, na podstawie życzeń, jakie zostawili nam Państwo, wypełniając ankiety na poprzednim kongresie. Wierzymy, że udało nam się jako organizatorom postawić przed naszymi ciekawymi wykładowcami interesujące i trudne wyzwania.

W „ochronie” zdrowia jak zwykle coś się dzieje, chociaż narzuca się wręcz boleśnie polskie powiedzenie o mieszaniu herbaty bez cukru, co, jak wiadomo, słodyczy jej nie przydaje. W tym momencie walczymy i o pakiet onkologiczny, i w jego cieniu o pakiet antykolejkowy. Wygląda to trochę jak kwadratura koła, pakiet onkologiczny bowiem nie może być zrealizowany inaczej niż kosztem pakietu antykolejkowego, ale zobaczymy, jak to zadziała w praktyce. Na razie widzę wyraźną możliwość wydłużenia kolejek do lekarzy POZ, już choćby przez konieczność wypisywania przez nich dodatkowo, oprócz szybkiej ścieżki onkologicznej, skierowań do dermatologa, a szczególnie do okulisty (zważywszy na starzenie się naszych pacjentów i szybko rosnący tym samym problem zaćmy i jaskry)! Nie mam znajomych wśród specjalistów w tych dziedzinach i nie wiem, czy cierpieli na nadmiar niepotrzebnych wizyt swoich chorych do tej pory, czemu tamę mają postawić te skierowania. Czy chodzi o zaćmę, żeby było później, a przez to mniej zabiegów? Albo o choroby skóry, które często są przejawem lub początkiem ciężkich i grożących życiu chorób ogólnoustrojowych, w tym także onkologicznych?!?

W neurologii jak zwykle na razie bez zmian. Siły twórcze i możliwości finansowe organizatorów „ochrony” zdrowia wyczerpią się i spalą w tych dwóch wymienionych powyżej problemach. Procedury pozostaną dla hospitalizacji takie jak są, w ambulatorium pozostanie jedna wizyta ogólna. W ambulatorium nie będzie psychologa, który jest według ministerstwa potrzebny kardiologom, geriatrom, onkologom, a neurologom – nie, zajmujemy się przecież „tylko” mózgiem, a dusza, jak wiadomo ministerstwu, „mieszka w sercu”. W kolejkach będą stali młodzi pacjenci z SM i chorzy otępiali wymieszani z chorymi z ostrym zespołem korzeniowym. Neurolog nie będzie miał czasu na zbadanie pacjentów w podeszłym wieku cierpiących na choroby neurozwyrodnieniowe, takie jak choroba Alzheimera i choroba Parkinsona, nie mówiąc już o wzięciu pod uwagę rzadkich chorób. Jak zwykle oficjalnie będzie się wymuszało ograniczenie hospitalizacji, proponując przeniesienie diagnostyki do ambulatorium – pustosłownie bez żadnych wspomagających to narzędzi finansowych, czyli pieniądze na diagnostykę będą w szpitalach, a grosze w ambulatorium nie zachęcą do przechodzenia od hospitalizacji do wizyty ambulatoryjnej. Nie wiadomo też, dlaczego w neurologii nie ma możliwości diagnostyki jednodniowej, która dla wielu naszych chorych byłaby optymalna. Dlaczego? Nie, bo nie – i to w dodatku naprawdę wbrew interesom płatnika. Powtarzamy to od lat, ale nic z tego nie wychodzi.

I na zakończenie powinnam pogratulować polityce naszego państwa tego, że udało się zniszczyć skutecznie mit lekarza w naszym kraju. Ostanie badania europejskie wykazały, że najmniejszym zaufaniem pacjentów cieszą się polscy lekarze, oczywiście tylko wtedy, kiedy pracują w Polsce, ci którzy pracują za granicą, cieszą się już zaufaniem dużo większym. Jednoznacznie wskazuje to na sukces oficjalnej propagandy w tym zakresie. Brawo!

Nasz najczęściej stary pacjent stoi w groteskowo długich kolejkach do specjalisty (na pociechę bardzo pilnowanej co do tej długości), a jak się już do niego dostanie, nie będzie miał pieniędzy, żeby kupić wypisane przez niego leki. Może to i dobrze, ponieważ odebrano mu, jak się oblicza, 50% efektu placebo tych leków, bo na szczęście nie ma już zaufania do lekarza, który mu je przepisał. Pogratulować twórcom naszej polityki „ochrony” zdrowia, a może ochrony kolejek i pacjentów przed lekarzami?

Do góry